Prolog

440 23 0
                                    

Powoli otwieram oczy. Są one tak wysuszone, że podnosząc powieki, czuję chropowatą powierzchnię mojego oka. Jakby pod moimi powiekami znajdowały się małe ziarenka piasku. W pierwszym momencie nic nie widzę. Jednak po chwili z otaczającej mnie ciemności zaczynają się wyłaniać pojedyncze kształty.

Na przeciwko mnie znajdują się drzwi zbudowane z grubych, metalowych krat. Jakby to robiło mi jakąś różnicę. Po mojej prawej jest kamienna ściana, a po lewej - również ściana. Chociaż przypominają one bardziej jakiś mur mający na celu powstrzymać jakąś nieznaną siłę przed wtargnięciem do środka. Lub wyjściem z niego. Jak kto woli. W celi, w której się znajduję nie ma też ani grama światła. Żadnego okna, lampy, czy pochodni. Zawsze otacza mnie ciemność... i cisza.

Jednak ona jest przyjemna. Oznacza dla mnie spokój. Czas, w którym mogę odpocząć. Zregenerować się. I odetchnąć.

Biorę lekki wdech i krzywię się z bólu. Bolą mnie żebra, ale wiem, że to za niedługo minie. Zawsze mija. A wtedy przychodzą znowu. Czasem szybciej, czasem później. Ale zawsze wracają.

Nagle słyszę czyjeś kroki. Już wiem, co mnie zbudziło. Po chwili słyszę dźwięk otwieranego zamka i do mojej celi wchodzi średniego wzrostu mężczyzna. Ma na sobie czarne spodnie i czarną koszulę i to, kim jest, mówi tylko biała koloratka na szyi. Głowę ma ogoloną, a na twarzy można dostrzec zmarszczki świadczące o jego podeszłym wieku. Wzdrygam się na jego widok, a łańcuchy znajdujące się na moich rękach i nogach, którymi jestem przykuta do ściany, brzęczą w odpowiedzi.

- Obudziłaś się. To dobrze. - jego głos rozchodzi się po małym pomieszczeniu, a ja tylko patrzę mu w twarz z rezygnacją. Wiem, co się zaraz stanie i wiem, że nie ważne co powiem, on nie odpuści.
- Wierz lub nie, moje dziecko, ale nie chcę tego robić. Jednak robię to dla twojego dobra. Żebyś w przyszłości mogła zaznać raju w Niebie u boku naszego Pana. Jednak tu, na ziemi, najpierw musisz odpokutować, ponieważ nie powinnaś istnieć. A to, co robię, to jedyny sposób na Twoje zbawienie. - Nic nie mówię, chociaż mam ochotę mu wyrzucić kłamstwo. Jednak wiem, że to nic nie da, a może tylko pogorszyć moje tortury. Nie przysłuchuję się jego dalszemu wywodowi. Zawsze mówi to samo. Chce on zbawić moją duszę... Jakby on rzeczywiście mógł to zrobić. Jakby moja dusza, jeśli rzeczywiście taką mam, mogła zostać zbawiona... Po chwili zdaję sobie sprawę o czym myślałam i mam ochotę się zaśmiać. Czyżbym po takim czasie w końcu zaczynała wierzyć w jego słowa? Czy tak źle ze mną? Nie wiem ile czasu spędziłam w tym miejscu, ale nie mogę zapomnieć JAK i DLACZEGO jego zdaniem się tu znalazłam. Czy naprawdę to kim się urodziłeś ma znaczenie?

Biorę drżący oddech, gdy słyszę odgłos metalu i zauważam małą poświatę. Nie... tylko nie to.

- Przykro mi, dziecko, ale to musi się stać. - zaczynam się szarpać chociaż wiem, że nie jestem w stanie się uwolnić. Z moich oczu zaczynają płynąć łzy, gdy widzę rozżarzony pręt zbliżający się do mojego ciała. Jedna z gorszych tortur.

- Nie, proszę... błagam cię... - wychrypuje z bólem gardła od ciągłych krzyków. Jednak on się nie zatrzymuje i przykłada pręt do mojego ciała, a ja krzyczę.

      *           *         *        *         *

Gdy w końcu przestaje, nie jestem w stanie wydać z siebie nawet najmniejszego szeptu. Gdyby nie łańcuchy trzymające mnie, już dawno bym upadła na zimną ziemię mojej celi.

- W Imię Boże. - mówi ksiądz, po czym wychodzi, a ja znowu zostaje sama... w ciemności.

Z moich oczu płyną łzy. Rozpaczam nad moim losem, chociaż po czasie, który tu spędziłam powinno mi to być obojętne. Ale nie jest. Uważam, że nie zasłużyłam na taki los. Ale nie mogę nic z tym zrobić. Ponownie rozmyślam nad celem mojej egzystencji na tym świecie. Czym sobie na to zasłużyłam?

W końcu zmęczona powoli zaczynam odpływać. Moje ciało potrzebuje się zregenerować, a najszybciej się to dzieje, gdy śpię. I nie przeszkadza mi to. Lubię śnić. W świecie Snu jestem wolna. Tam, mogę być kim zechcę. Mogę żyć, jak chcę. Tam, wszystkie moje troski znikają i gdybym mogła, nigdy bym się nie budziła, aby tu wrócić. Do ciemności, do tortur i bólu. Jednak kiedyś zawsze muszę się obudzić. Niestety. Ale gdy jestem sama...

Moje powieki powoli opadają, a ja z uśmiechem odpływam do Krainy Snów. I w końcu jestem wolna. Przynajmniej przez tą chwilę.

Wiecznie Śniąca ~ Sandman [Zakończone]Where stories live. Discover now