Rozdział szesnasty

130 8 10
                                    

Kruche plecy uderzyły ciężko o twardą ścianę wysokiego budynku, sprawiając, iż bolesny jęk umknął spomiędzy drobnych usteczek. Samotna łza błyszczała, wciąż niewylana w migdałowym oku, kiedy powieki zacisnęły się w ostatnim, rozpaczliwym akcie czystej desperacji, modląc się do każdego, kto był skory słuchać, aby odebrano mu cierpienie... odebrano poniżenie, jakie spływało na jego biedne ciałko.

-Żałosny i dziwisz się, że nie masz bratniej duszy? Że nikt cię nie chce? - Warknął jeden ze znacznie starszych chłopców w akompaniamencie czystego śmiechu rozbawienia swych najbliższych przyjaciół, gdy jego grube palce utrzymywały warstwy skłębionego materiału wysoko do góry, by niewielkie stópki nie sięgały kamienistego podłoża - Nie chciał cię własny, rodzony ojciec - Prychnął, a oczy Yeosanga otworzyły się w potwornej panice, kiedy bijące już w swym pędzie serduszko łamało się na bolesne słowa.

-S-skąd...? - Skąd oni wiedzieli? To chciał ująć dzieciak, jednakże nie potrafił zmusić drżących w panice ust do wypowiedzi, do poruszania się w sposób, jaki zapragnął. Prześladowcy jedynie zachichotali głośniej, ocierając swe łzy z rozbawienia, pozostając przeraźliwie apatycznymi na prawdziwe cierpienie młodego umysłu.

-Poświecę się i odpowiem na twoje durne pytanie. Każdy o tym wie gnojku. Każdy wie, jak bardzo jesteś żałosny - Śmiał się ludzki szczeniak, a Yeosang był naprawdę bliski, aby słaby szloch wyrwał się z jego zdruzgotanych płuc... Wiedział jednak, iż to jedynie pogorszy jego sytuację. Nie mógł bowiem pokazać im, jak rzeczywiście sam widzi swą wartość... wartość, która nie istnieje w jego zaszczutym umyśle po latach wypominania, jak słaby on był.

-Powinieneś się wstydzić. Twoje życie jedynie ubliża naszemu gatunkowi - Warknął ciemnowłosy lis za nim, podchodząc bliżej z ogonem dumnie uniesionym za sobą, by zaprezentować dominację.

Nagłe uderzenie zgięło najmłodszego chłopca w pół, sprawiając, iż zaszlochał na nagły ból wrażliwego brzucha. Jego drobne ciałko zostało upuszczone na ostre kamienie pod spodem, rozcinając delikatną skórę w wieku miejscach, kiedy kolejny ból rozszedł się nieco wyżej w okolicy jego żeber.

-Ej! Zostawcie go! - Łagodny głos przeszył w panice powietrze niewielkiego zaułka, jednakże Yeosang nie potrafił już zmusić się, aby unieść głowę i spojrzeć na biegnącego w jego kierunku Wooyounga. Po prostu nie potrafił zdzierżyć dalszej chwili, zamykając powieki i kuląc się w agonii swego ciała, gdy ulga oddalających się kroków ujmowała w lichym spokoju jego zmizerowany umysł.

The other half of the soul //SeongSangWhere stories live. Discover now