Rozdział dwudziesty trzeci

134 9 11
                                    

Przebudzenie nigdy dotąd nie było tak uprzejmym, jak w chwili, kiedy Yeosang powoli uniósł powieki otoczony niebiańskim objęciem po pozytywnym, choć zapewne narzuconym śnie... lecz było to doznanie utracone, zapomniane w przestrzeni nocy. Teraz ocknął się zupełnie osamotnionym, wyzbytym z naturalnego ciepła drugiego ciała... Seonghwa zniknął późną nocą, pozostawiając go w łagodnym przebudzeniu, choć sen ponownie znużył go i uśpił.

Tylko dlaczego Kitsune odszedł, choć prosił go o pozostanie? To pytanie nie opuszczało nadmiernie pobudzonych myśli chłopca, który powoli rozciągnął senne ramiona w łagodnym, lekkim rozluźnieniu pomiędzy puchem białej pościeli. Czy to dlatego, iż poprzedniego wieczora nieco go poniosło? Nie powinien był ponieść się tak pragnieniu. Czemu to zrobił? Patrząc wstecz, nawet nie pamiętał, co pchnęło go w stronę mężczyzny...

Choć nie żałował. Absolutnie. Nie można ubolewać nad czymś, co było bliskie cudu... wciąż pamiętał miękkość i ciepło drugich ust na swoich własnych, ich czułość, ich umiłowanie... Nie był to jego pierwszy pocałunek, jednakże ten był pierwszym dobrowolnym, pięknym w swej zgodzie z uczuciami.

A co jeśli już w pełni otworzy się na Seonghwę? Kiedy opuści wszelkie bariery, czy coś się zmieni?

Przełknął, nie chcąc rozważać czegoś, co lepsze by było sprawdzić.

Ciche pukanie przyciągnęło jego uwagę, więc uniósł się na przedramionach, by spojrzeć w kierunku wolno otwierających się drzwi. Kojące westchnienie umknęło spomiędzy rozchylonych ust, kiedy dostrzegł urokliwą twarz Wooyounga we framudze.

-Dzień dobry, śpiąca królewno! - Krzyknął młodszy chłopiec, rzucając się biegiem w kierunku sennego białego lisa, nawet nie myśląc, kiedy skoczył na jego wyciągnięte uda. Yeosang jęknął boleśnie, starając się oswobodzić nogi, gdy czarnowłosy mężczyzna szybko wtulił się w jego pierś - Tęskniłem.

-Ty też tu jesteś? - Spytał zaskoczony, powoli otulając chude ciałko ramionami, kiedy młodszy owiną swój brunatny ogon wokół jego nogi.

-Wszyscy są u Mingiego - Wymruczał, unosząc skroń ku górze z równą ciekawością malującą jego ciemne oczy - Też się zastanawiam dlaczego... Idziemy ich wyśledzić? - Spytał z chytrym uśmiechem podstępu.

-Daj mi się tylko ubrać - Na te słowa ciemne spojrzenie błysnęło.

-Fajnie się spało z Seonghwą? Dobry jest, co nie? - Zachichotał przebiegle, a starszy jedynie uderzył go w ramię, poganiając, aby opuścił pomieszczenie.

Oczywiście tak się nie stało, gdyż Wooyoung pozostał na łożu, choć odwrócony tyłem, pozwalając białemu lisowi naciągnąć na swą nagą pierś zbyt dużą koszulę swego ukochanego, która opadła okrywając część jego ud i chuderlawe palce u dłoni, aż te zaniknęło pod węglowym materiałem.

-Możemy iść - Westchnął lekko, spoglądając w tył na drugiego chłopca, który bezwstydu wpatrywał się w niego - Co?

-Nie nic - Zaśmiał się słabo, nim poderwał się z poduszek, wędrując ku drzwiom.

-Wiesz, gdzie mogą być? - Spytał Yeosang, kiedy ruszyli bogato zdobionym korytarzem, podążając drogą zupełnie przeciwną, niżeli wczoraj dane było białemu lisowi zwiedzać.

-Mam przeczucie.

-Przeczucie? - Starszy przechylił skroń, spoglądając ku niemu z zaskoczeniem.

-No tak. Coś jak szósty zmysł... często po prostu wiem, jak dotrzeć do Sana, nie ważne, jak daleko jest - Wyjasnił z lekkim uśmiechem, a Yeosang go rozumiał... sam czuł gdzieś głęboko w swym sercu, iż należy skręcić w lewo, u zwieńczenia podłużnego pomieszczenia, by dotrzeć do jego naturalnego kochanka.

Rzeczywiście skręcili w wybraną przez niego stronę na wysokie, szerokie schody o grubych stopniach, zakręcających się nieco w bok prowadząc na wyższe piętro. Nie wahali się nawet wstąpić na kolejny z czerwono, krwistych dywanów, brnąć wyżej, jak gdyby to byli w swym własnym domu, a nie obcym im miejscu.

-Woo... - Zaczął białowłosy, spoglądając na swego towarzysza podczas swej wędrówki.

-Hym? - Zainteresowane oczy wlepiły się w niego, nieomal sprawiając, iż chłopiec potknął się o kolejne stopnie. Yeosang szybko chwycił jego ramię, marszcząc brwi na lekki nerwowy chichot młodszego, który zaakceptował dotyk, przytulając się bliżej. Nigdy nie zauważył, by Wooyoung miał problemy z chodzeniem, czy też kondycją, które teraz zauważa niemal każdego dnia, jednakże wolał nie wnikać, co poczyna jego młodszy przyjaciel z bratnią duszą, iż kończy właśnie w ten chwiejny sposób.

-Wiesz, dlaczego Seonghwa ma blizny na plecach? - Spytał cicho głosem pełnym niepewności, tym razem wpatrując się do przodu, upewniwszy się, iż obaj nie runą z dość stromych schodów. Odetchnął lekko z wytchnieniem, iż nie musi już skupiać się na prześwietlającym go spojrzeniu.

-Oh nie on jedyny. Każdy z Kitsune ma choćby jedną z podobnych... o ile wiem, powiedział ci już o karach, prawda? - Starszy skinął głową na zgodę, zmieniając jednak centrum zainteresowania, jednak tym razem to Wooyoung uciekł swym spojrzeniem, skupiając się na drodze przed nimi - Nie lubią o tym mówić i trochę im się nie dziwie.

-Nie chciał mi wczoraj powiedzieć - Wyznał Yeosang, stając się bardziej podejrzliwym, choć już połączył w całość zawiłe połączenie pomiędzy ranami a abstrakcyjnymi przewinieniami, o których niegdyś wspominał jego partner - Choć trochę za mało upierałem się, aby mi powiedział...

-Oh, nie! Kiedy będzie chciał, jestem pewien, że ci powie, ale nie zmuszaj go do tego przed dniem, gdy będzie gotowy. Mogę ci zdradzić kilka szczegółów, jednak większość to on powinien ci powiedzieć, szczególnie o tym, jak powstają. To dla nich bolesne, zwłaszcza, iż większość zagoiła się stosunkowo nie dawno, gdyż ich powstanie mogę stwierdzić, iż datuje się na miesiące po rozpoczęciu wojny - Wyjaśnił chłopiec i nietrudno było jego słowa połączyć z konfesją Seonghwy, który wspominał o ich niemocy - Zostali ukarani za początkową pomoc i wierz mi, byłem z Sanem tamtego dnia... widok jego cierpienia... - Młodszy przełknął boleśnie na wspomnienie, a jego aura pociemniała w mroku - Najwięcej ma Hongjoong - Powiedział nagle, powracając do dawnego łagodnego optymizmu życia, pomimo tragizmu sytuacji - On najczęściej opiera się władzy i dzięki wszystkim, że istnieje, bo nigdy nie moglibyśmy być z naszymi bratnimi duszami.

-Seonghwa wspominał, że wstawił się za to przed obliczem boskim - Wyszeptał Yeosang, oddychając nieco ciężkiej, kiedy w końcu dotarli do szczytu schodów, lecz jego zapał opadł równie szybko, dostrzegając kolejne długie, rozciągające się labirynty korytarzy.

-Tak, ale został pokarany, bo on sam nie może znaleźć swej drugiej połówki - Mruknął Wooyoung, nim pokręcił głową - Seonghwa ma trzy - Ponownie zmienił temat, skacząc od wspomnienia do wspomnienia, jak gdyby pragnął wiele wyjaśnić w zbyt krótkim czasie, każdy kolejny wątek zaczynając z nową, gwałtowniejszą energią - Jedna za to, że był z tobą, kiedy byłeś młodszy i opiekował się twą matką, jeszcze przed twoimi urodzinami... - Oczy starszego zaświeciły się na te słowa - Druga za wojnę i trzecia za twojego ojca.

-Mojego ojca? - Yeosang spojrzał gwałtownie na Wooyounga, aż oboje potknęli się lekko o opustoszały korytarz z paniką w ciemniejszych, młodszych oczach.

-Em to... - Biały lis dostrzegał zagubienie w chłopcu, który zdradził zbyt wiele i zapewne dociekałby jeszcze bardziej, gdyby nie słabe widmo paskudnie bolesnego krzyku, które przebiegło pustym korytarzem o niemal identycznym wzorze.

Obaj spojrzeli na siebie, nim ruszyli biegiem w kierunku ostatnich drzwi na zwieńczeniu prawego korytarza, z których nieustannie dochodziło obce brzmienie pełne paskudnej agonii, a obawa coraz to mocniej rozkwitała krwawym kwiatem w ich sercach na jedynie słabą myśl o cierpieniu, jakiego musiał doznać ktoś zupełnie im obcy... A bynajmniej mieli nadzieję, iż nie znają tego, który okrutnie cierpi w tejże chwili.

Nie wahali się szarpnąć drzwi, stając oniemiałymi, wpatrując się w pięć, niemalże czarnych sylwetek pochłoniętych przez półmrok, które otaczały sztywne, stalowe krzesło z ich przepoconą i pokrytą gęstymi plamami krwi ofiarą pogrążoną w bólu.

-Co do cholery?

The other half of the soul //SeongSangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz