-Musimy działać szybko, aby odnaleźć stąd wyjście, ponieważ Oni nadchodząc i są odporni na moje umiejętności - Wyjaśnił San, rozglądając się szybko po pomieszczeniu, choć jego dłonie nie opadły z chudszych ramion chłopca -Miejsce to jest wizualizacją moich lęków, więc wyjście będzie związane z czymś, co lubię.
-Jongho wspominał, że to jest związane z umysłem - Zauważył chłopiec nieco wciąż oszołomiony faktem samej zgody, pozwalając jednak mężczyźnie działać według własnych zasad. Kitsune skinął ponownie.
-Każdy z nas ma swoją słabość. Moją jest myśl, iż odepchnąłem od siebie wszystkich, pozostawiając po sobie jedynie szlak śmierci - Spojrzał na chłopca oczami pełnymi skruchy... - Bogowie każdą mnie za niesubordynację, obrazując mi świat, kiedy pozostanę zupełnie sam... kiedy jedzenie straci swój smak i sytość, a barwy upłyną pozostawiając mnie w jaskrawym świetle - Jego słowa powodowały dreszcz, biegnąc po plecach białego lisa, który podkulił swój ogon - Moje moce są przerażające i wiem o tym. Mogę zabić kogoś samą myślą, iż chcę zobaczyć jego trupa... ale nie ja je wybrałem, nigdy ich nie pragnąłem i wiem, że są okrutne...
-Nie, San - Yeosang szybko chwycił lekko opalony policzek mężczyzny, unosząc go ku górze, aby ich oczy się spotkały - Twoje moce są piękne. Śmierć jest częścią ludzkiego życia i pomimo jej tragizmu świat nie mógłby bez niej funkcjonować. Wierz mi, niekiedy to jest jedyną ucieczką... szkoda, że nie poznałem cię wcześniej - Zażartował, lecz nie dostrzegł uśmiechu na ustach drugiego mężczyzny.
-Nawet tak nie mów... chociaż mogłem zastosować swoje umiejętności na tego, który cię zranił... Nie wróć. To byłoby zbyt łagodne - Zachichotał, a błysk rozpromieniał w jego czarnym oku - A teraz chodź, trzeba wydostać resztę - Lis skinął głową, wiedząc, iż może oddać swój los mężczyźnie przed nim - Dobra. Skoro to mój umysł... Tu - Pięsią uderzył w przestrzeń nad swoją głową, krusząc ciepło lampy, aż to przygasło, nim nagle ruszył na drugą stronę, chwytając szczupły nadgarstek młodszego, kiedy ciągnął go przed długość stołu, nim odsunął jedno z białych krzeseł, aby wpierw wprowadzić na niego chłopca - Podniosę cię, a ty zdejmij ten żyrandol. Albo cokolwiek. Musimy usunąć światło - Zawołał, schylając się, aby podnieść lisa za nogi - Uważaj na ogon - Szepnął, powoli oplatając białe futro swej dłoni.
Yeosang posłuchał, boleśnie wyciągając swój kręgosłup, aby zgasić jarzący się płomień pośrodku, jęcząc w cierpieniu, gdy ogień podrażnił jego skórę. W chwili, kiedy ciemność zapadła dookoła ich ciał, San postawił go delikatnie na ziemi, pospiesznie chwytając ranioną dłoń, aby usunąć z niej wszelkie dowody poparzeń.
-Udało się? - Spytał białowłosy z wdzięcznym uśmiechem, masując swą nową tkankę skóry, nim zmarszczył brwi spoglądając we wskazane przez Sana miejsce. Tam, gdzie przed kilkoma minutami stali, teraz płonął jaskrawy, prostokątny kształt przypominający drzwi.
-Oj tak - Uśmiechnął się mężczyzna, nim ponownie chwycił nadgarstek lista, ciągnąc go nieco wolniej w kierunku drzwi.
-San?
-Tak? - Ciemne spojrzenie tylko na sekundę powiodło ku niemu, wyrażając w pełni zamiar koncentracji, kiedy wolna dłoń ślepo poszukiwała jaskrawego zarysu klamki. Kiedy tylko czerń ujawniła się po drugiej stronie, a biel nowo powstałych drzwi przygasła przy otaczającym ją mroku, San ponownie powrócił spojrzeniem do przodu, wychylając się czujnie w poszukiwaniu zagrożenia.
-Kim był ten mężczyzna w bieli? - Yeosang poczuł, jak mężczyzna przed nim zamiera gwałtownie, a obawa rozkwitła okrutnym kwiatem w czystym sercu na myśl, iż ktoś nadciąga ukrócić ich marzenia o spełnieniu swych rzeczywistych planów błogiej ucieczki. Dlatego też zmrużył oczy zdezorientowany, kiedy Choi ponownie skoncentrował swój wzrok na nim, skanując go intensywnie.
YOU ARE READING
The other half of the soul //SeongSang
Fanfiction"I know you're out there somewhere" Całe życie Yeosang oczekiwał właśnie jego... swej drugiej połówki. Mijają dni, lata... Nikt nie przybył, by uszczęśliwić i dopełnić jego samotnej cząstki samego siebie. Czy będzie chciany? Czy jego bratnia dusza w...