Rozdział dwudziesty

138 9 1
                                    

Yeosang potknął się o martwą nogę, nie potrafiąc wyjść z gwałtownego otępienia, które ujęło okrutnie jego ciało, niemalże opadając na ludzkie zwłoki dawnego człowieka, którego głowa znajdowała się o kilka metrów za nim, gdyby nie silne ramię, ponownie brutalnie ciągnące go w tył. Nie potrafił jednak nic zarejestrować, ogłupiony panicznym krzykiem, otaczających go osób oraz płaczem, kiedy jego spojrzenie tkwiło w rozlewającej się kałuży krwi, wypływającej z...

Nagle nie mógł już nic widzieć, kiedy jego kroki zostały przeciągnięte i potrzebował kilku chwil, aby uświadomić sobie, że Seonghwa wciągnął go za swoje ciało... napięte i gotowe na kolejne ataki. Powiódł powoli w dół długich ramion, dostrzegając srebrny miecz o błyszczącej stali, ociekający ciemnymi kroplami krwi.

-Ej co ty kurwa...

-Spieszy ci się, by umrzeć? - Warknął Seonghwa głosem wyzbytym ze wszelkich emocji i przejętym apatią do tego stopnia, iż było to niemal przerażające. Jego pokaźna sylwetka była dumnie wyprostowana, prezentując wysokie, silne ciało, kiedy dłoń dzierżąca ostrze uniosła się o cale, przebijając swym szpiczastym zwieńczeniem obce gardło. A chłopiec w przerażeniu wpatrywał sie w niego, nawet nie próbując doszukać się dawnej dziecięcej radości - Żaden lis już wam nie podlega, więc wycofaj się, póki jest ci miłe oddychanie - Warknął, a jego chłodne oczy wpatrywał się wprost w obcego mężczyznę, namierzając go, jako swą przyszłą ofiarę.

Yeosang ukrył się za silnymi plecami, starając się ukoić przeraźliwe drżenie swych rąk. Wciąż bowiem czuł, jak dłonie pełzły po jego sylwetce, zadowalały się uczuciem miękkiej talii... Nie chciał jednak niepokoić Seonghwy w chwili, kiedy ten mierzył się ze swym przeciwnikiem, dlatego też zamknął oczy, starając się po prostu oddychać, wciskając paznokcie głęboko w ciało.

Przynajmniej tłum rozszedł się w przerażeniu, kłębiąc się kilka kroków dalej, z daleka obserwując... oceniając... może nawet potajemnie modląc się, by Kitsune zabił niegodziwych mężczyzn.

-O straż. Cudownie. Proszę pozbyć się tego pieprzonego stwora, zabił nam kolegę - Białowłosy uniósł spojrzenie, dostrzegając trzech funkcjonariuszy o mundurach czarnych, jak noc, którzy zamarli dostrzegając... cóż na ich nieszczęście wpierw martwą, zimną głowę, a następnie dopiero ciało jej pozbyte. Ich spojrzenia z przerażeniem uniosły się ku Seonghwie, choć ten pozostał niewzruszony, wciąż twardo, choć apatycznie pozostając pewnym swego celu.

-Nie możemy - Mruknął nagle jeden z nowo przybyłych strażników, zatrzymując otępiale wpatrzonym w scenę zbrodni - Od wczoraj Kitsune są obywatelami miast i wiosek, więc mają prawo do obrony własnej - Yeosang z przerażeniem dostrzegł, jak usta Seonghwy wykrzywiają się w przerażającym uśmiechu, kiedy nagle opuścił swój miecz i pozwolił mu po prostu zniknąć w jego dłoni, rozpływając się, jak gdyby nigdy go tam nie było.

-To są jakieś żarty - Parsknął jeden z prowokatorów - Nawet go nie dotknęliśmy, tylko są głupią sku... - Urwał nagle swe słowa wściekłości, na rzecz bolesnego jęku, który umknął z jego ust. Jego twarz w przeciągu sekundy stała się niemalże całkowicie sina, a dłonie panicznie powiodły do miejsca na piersi, gdzie pod calami skóry spoczywało serce, zaciskając tam palce mocno i panicznie w walce o dech.

-Seonghwa - Jęknął Yeosang, delikatnie muskając wyciągnięte ku górze ramię swojego naturalnego kochanka, którego pierścień zatlił wrogo.

-Jeszcze raz tak go nazwiesz, a przysięgam, iż zacisnę palce na twym sercu - Wściekłość, która wyeksponowała się w niskim głosie, była niemalże demoniczna i pełna nienawiści, kiedy ścisnął dłoń, sprawiając, iż dławy krzyk wyrwał się z obcych ust, nim rozluźnił ją ponownie, doprowadzając do bolesnego upadku ciała.

The other half of the soul //SeongSangUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum