Rozdział siódmy

190 12 7
                                    

Przyjemna czerń ubywała wraz z kojącymi falami, pozwalając, aby drobny jęk uciekł spomiędzy osuszonych boleśnie ust. Ulga w cierpieniu minęła jednakże zbyt szybko, jak na otępiałe gusta, gdyż samo przełknięcie śliny bolało w głębi spragnionego gardła, a wilgotne zmęczeniem oczy otworzyły się szeroko, kiedy nie zbudził się, dostrzegając cień łóżka nad sobą. Nie czuł nawet twardego drewna na swoich ramionach i biodrach, które zawsze towarzyszyło mu podczas typowego snu na ziemi pod wygodnym materacem swojego właściciela... jego męża...

Oprzytomniał nagle, przypominając sobie makabryczną śmierć, nim zerwał się równie szybko, jak traumatyzujące wspomnienia uderzyły w jego biedny, zbłądzony umysł. Wrzask wyrwał się z jego suchego gardła, kiedy ból spalił niemalże jego cały brzuch, powodując, iż opadł w agonalnym płaczu udręki. Panicznie rozglądał się po pomieszczeniu, mrużąc co rusz oczy, kiedy naruszone rdzenie jego agonii znów rozkwitło niczym wulkan ze swą erupcją bólu.

Ściany ogromnego pomieszczenia, które mogło równać się z całą jego poprzednią chatą, były zupełnie czarne w odcieniu najciemniejszej z nocy, przecinanej przez rozświetlone blaskiem świec gwiaździste zdobienia srebra i bieli. On sam leżał na ogromnym łożu, bliskim królewskiego, które perfekcyjnie uginało się pod jego ciałem tak miękko, iż pragnął płakać z rozkoszy samego ciepła i wygody, które po raz pierwszy tak hojnie zostały mu podarowane.

Nagle jednak biała klamka srebrnych drzwi uległa lekkiemu naciskowi z drobnym, charakterystycznym kliknięciem, sprawiając, iż zamarł w swym ruchu, wpatrując się tempo w dziwną, choć piękną kobietę o włosach długich, choć upiętych wysoko na jej głowie. Miała długi, jasny ogon w odcieniach drobnej żółci, który kołysał się z dawno zapomnianą dumną za nią, co naśladowały wyniośle sterczące uszy pomiędzy długimi falami pasem. Jej strój był szykowny, białe ubranie przedzielone czarnym, grubym pasem na zgrabnych biodrach, a w swych dłoniach niosła srebrną tacę pełną zdobień o roślinnym motywie.

Nieoczekiwanie jej spojrzenie spotkało się z Yeosanga, sprawiając, iż podskoczyła lekko w szoku, niemalże wywracając ustawioną szklankę pełną cieczy, jednak udało się jej ocalić naczynie w ostatniej chwili, nim to runęło na ziemię.

-Oh, przepraszam, przestraszyłam się - Wyjaśniła głosem miłym, nim zbliżyła się do łóżka. Chłopiec jednak zaczął się odsuwać, czując obawę, iż ta może go zranić. Kobieta zauważyła strach drzemiący w ciemnych oczach, zatrzymując się niemalże od razu, nim łagodny, smutny uśmiech rozpromienił pocieszająco na jej twarzy - Proszę się mnie nie obawiać, panie Kang. Wiem, iż zapewne czuje się pan zagubiony, więc pozwól, iż przyprowadzę pana Parka - Yeosang zmarszczył brwi zaskoczony sposobem, jak desperacko próbowała zachować wszelkie grzeczności, kiedy wymawiała słowa, kryjąc własną dezorientację i dawny szok. Nim otępiała głowa chłopca pozwoliła mu nadgonić wydarzenia, kobiety już nie było, a po jej rzeczywistej obecności pozostał jedynie ślad tacy ustawionej starannie na szklanym stoliku w rogu pokoju.

Co powinien zrobić? Pozostać, aż przyjdzie wspomniany pan Park? Uciec, by ratować swe życie? Nawet jeśli, to gdzie pójdzie? Jego dotychczasowy mąż... schronienie, które zostało mu ofiarowane, przepadło.

Przełknął gulę ściskającą jego gardło, czując wciąż piekący ból suchości. Kurczył mu się czas, lecz, prawdę mówiąc, po prostu był zmęczony. Zbyt zmęczony, aby podjąć jakiekolwiek działanie. Jego organizm pławił się w wyczerpaniu, pomimo niedawnego snu, sprawiając, iż jedyne, na co miał ochotę to zamknąć oczy. Jednak nie mógł. Nie mógł pozostać aż tak bezbronnym przed przybyciem nieznanej mu osoby, już zbyt wiele szans na wykorzystanie pozostawił podczas swojego snu.

Jego brzuch bolał okrutnie, a płuca piekły białością ognia przy każdym, niechętnym oddechu, co jedynie potęgowało wyczerpanie. Ciało było zaś zimne, pomimo iż otaczało go niezmierne ciepło, które z początku doceniał, a teraz przeklinał. Czuł, jak jego skóra cierpnie i drży pod grubą, szykowną pościelą, nie pozwalając mu zaznać walorów wygody. Przełknął, unosząc swą dłoń do policzków, zdenerwowany tym, jak ciepłe i wilgotne się okazały.

The other half of the soul //SeongSangWhere stories live. Discover now