XXVII

180 19 1
                                    

Gdy tym razem obudziłam się na swojej ulubionej polanie w Śnieniu, szybko zdałam sobie sprawę, że coś było nie tak.

Na pierwszy rzut oka nie wiedziałam, o co chodzi. Podleciałam, więc odrobinę do góry na swoich skrzydłach i rozejrzałam po okolicy.

Budynki były na swoim miejscu, na niebie świeciło słońce, a dookoła mnie była cisza i spokój. Żadnych pożarów, krzyków, śmiechów.

I wtedy to we mnie uderzyło. Nikogo nie słyszałam. Z zaskoczeniem przyjrzałam się ponownie otoczeniu.

Niegdyś tak tłoczne i aż wypełnione po brzegi różnymi wyśnionymi stworami Królestwo Snu, teraz było opustoszałe. Co prawda widziałam w oddali jakieś pojedyncze stworzenia, które o dziwo były w ogóle niezrażone otaczającą ich pustką, ale i tak większości z tutejszych mieszkańców po prostu nie było. Zniknęli.

Nie chcąc tracić ani chwili, poleciałam do zamku Snu. Miałam nadzieję, że Morfeusz już tam jest i może jest w stanie mi powiedzieć, co tu się stało, a jak nie, to wspólnie rozwiążemy tą dziwną zagadkę. W końcu ponad dziewięćdziesiąt procent stworzeń nie znika ot tak.

Pchnęłam główne wrota i znalazłam się w sali tronowej. Na środku sali stali już obok siebie pochyleni Sen oraz Lucienne. Podnieśli głowy na moje dramatyczne wejście.

- Co za ulga! - powiedziałam na wejściu, a moje skrzydła zadrżały na zgodę. Podeszłam do nich i stanęłam obok próbując złapać dech po moim wyczerpującym locie. - Przynajmniej wam nic nie jest. - Morfeusz nic nie odpowiedział, a Lucienne uśmiechnęła się szeroko na mój widok.

- Też się cieszę, że cię widzę, Gabi. Wszystko w porządku? - spytała widząc, że cały czas sapię, jak lokomotywa. Pokiwałam głową.

- Tak, tak... tylko się trochę zmachałam. - odparłam machając niedbale ręką. Potem uspokoiłam oddech i odchrząknęłam. - A więc. Czy wiecie gdzie się wszyscy podziali? - zadałam w końcu nurtujące mnie pytanie, a Lucienne poprawiła okulary w zdenerwowaniu.

- Przyszłaś idealnie na sprawozdanie. Właśnie miałam o tym mówić, ponieważ ostatnim razem Lord Morfeusz nie miał czasu mnie wysłuchać i...

- Do rzeczy, Lucienne. - przerwał jej Sen, a Lucienne speszona odchrząknęła.

- No tak. A więc. Jak ostatnio tu byłeś, mój Panie, miałam zamiar powiedzieć Ci o... dość dziwnym zjawisku. - Lucienne otworzyła księgę, którą do tej pory cały czas trzymała zamknięta przy piersi. Przewróciła parę stron, a potem wskazał coś Snu, a ten zmarszczył brwi. - Od niedawna bardzo dużo Snów oraz Koszmarów zaczęło się skarżyć na... - Lucienne zacięła się, jakby próbując znaleźć odpowiednie słowo. - wołanie, mój Panie.

- Wołanie? - spytałam zdezorientowana. Moja przyjaciółka przytaknęła.

- Tak to określali. Opisywali to, jako nagłą chęć, albo nawet przymus udania się do Świata Jawy. Nie potrafili jednak powiedzieć skąd on się bierze. Gdy spytałam, czy wiedzą kto ich woła, wszyscy zgodnie odpowiadali, że na pewno nie Lord Morfeusz. - zaniepokoiłam się.

- Ale nie potrafili powiedzieć kto?

- Nie. - powiedziała Lucienne i pokazała nam następną stronę. - A potem zaczęli znikać. - wskazała na imiona stworzeń, których nie znałam i pokazała nam przypisy obok nich. - Na początku były to tylko Koszmary. Niektóre przychodziły i mówiły, że idą za głosem, a inne po prostu z dnia na dzień dosłownie rozpływały się w powietrzu. Zapisywałam każdy pojedynczy Koszmar, który zniknął, ale potem okazało się, że to byli wszyscy ci, co słyszeli głos. A wczoraj... - zacięła się. Zatrzasnęła księgę i przyłożyła ją do piersi, jakby to była jej tarcza przed następnymi słowami. - Nawet ja poczułam to wołanie.

Wiecznie Śniąca ~ Sandman [Zakończone]Where stories live. Discover now