XXX

194 18 19
                                    

Piekło. To chyba najbardziej dokładne określenie tego miejsca, jakie mogło powstać.

To miejsce mnie dusiło. Zapach siarki unoszącej się w powietrzu drażnił moje nozdrza, a wysoka temperatura tego miejsca sprawiała, że oddychałam z wielkim trudem. Co więcej moje oczy piekły i łzawiły z powodu dymu, który zasłaniał moje pole widzenia.

Co chwilę musiałam odkasływać pokłady siarki oraz dymu z płuc inaczej miałam wrażenie, że bym się tu zaraz udusiła. Chociaż nie wiem, czy to byłoby możliwe.

Gdy się obudziłam po przekroczeniu portalu, okazało się, że byłam związana. I ciągnięta. Ręce i nogi miałam związane, a w usta wsadzoną jakąś szmatę, której pochodzenia chyba wolałam nie znać. Uchyliłam lekko powieki i rozejrzałam się po otoczeniu. Poczułam, jak przechodzą mnie ciarki.

Przechodziliśmy właśnie przez las. Dookoła nas unosiła się gęsta mgła, przez którą nie widziałam nawet czarno-czerwonego nieba nad sobą. Jednak to nie mgła, czy złowroga atmosfera wprawiła mnie w przerażenie, a sam las.

Las zbudowany z ludzi, którzy byli wrośnięci w drzewa.

Nawet stąd słyszałam ich rozpaczliwe jęki wołające o pomoc. Patrząc na nich czułam ból ich nadwyrężonyvh mięśni z powodu braku ruchu przez tyle czasu. Na Bogów... Co oni musieli zrobić, aby tak skończyć? A potem pojawiła się kolejna myśl. Czy mnie też to czeka?

Krzyknęłam, gdy jedna z ,,gałęzi" wychyliła się w moją stronę i próbowała mnie złapać. Szybko wywinęłam się z jej uchwytu.

Nagle osoba, która mnie ciągnęła przystanęła. Najwyraźniej musiała usłyszeć mój krzyk pomimo kawałka materiału w moich ustach. Próbowałam wykręcić jakoś głowę, aby ujrzeć jej twarz, jednak nie udało mi się.

Usłyszałam kroki i przede mną pojawiła się twarz strażnika bram Piekieł. Pokurczarz.

Pokurczarz spojrzał na mnie i uśmiechnął się złośliwie. Najwyraźniej bawiło go moje przerażenie.

Jęknęłam cicho mając nadzieję, że może zrozumie aluzje i wyciągnie mi tą szmatę z ust.

- Ktoś wszedł bez bram, ktoś wszedł bez bram. - zamruczał tylko i pociągnął za linę stawiając mnie do pionu. Zachwiałam się. Pokurczarz nie zwracając na mnie dłużej uwagi, podjął dalszą wędrówkę.

Nie wiem, ile tak szliśmy. Może to były minuty, może godziny... nie byłam pewna. Zaczynałam tracić poczucie czasu. W środku wędrówki zaczęłam nawet liczyć sekundy, jednak po paru sekundach się zgubiłam. Co było po 34? 56? A może 80?

Zrozumiałam, że Piekło zaczęło mącić mi w głowie i zaprzestałam tego zajęcia. Starałam się też nie przejmować tym, że nagle zatraciłam zdolność liczenia, jednak złośliwy uśmiech na twarzy Pokurczarza tylko pogarszał sprawę. Tak więc szliśmy dalej.

Mijaliśmy pustynie, lasy, wzgórza i kopalnie. A w każdym z tych miejsc trwała inna tortura dla potępionych dusz. Niejednokrotnie wzdrygnałam się z bólu na widok cierpienia, które mnie otaczało. Patrząc na nich miałam wrażenie, jakby to mnie ktoś ranił. Nie mogłam na nich nawet zerknąć, bo czułam jakby to sprawiało, że coś wewnątrz mnie zaczyna gnić. Może to moja anielska natura tak na to reagowała? A może po prostu to było dla mnie zbyt wiele?

Dla tego od momentu, gdy zobaczyłam może dziewięcioletniego chłopca, który musiał targać na plecach stosy cegieł na stromy szczyt bez choćby kawałka materiału na swoje poranione stopy, nie podniosłam więcej wzroku. Nie oglądałam się więcej nie mogąc znieść tych tortur. I tak przez resztę podróży słyszałam tylko jęki i krzyki potępionych, ale ani razu nie odważyłam się podnieść więcej wzroku.

Wiecznie Śniąca ~ Sandman [Zakończone]Where stories live. Discover now