XXVI

179 17 0
                                    

Po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk rozsuwanych drzwi, a potem ciężkie kroki.

- Hej, jak się masz? - zamrugałam wyrwana z rozmyślań i spojrzałam z wymuszonym uśmiechem na Andrew.

- Dobrze. Jak w pracy?

- W porządku. Wszystko zgodnie z planem. A ty? Jakieś nieprzewidziane atrakcje? - skrzywiłam się lekko.

- Oprócz jakiejś starej jędzy, to nie. - do moich uszu doleciał chichot przyjaciela.

- Aż tak źle? O co jej chodziło?

- Według niej wyglądałam, jak żebrak. - westchnęłam, po czym uświadamiając sobie, że wciąż trzymam w dłoni szklankę z nietkniętym sokiem, odłożyłam ją na stół. Poczułam, jak kanapa obok mnie się ugina.

- Ej, nie przejmuj się tym. - poczułam, jak przyjaciel mnie obejmuje. - Pewnie miała zły dzień i na tobie wyładowała swoją frustrację. - prychnęłam.

- Taaa... pewnie tak. Jednak... poczułam się dziwnie. W końcu niecodziennie się słyszy, że wygląda się, jak żebrak spod mostu. - powiedziałam lekko się śmiejąc. Andrew również cicho zachichotał.

- Wyjątkowe przeżycie. - usłyszałam westchnięcie i mężczyzna zabrał rękę z mojego ramienia, po czym wstał. - Idę się przebrać. Zaraz wracam.

Andrew odszedł, a ja znowu zostałam sama. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, wstałam i postanowiłam odgrzać w międzyczasie obiad.

Gdy mężczyzna wrócił, danie już było gotowe.

- Długo ci to zajęło. - powiedziałam, gdy mężczyzna w końcu zszedł po schodach do jadalni. Andrew na chwilę zaniemówił, ale po chwili odparł poprawiając kołnierzyk koszuli.

- Ach, musiałem... jeszcze komuś odpisać. Wybacz. - przyjrzałam mu się z niepewnością. Coś mi tu nie pasowało. Wydawał się... zdenerwowany. Pokręciłam jednak głową i przypisałam to swojemu dzisiejszemu przewrażliwieniu. Z pewnością mi się wydawało.

- Chodź, jedzenie gotowe.

- Co dzisiaj mamy?

- Lazanię. - zasiedliśmy do stołu i w przyjemnej ciszy spożyliśmy posiłek.

Po obiedzie Andrew wymówił się szybko jakimś ważnym sprawozdaniem, które musiał mieć na jutro gotowe i do którego potrzebował ciszy oraz spokoju. Dodał również, że skoro musi je na jutro całkowicie przygotować, a jeszcze się do tego nie zabrał, to uda się do swojej sypialni, gdzie nie będziemy sobie wzajemnie wadzić.

Przyjęłam to z pewną ulgą, gdyż przynajmniej nie będę musiała się tłumaczyć Andrew, gdy pod wieczór udam się na spotkanie ze Snem.

Posprzątałam, więc po posiłku i ponownie usiadłam na kanapie wpatrując się w powoli zachodzące słońce. Poczułam niepokój i mój puls przyśpieszył. Za niedługo musiałam wyjść. Chociaż wolałabym spotkanie za dnia, kiedy słońce towarzyszyło mi na niebie i dodawało mi otuchy, tak jednak skrzydeł mogłam niestety używać tylko w nocy przy świetle księżyca. Nie miałam wyjścia.

Westchnęłam przeciągle, gdy słońce całkowicie schowało się za horyzontem i w pomieszczeniu oraz na dworze nastała ciemność.

Przeciągnęłam się i po raz ostatni rozejrzałam po pomieszczeniu. Zostawiłam notatkę na blacie z informacją, że idę spotkać się z przyjacielem i nie wiem kiedy wrócę, po czym weszłam do windy i zjechałam na sam dół.

Gdy wychodziłam, Patricia spojrzała na mnie z niedowierzaniem, jakby zastanawiając się, gdzie wychodzę o tak późnej porze i czy z moją głową na pewno wszystko w porządku. Sama nie wiedziałam, czy było.

Wiecznie Śniąca ~ Sandman [Zakończone]Where stories live. Discover now