Rozdział dwudziesty ósmy

108 8 2
                                    

-Jesteś pewien, że tu jest? - Spytał Yeosang, nie mogąc powstrzymać drżenia swych dłoni, kiedy przerażenie zabierało mu logiczne części trzeźwego rozsądku. 

Nie chciał otrzymać skinienia głowy drugiego mężczyzny, lecz tak się właśnie stało. Przełknął więc z trudem, powoli popychając drzwi tak, aby te uchyliły się ku czerni... bezgranicznej. Jedynym punktem odróżniającym się od bezwzględnej pustki był ogromny księżyc unoszący się wysoko oraz iskrzący intensywnie, choć jego odbicie przepadało się w pustce otoczenia.

-Yeosang? - Dusza chłopca płakała, gdy tylko drzwi przymknęły się za ich plecami na brzmienie niskiego głosu o harmonijnej barwie, tak bliskiemu jego utęsknionemu sercu. Odwrócił się pospiesznie z uśmiechem malującym jego usta, dostrzegając swojego kochanka zaledwie kilka metrów dalej o twarzy białej i kontrastującej z gładkim hebanem otoczenia. Jego ciało pokrywał długi, węglowy płaszcz, a dłonie ukrywał dziwnie za plecami, lecz młodszy był zbyt podekscytowany, aby go osądzać.

Był gotów rzucić się w kierunku swego ukochanego z tęsknotą krzyczącą w jego środku, kiedy nagły ucisk uchwycił jego dłoń, ciągnąć go ku sobie o kroki w tył.

-To nie Seonghwa - Warknął Hongjoong pchając go za siebie w ochronie przed zagrożeniem - To jeden ze strażników i usunie cię z tego świata, kiedy tylko cię dotknie. Biegnij i znajdź Seonghwę, a ja go powstrzymam do tego czasu - Wszeptał mężczyzna, pchając chłopca w kierunku pustki - Tylko on go może pokonać, pospiesz się więc - Wycedził, kiedy chichot wyrwał się ust z mężczyzny odzianego przez czerń.

Yeosang nie czekał dłużej, rzucając się biegiem w przeciwnym kierunku, by ocalić przyjaciela przed długą walką z kimś, z kim wygrać nie miał szans. Nie chciał nawet wiedzieć, jak zbudowana jest ta rzeczywistość i jak miało to być odwzorowane z rzeczywistością obrony... przecież Hongjoong był jednym z najsilniejszych... Odtrącił wszelkie myśli, skupiając swój umysł na czystym biegu, pospiesznym i nagłym, tak, aby jak najszybciej osiągnąć swój cel i nie przywrócić się niechcący w najmniej oczekiwanym momencie.

Jego oddech był ciężki w twardej piersi, kiedy mroczki ponownie tego dnia zaczęły iskrzyć przed skupionymi oczami. Mimo wszystko był zdeterminowany, aż nie zacznie balansować paskudnie na pograniczu przytomności, walcząc do chwili ostatniego tchu. Jego uda paliły od ślepego biegu, a serce pulsowało już niemal boleśnie, lecz w końcu zaczął dostrzegać coś w oddali... czerwień czegoś falującego wysoko. Płachty barwionej czerwienią i błękitem niewyraźnych wzorów, oraz postać ze skronią wysoko uniesioną ku górze, jakby próbował dostrzec coś, co jest ukryte w materiale... Nie. Nie w materiale, a za nim. Patrzyła na księżyc gęsto zasłonięty.

-Seonghwa! - Wykrzyczał z głębi swych płuc, lecz postać nie poruszyła się zbyt zapatrzona w pustkę materiału. Yeosang nie spodziewał się też niczego innego, pomimo bólu, które paliło jego serce. Tak właśnie napotkał pozostałych mężczyzn, mógł być jedynie uradowany, iż jego kochanek nie próbował go zabić, uważając go za jakiegoś okrutnego demona, który przybył poznęcać się nad jego biedną duszą.

Był słabym, kiedy w końcu zbliżył się do mężczyzny przed nim i musiał zatrzymać się na kilka kroków, starając się uspokoić drżące ciało i zwalczyć chęć do brutalnego upadku. Nie ważne jak mocno oddychał... jak szybko starał się to robić, jego płuca wciąż pozostawały boleśnie puste, paląc coraz to bardziej żywym ogniem. Zmarszczył jednak brwi, kiedy ciche westchnienie umknęło z ust Seonghwy, który w końcu opuścił swą skroń, spoglądając w dół na słabo oświetloną ziemię.

-Gdybym tylko mógł błagać go o przebaczenie - Wymruczał niechętnie Seonghwa, siadając powoli na hebanowej powierzchni z nogami wyprostowanymi i spojrzeniem zupełnie zdruzgotanym, jak gdyby bliski załamania.

The other half of the soul //SeongSangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz