XI

192 12 0
                                    

Nie minęła nawet godzina, a znów stałam pod drzwiami do mieszkania Hoba. Tym razem jednak nie towarzyszył mi Hob, a Morfeusz, który od sytuacji w parku nie wypowiedział ani słowa i milczał jak zaklęty. Miałam wrażenie, że starał się mnie ignorować. Postanowiłam tego teraz nie roztrząsać, ponieważ po pierwsze - nie miało to większego sensu, a po drugie - sama nie miałam siły na rozmowę. Skoro Pan Mroczny postanowił się nie odzywać to to uszanuję.

Zapukałam do drzwi.

- Eveline, mówiłem, że zaraz zejdę! - zapukałam ponownie i się odezwałam.

- Hob? - usłyszałam czyjeś przyśpieszone kroki i zaraz po tym drzwi zostały otwarte z rozmachem. Za nimi ujrzałam lekko zdezorientowaną twarz mojego przyjaciela.

- Gabriela? Co ty tu robisz tak szybko? Wejdźcie. - dodał, gdy zauważył za moimi plecami Morfeusza. Odsunął się na bok i przepuścił nas.

Weszłam do mieszkania i nie mając siły, aby zdjąć buty, rzuciłam się plackiem na rozłożoną jeszcze kanapę. Jęknęłam, gdy moje ciało w końcu mogło się rozluźnić. Resztką sił dosłownie ,,wyślizgnęłam się" z płaszcza, rzuciłam go na bok i pozwoliłam sobie wypuścić skrzydła i rozłożyć je w poprzek kanapy. Przymknęłam oczy z rozkoszy.

- Gabrielo? Wszystko w porządku? - usłyszałam zaniepokojony głos Hoba. Uchyliłam jedną powiekę i zerknęłam na stojącego obok mnie mężczyznę. Mruknęłam na potwierdzenie i znów zamknęłam oczy. Na moje nieszczęście Hob tak łatwo nie odpuścił. - Czy możesz mi wyjaśnić co się stało? Wyglądasz na ledwo żywą!

- I tak też się czuję. - wymruczałam w poduszkę. - Mam wrażenie jakbym przeszła tysiące kilometrów po pustyni, później rozjechał mnie tir albo dwa, następnie poraził mnie na dokładkę piorun, a na koniec jeszcze ktoś mnie rozwałkował wałkiem do ciasta i wycisnął ze mnie wszystkie soki. Czy to ci wystarczy? - spytałam kończąc swój wywód i zerknęłam na Hoba, a zaraz za nim stojącego Morfeusza, który również przyglądał mi się z uwagą. - Gapicie się tak, jakbym miała coś na głowie.

Oboje się lekko zmieszali, jednak najbardziej pokerową twarz zachował oczywiście Król Snów. Po moich wywodzie odwrócił się i odszedł kawałek dalej. Hob natomiast dalej spoglądał na mnie z troską.

- Okej... - odparł w końcu. - Rozumiem, że nie czujesz się zbytnio na siłach, ale powiesz mi w końcu co się stało?! - podniósł odrobinę głos, a ja zrozumiałam, że nie mogę tego dłużej przeciągać, ponieważ mój znajomy jest na granicy wytrzymałości. Z westchnieniem usiadłam i zaczęłam tłumaczyć.

- Nie wiem, Hob. Naprawdę nie wiem, co się wydarzyło. Po prostu... to było bardzo dziwne. - spojrzałam na Morfeusza, który chociaż stał teraz przy oknie i wyglądał na zewnątrz, wiedziałam, że słuchał mnie uważnie. - Poszliśmy do parku, abym mogła poszukać energii tego klejnotu najpierw w mocy Morfeusza, ale coś poszło nie tak. Chociaż na początku nie potrafiłam znaleźć żadnego połączenia pomiędzy Królem Snów, a szmaragdem, tak potem udało mi się wyczuć małą wiązkę mocy. Ale... - zamilkłam próbując zebrać myśli.

- Ale? - odezwał się Sen odwracając w moją stronę. Widząc jego intensywny wzrok, spuściłam oczy.

- Coś z nią było nie tak.

- Co masz na myśli?

- Nie jestem pewna. - odparłam na pytanie Snu. - Z jednej strony wszystko było w porządku, wiesz... ta sam energia i kształt, ale z drugiej strony... zaniepokoiło mnie jej połączenie z Tobą. - odpowiedziałam zerkając ukradkiem na Morfeusza. Ten nic nie odpowiedział tylko kiwnął głową, abym kontynuowała. - Było... inne niż wszystkie inne. Zazwyczaj, jeśli coś zostało stworzone przez kogoś lub ta rzecz jest bardzo ważna dla tej osoby, to połączenie pomiędzy tą osobą, a rzeczą jest bezpośrednie. A twoje takie nie było. Wyglądało to tak jakby jakaś czarną dziura stała pomiędzy tobą, a klejnotem i oddzielała cię od niego. Myślę,... że ktoś to zrobił specjalnie.

Wiecznie Śniąca ~ Sandman [Zakończone]Where stories live. Discover now