Rozdział 68

429 34 31
                                    

Weszła powoli do kuchni, rozglądając się przy tym uważnie, jednak ciemnooki nie znalazł się w zasięgu jej wzroku. Wiedziała, że dziś ma wolny dzień, więc pewnie czai się gdzieś za rogiem. Podeszła do zlewu i wyjrzała przez okno. Siedział bez ruchu na wilgotnych, zimnych schodkach. Westchnęła głęboko i zaparzyła rozgrzewającą herbatę z dodatkiem imbiru i cytryny. Chwyciła za kubek i chwilę później znalazła się na tarasie. Eric nijak zareagował na jej obecność.

-Napij się, bo się przeziębisz.-Przykucnęła i podała mu naczynie z gorącym płynem.

-Dzięki.-Odparł pociągając nosem.

Ich i tak już zachwiane relacje uległy znacznemu pogorszeniu. Rozmawiali ze sobą tylko w momentach, w których było to niezbędne, chociaż ciężko było nazwać rozmową rzucanie w eter kilku przypadkowych słów. Oboje czuli się winni zaistniałej sytuacji i oboje mieli do siebie wzajemny żal. Eric o to, że brunetka chciała go wykorzystać w najbardziej oczywisty sposób, tuż po spotkaniu z hakerem, co zabolało go zdecydowanie najbardziej. Judy natomiast nie mogła przeboleć tego bezsensownego użycia broni, w efekcie czego ucierpiało niewinne zwierzę.

-Wyglądasz już zdecydowanie lepiej, maleńka.-Z czułością pogładziła psa, opierającego łebek o kolana chłopaka. W podzięce suczka lekko zamerdała ogonem.-Nie zapomnij zmienić jej opatrunku, kiedy już wejdziesz do domu. Jest cały brudny i przemoczony.-Wstała i potarła dłońmi o swoje ramiona, aby nieco się rozgrzać.

-Nie jestem głupi, Emily.-Od pewnego czasu zwracał się do niej głównie jej nowym imieniem.-Doskonale wiem co powinienem zrobić.

-Nie musisz być taki opryskliwy. Ja tylko trzymam się wytycznych weterynarza.-Wypuściła powietrze przez nos.

-Przypominam ci, że to jest mój pies.-Wyraźnie zaznaczył swoją pozycję.

-A ja ci przypominam, że to przez ciebie jest w takim stanie.-Odwróciła się na pięcie i weszła do środka, nie mogąc znieść takiej bezczelności.

Z frustracją sięgnęła po psią miskę i zaczęła odmierzać odpowiednią porcję karmy, wsuwając antybiotyk, który Renee powinna przyjmować, między kawałki mięsa. Odłożyła przygotowaną mieszankę i uniosła głowę do góry, gdy tylko usłyszała dźwięk rozsuwanych drzwi tarasowych.

-Przepraszam, poniosło mnie.-Powiedział cicho, odstawiając psa na podłogę.

-Posłuchaj, ja wiem, że między nami nie jest kolorowo, ale czy możemy odstawić na bok te wszystkie złości i uprzedzenia, jeśli w grę wchodzi dobro Renee?-Judy już taka po prostu była. Nie chciała, żeby ich wzajemna wrogość wpływała negatywnie na rekonwalescencję tej małej istotki.

-Myślisz, że nie widzę jak na mnie patrzysz? Naprawdę sądzisz, że jesteś w stanie ukryć to pogardliwe spojrzenie?-Nie mógł znieść tego przeszywającego bólu w jej oczach.

-A jak według ciebie mam patrzeć?-Skrzyżowała ręce.-Zarówno ty jak i Jake jesteście tak samo winni temu, co się stało. Ale-westchnęła głęboko-obwiniam również siebie, chociaż to nie ja trzymałam pistolet.

-Uważasz, że jest mi z tym wszystkim lekko? Doskonale wiem, że to głównie moja wina. To ja jestem prawnie odpowiedzialny za tego psa. Nie ty, ani tym bardziej Jake.-Jego głos zaczął się załamywać, więc czym prędzej zajął się zmianą opatrunku, aby tylko nie wybuchnąć.

-Ericu-westchnęła-stało się, a Renee nie będzie jedynym trójnogim psem na świecie.-Chciała dotknąć jego pleców, ale finalnie się wycofała.

-To ja zapewniłem jej to piekło. To przeze mnie amputowali jej łapę.-Czuł się odpowiedzialny za całą sytuację.

-Utrata łapy wcale nie wyklucza jej z cieszenia się psim życiem. Co prawda będzie nieco ograniczona w niektórych aktywnościach, ale przyzwyczai się do takiego stanu rzeczy. Zobaczysz.-Judy miała już niejednokrotnie do czynienia z niepełnosprawnymi zwierzętami i wiedziała, że w żadnym stopniu nie odstają one od tych pełnosprawnych.

Duskwood: Afterstory حيث تعيش القصص. اكتشف الآن