IX

180 11 0
                                    

Powiększający się ból w klatce piersiowej nie pozwalał mi się zatrzymać. Biegłam wciąż przed siebie, nie zważając na ludzi, których potrącałam. Nie zawracałam sobie głowy przeprosinami. Myślami byłam daleko stąd. I nawet nie do końca zdawałam sobie sprawę co się dzieje aktualnie dookoła mnie.

Nie widziałam też, gdzie biegłam. Łzy zasłaniały mi pole widzenia i dostrzegałam jedynie jakieś pojedyncze kształty lub migające światła.

- Hej! Uważaj, gdzie leziesz! - usłyszałam czyjś wściekły głos, gdy przebiegłam przez środek jezdni. Nie przywiązując uwagi do jego słów pobiegłam dalej.

Mijałam kolejne sklepy, potem domy, aż w końcu przekształciły się one w ulice. Jednak nadal się nie zatrzymywałam, pragnąć jedynie świętego spokoju od tego zgiełku, który nagle powstał i zaczął mnie drażnić. Miałam wrażenie, że ze wszystkich stron otaczają mnie ludzie, którzy mogą mnie skrzywdzić - nie, którzy CHCĄ mnie skrzywdzić.

W końcu przez zasłonę łez dojrzałam wysoki, strzelisty budynek, więc otarłam łzy i przyjrzałam mu się. Prychnęłam, gdy zobaczyłam, że przez cały ten czas biegłam w stronę kościoła. Co za ironia... Uciekłam do miejsca, które mnie skrzywdziło. Rozejrzałam się i zaraz za kościołem dojrzałam cmentarz. Miałam ochotę równocześnie płakać i śmiać się do rozpuku. Jednak nie mając lepszego pomysłu, wolnym krokiem weszłam na cmentarz.

Był to najzywklejszy cmentarz, jaki może być. Kolumny nagrobków ustawionych obok siebie, niektóre oświetlone światłem palących się zniczy. Mijałam nagrobek za nagrobkiem i przyglądałam się im.

Jane Hopkins
zmarła 12 czerwca 2006 roku

Peter Mason
25 grudzień 1999 rok

ukochany wuj i brat,

Zatrzymałam się dopiero przy następnym.

Richard Cooper
30 luty 2002 rok

Ojciec, którego będzie nam brakować.

Na te słowa łza zakręciła mi się w oku, ale ją zatrzymałam. Żałowałam, że ja sama nie jestem w stanie zobaczyć takiego nagrobka, postawionego ku pamięci mojego ojca. Z tego powodu zazdrościłam jego dzieciom. Jednak współczułam im tej straty, rozumiejąc ich ból.

Pomimo wszystko poczułam pewną więź, usiadłam na ziemi koło nagrobka i spojrzałam w gwieździste, chociaż już powoli jaśniejące niebo. Chociaż imię miał podobne, zmarł zostawiając rodzinę i również był ojcem, nie znałam tego człowieka. To mnie jednak nie powstrzymało.

- Cześć. - wydusiłam, po czym spuściłam wzrok na swoje dłonie. - Wiem, że mnie nie znasz. Tak jak ja ciebie, jednak mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe jak chwilę tu z tobą posiedzę i pogadam. - Uśmiechnęłam się smutno na własne słowa, po czym prychnęłam. - Zwariowałam już całkiem, co nie? Rozmawiam z nagrobkiem. Przepraszam, pomyłka - rozmawiam z czyimś trupem leżącym parę metrów pod ziemią.

Przez chwilę nie potrafiłam znaleźć kolejnych słów, więc mój wzrok znowu padł w stronę nieboskłonu.

- Wiesz... Mój ojciec też miał na imię Richard. Richard Harrison. Właśnie się dowiedziałam, że zmarł. - zaczęłam bawić się swoimi włosami. - Nie miałam... nie miałam okazji się z nim należycie pożegnać. I nawet nie mogę pójść na jego grób, bo już go nie ma. Dlatego tutaj siedzę. - spojrzałam na napisy zdobiące nagrobek i westchnęłam. - Kochałam mojego ojca. - wyszeptałam i łzy spłynęły po moich policzkach. - Był... dobrym człowiekiem. Uczynnym. Miłym. Inteligentnym. Nie zasłużył na takie pożegnanie z mojej strony.

Wiecznie Śniąca ~ Sandman [Zakończone]Where stories live. Discover now