Rozdział ósmy

147 10 17
                                    

Zachodzący wieczór błyszczał cudownym błękitem, nim zupełnie utracił ostatnie promienie słońca na rzecz nie tak dojmującego mroku.

Niewielkie dziecię zbliżyło się do mnie z krzykiem przeszywającym jego malutkie gardełko. Jego długie, zapuszczone włosy były śnieżne, choć to zaledwie iluzja, gdyż nawet śnieg tracił swą cudną barwę, w porównaniu z najczystszą bielą ocienia prostych pasem. Wraz za tym blaskiem podążał puchaty ogon, ciągnący się nierówno za drobnym ciałkiem i niejednokrotnie przeważający go w swej wciąż niezręcznej niezdarności kończyn oraz szpiczaste uszy, które drgały pod presją licznych emocji.

-Ddonghwa! - Pisnął malutki chłopiec, rozkładając swoje chudziutkie ramiona, aby wskoczyć w jego objęcia. I przyjął go z rozkoszą, tuląc niewielkie, kochane ciało do swej piersi, kiedy uśmiech rozpromieniał porywczo na jego ustach.

-Dzień dobry, gwiazdeczko. Jak tam dziś było? - Spytał delikatnie, gładząc niewielkie, cienkie plecki chłopca, który chichotał urokliwie w jego objęciu. Dziecko w jego objęciach było tak chudziutkie, iż miał ochotę dokarmiać je siłą, choć nie mógł... nie mógł ingerować tak mocno w jego życie. Już raz popełnił ten błąd.

-Dobrze! Widziałem motylka i usiadł mi na ogonie. Był taki uroczy, kiedy do mnie przylgnął. Taki drobny, że bałem się, że go zranię. Hyung, co robić skoro jest taki tyciutki? - Skamlał maluch, zupełnie nieświadom, jak spojrzenie starszego rozjaśniło się lekko na słodki opis. Opis jego samego w oczach mężczyzny.

-Trzeba się zaopiekować. Chronić przed okrutnym światem - Odparł niemal bez tchu zastanowienia, nim zlustrował się w błędzie, iż wciąż rozmawiali o motylku - Ale nie bój się, jest przystosowany do swojego życia i musi spełnić jego cel. Poradzi sobie - Mruknął już mniej przemyślanie, nie chcąc, aby dziecię w jego ramionach źle odebrało jego słowa.

-To, co robić? - Spytał zbłądzony w swym umyśle.

-Musisz pozwolić mu spełnić swoje przeznaczenie, aby jego drobna duszyczka mogła czerpać satysfakcje z życia - Wyjaśnił cicho, nie będąc pewien, czy tak młody chłopiec powinien rozwodzić się nad strukturami egzystencji. Prawdopodobnie nie, sądząc, jak zdziwioną twarz zrobił skarb w jego ramionach. Uniósł jeden ze swych palców, by szturchnąć śliczny nosek malucha, uśmiechając się, kiedy ten prychnął lekko zszokowany gestem - Nie myśl o tym, gwiazdeczko.

-Seonghwa? - Słaby, kobiecy głos doszedł zza jego pleców, sprawiając, iż odwrócił się w kierunku pięknej długowłosej lisicy o jasnym, choć już nie tak magicznie białym futrze swego gęstego ogona.

-Tak? - Uniósł brwi lekko zaskoczony nagłym wezwaniem, nim jęknął niechętnie, wypuszczając chłopca ze swoich ramion.

-Mama! - Krzyknął dzieciak, szybko czmychając do objęć swojej rodzicielki.

-Dzień dobry, kochanie. Później porozmawiamy, Yeosangie, dobrze? Idź na razie do domku i pobaw się troszkę, a ja zaraz do ciebie dołączę - Mruknęła mniej zadowolona, choć drobny uśmiech i tak wykrzywił jej pulchne usta. Szaro włosy mężczyzna uniósł się z kolan, czując się nieco niezręcznie, kiedy kobieta zbliżyła się do niego, a maluch schował się za drzwiami chaty - Musimy porozmawiać - Odparła bez tchu, choć jej oczy pozostały apatycznie nieodgadnione.

-Coś się stało? - Wypowiedział słowa niemalże odruchowo, czując nieprzyjemne uczucie strachu, które krążyło w jego żyłach. Dokładnie tę samą rozmowę przeprowadzał przed laty, nim wyzbył się z życia Yeosanga jego nienawistnego ojca, aby ten nie zagrażał jego drobnej, świetlistej duszyczce.

-Nie możesz więcej widywać się z Yeosangiem - Słowa były niczym nóż przebijający jego wieczne serce, choć raniący znacznie dogłębniej, niżeli jakiekolwiek prawdziwe ostrze - Nie zjawiaj się na razie, dopóki nie będzie gotów poznać prawdy. Doskonale wiesz, jak nietypowa jest to sytuacja. Jego prawdziwy partner...

-Ja testem jego prawdziwym partnerem - Wypalił niemalże zbyt szybko, czując, jak panika przeszywa jego ciało. Dotąd nie potrafił myśleć o niczym innym, niż jego malutki chłopiec. Nie potrafił poprawnie oddychać bez niego w swych objęciach. Nie umiał żyć bez niego, od dnia, kiedy uczuł jego narodziny.

-Wiem, mówię jednak, że ktoś taki, jak on nie powinien jeszcze poznać swojego partnera. Na pewno nie w tym stopniu. Jest jeszcze młody... za młody, by pojąć tę istotę bratnich dusz, ponieważ ta powinna się dopiero rodzić, a nie być... cóż w twoim wieku. Zwłaszcza, jeśli mogłeś obserwować nawet jego poród. Wybacz, ale zawsze myślę, co jest dla niego najlepsze.

-Tak wiem - Westchnął Seonghwa, czując, jak jego oczy piekły bolesnym strumieniem niewylanych łez. Cierpiał, jednak wiedział, iż jego ból był nieistotnym, gdyż najważniejsze było dobro Yeosanga.

-Poczekaj tych kilka kolejnych lat, aż będzie wystarczająco dorosły, by to zrozumieć - Wyszeptała ostatnie słowa, jednakże szaro włosy i tak ich nie słyszał, zbyt odurzony własnym cierpieniem. Jak mógł po prostu odejść? Odwrócić się i nigdy nie wrócić? Czy on w ogóle tak potrafił? Jak wiele czasu miał obejść się bez tego słodkiego, eterycznego śmiechu pełnego wdzięku i radości?

Nie mógł oddychać, kiedy zrobił pierwszy krok w kierunku szarego konia. Jeśli miał odejść to już teraz, choć wiedział, iż jest to brutalne pozostawić swojego chłopca bez pożegnania. Nienawidził każdej cząstki wszechświata, która po raz kolejny skazała go na to cierpienie. Przez niemalże sto pięćdziesiąt lat żył zupełnie samotny, czując ten ból... pustkę w swym środku, bez nadziei, iż ktokolwiek ją wypełni... A później... A później poczuł zalążek swej nowej duszy. Opiekował się nią. Pielęgnował. Podtrzymywał przy pierwszych krokach. Klaskał łagodnie w dniach pierwszych sylab. Płakał podczas pierwszych życiowych sukcesów... A teraz znów musiał odejść i zapomnieć.

 Nie wiedział, gdzie zmierza, oddalając się szybko... nie oglądając się za siebie. Słyszał niemalże krzyk swego przekształconego imienia, wyrywający się boleśnie z drobnego gardełka, jednakże to go nie zatrzymało. Zamarł dopiero w chwili, kiedy dotarł do niewielkiego wzniesienia z pączkującym drzewem o spadzistych gałęziach, aby przysiąść u jego boku i po prostu... oddychać, choć było to trudne. Ból przedzierał się przez jego serce.

-Przyjdę do ciebie Yeosang - Wyszeptał, unosząc spojrzenie w kierunku ogromnego księżyca, choć wiedział, iż jego wysłannicy nie przeniosą tych słów do jego malutkiego chłopca - Poczekam tak długo, jak będzie trzeba, żebyś mógł szczerze przyjąć mnie do swego serca i zaakceptować, jako prawdziwą część siebie - Obiecał prawdziwie, modląc się do wszystkich bogów, aby ci wysłuchali jego modlitw.









The other half of the soul //SeongSangWhere stories live. Discover now