Rozdział dwudziesty siódmy

118 8 2
                                    

-Musimy działać szybko, aby odnaleźć stąd wyjście, ponieważ Oni nadchodząc i są odporni na moje umiejętności - Wyjaśnił San, rozglądając się szybko po pomieszczeniu, choć jego dłonie nie opadły z chudszych ramion chłopca -Miejsce to jest wizualizacją moich lęków, więc wyjście będzie związane z czymś, co lubię.

-Jongho wspominał, że to jest związane z umysłem - Zauważył chłopiec nieco wciąż oszołomiony faktem samej zgody, pozwalając jednak mężczyźnie działać według własnych zasad. Kitsune skinął ponownie.

-Każdy z nas ma swoją słabość. Moją jest myśl, iż odepchnąłem od siebie wszystkich, pozostawiając po sobie jedynie szlak śmierci - Spojrzał na chłopca oczami pełnymi skruchy... - Bogowie każdą mnie za niesubordynację, obrazując mi świat, kiedy pozostanę zupełnie sam... kiedy jedzenie straci swój smak i sytość, a barwy upłyną pozostawiając mnie w jaskrawym świetle - Jego słowa powodowały dreszcz, biegnąc po plecach białego lisa, który podkulił swój ogon - Moje moce są przerażające i wiem o tym. Mogę zabić kogoś samą myślą, iż chcę zobaczyć jego trupa... ale nie ja je wybrałem, nigdy ich nie pragnąłem i wiem, że są okrutne...

-Nie, San - Yeosang szybko chwycił lekko opalony policzek mężczyzny, unosząc go ku górze, aby ich oczy się spotkały - Twoje moce są piękne. Śmierć jest częścią ludzkiego życia i pomimo jej tragizmu świat nie mógłby bez niej funkcjonować. Wierz mi, niekiedy to jest jedyną ucieczką... szkoda, że nie poznałem cię wcześniej - Zażartował, lecz nie dostrzegł uśmiechu na ustach drugiego mężczyzny.

-Nawet tak nie mów... chociaż mogłem zastosować swoje umiejętności na tego, który cię zranił... Nie wróć. To byłoby zbyt łagodne - Zachichotał, a błysk rozpromieniał w jego czarnym oku - A teraz chodź, trzeba wydostać resztę - Lis skinął głową, wiedząc, iż może oddać swój los mężczyźnie przed nim - Dobra. Skoro to mój umysł... Tu - Pięsią uderzył w przestrzeń nad swoją głową, krusząc ciepło lampy, aż to przygasło, nim nagle ruszył na drugą stronę, chwytając szczupły nadgarstek młodszego, kiedy ciągnął go przed długość stołu, nim odsunął jedno z białych krzeseł, aby wpierw wprowadzić na niego chłopca - Podniosę cię, a ty zdejmij ten żyrandol. Albo cokolwiek. Musimy usunąć światło - Zawołał, schylając się, aby podnieść lisa za nogi - Uważaj na ogon - Szepnął, powoli oplatając białe futro swej dłoni.

Yeosang posłuchał, boleśnie wyciągając swój kręgosłup, aby zgasić jarzący się płomień pośrodku, jęcząc w cierpieniu, gdy ogień podrażnił jego skórę. W chwili, kiedy ciemność zapadła dookoła ich ciał, San postawił go delikatnie na ziemi, pospiesznie chwytając ranioną dłoń, aby usunąć z niej wszelkie dowody poparzeń.

-Udało się? - Spytał białowłosy z wdzięcznym uśmiechem, masując swą nową tkankę skóry, nim zmarszczył brwi spoglądając we wskazane przez Sana miejsce. Tam, gdzie przed kilkoma minutami stali, teraz płonął jaskrawy, prostokątny kształt przypominający drzwi.

-Oj tak - Uśmiechnął się mężczyzna, nim ponownie chwycił nadgarstek lista, ciągnąc go nieco wolniej w kierunku drzwi.

-San?

-Tak? - Ciemne spojrzenie tylko na sekundę powiodło ku niemu, wyrażając w pełni zamiar koncentracji, kiedy wolna dłoń ślepo poszukiwała jaskrawego zarysu klamki. Kiedy tylko czerń ujawniła się po drugiej stronie, a biel nowo powstałych drzwi przygasła przy otaczającym ją mroku, San ponownie powrócił spojrzeniem do przodu, wychylając się czujnie w poszukiwaniu zagrożenia.

-Kim był ten mężczyzna w bieli? - Yeosang poczuł, jak mężczyzna przed nim zamiera gwałtownie, a obawa rozkwitła okrutnym kwiatem w czystym sercu na myśl, iż ktoś nadciąga ukrócić ich marzenia o spełnieniu swych rzeczywistych planów błogiej ucieczki. Dlatego też zmrużył oczy zdezorientowany, kiedy Choi ponownie skoncentrował swój wzrok na nim, skanując go intensywnie.

The other half of the soul //SeongSangWhere stories live. Discover now