Rozdział dwudziesty szósty

114 7 1
                                    

-Czy Seonghwa przybył?! - Yeosang pytał szybko, chwytając odzież jednego ze służących, który przygotował się na odbiór konia kochanka białowłosego, zupełnie nie oczekując, iż wraz z chwilą, kiedy stopa postanie na nierównej ziemi, on zostanie uchwycony w panicznym uścisku.

-N-nie - Wyjęknął pospiesznie wyraźnie przerażony, lecz chłopiec nie zważał na jego lęki, pospiesznie pędząc przy ścianach zamczyska, by dotrzeć do wiecznie otwartego wejścia i wbiec do podłużnego korytarza. Modlił się, aby jego pamięć nie zawiodła, a on sam prawidłowo natrafił na odpowiednie mu pomieszczenie, będące miejscem zwykłego spoczynku swego Kitsune, naciskając na klamkę w poddenerwowaniu z siłą, którą zmusiła metal do niemal bolesnego jęku.

Pokój okazał się jednak pusty. Seonghwy nie było i czuł to głęboko w swym sercu, choć jego umysł desperacko pragnął zaprzeczyć, iż to niegdyś błogie przeczucie zawsze było nieomylnym...

-Gdzie jesteś? - Spytał zrozpaczony, wyrzucając swe słowa pustkę pokoju, nim jego kolana uderzyły boleśnie o podłogę tuż przed okrągłym łożem. Starał się nie wbić paznokci w swe drżące wnętrza dłoni, lecz uziemienie było zbyt kuszące w bolesnym ugryzieniu, pozwalając mu zwalczyć paskudny ogień płonący w jego duszącej się piersi - Myśl! - Jęknął do siebie, uderzając zaciśniętą w twardą pięść dłonią o pobielałych od ścisku knykciach w swą skroń, starając się zmusić umysł do pracy i odnalezienia tego, na kim mu tak zależało, a którego śmierć spostrzegł zaledwie przed kilkoma godzinami.

Seonghwa mówił, aby na niego czekać. Lecz co jeśli nie powróci? Mężczyzna w bieli wspominał, iż został uwięziony w więzieniu wybudowanym przez tych pieprzonych bogów, którzy odebrali mu szczęście bycia z kimś, kto stanowił zwieńczenie jego duszy, drugą połowę umierającego serca. Gdzie więc powinien go szukać? Co powinie zrobić, by odnaleźć tego, z którym dzielił swe przeznaczenie spokojnego, godnego życia?

Coś w jego małym umyśle zapiszczało... a co jeśli wiedział, co jeśli czuł, gdzie powinien odszukać swego mężczyznę? Otarł pojedynczą łzę, która niesfornie spłynęła po jego bladym policzku, pospiesznie powstając z kolan, kiedy rzucił się przez pokój z powrotem do zdewastowanych drzwi, ruszając biegiem w kierunku ogromnego lustra. Wiedział, że coś było nie tak już od dnia, kiedy po raz pierwszy wystąpił ze swego pokoju. Wiedział, iż to pomieszczenie było podstępnym, dziwnie odwzorowanym w niemal perfekcyjnym realizmie... a co jeśli iluzja, nie była całkowitym zakłamaniem? Przełknął, wyciągając dłoń w kierunku swego perfekcyjnego odbicia. Dostrzegał, jak jego palce drżały, kiedy zbliżał się do chłodu odbicia.

Nagle ciemność odebrała mu spojrzenie, aż poczuł upadek, boleśniejszy, niżeli kiedykolwiek mógł oczekiwać, a jego ramię zapiekło wraz ze zderzeniem w pustce. Nagły rozbłysk bieli przejął jego spojrzenie w sposób niemal wypalający jego wrażliwą źrenicę, zmuszając przerażonego chłopca do zasłonięcia oczu, pomimo paskudnego kłucia agonii przejmującego jego ciało. Starał się podnieść, lecz wydawało się, iż jego ciało ważyło tony więcej, niżeli dotychczas, więżąc go przy tym, co mógł nazwać dnem.

Ciężki oddech uciekł z jego ust, gdy powierzchnia pod nim stała się wypukła i nierówna, a każde drgnięcie jego zdezorientowanego i obolałego ciała usuwało ją i przemieszczało, jednakże nie uwolnił swych oczu od uścisku śmierci, obawiając się, iż traci swe spojrzenie przy kolejnej iskrze bieli.

Wzdrygnął się, kiedy ludzka dłoń musnęła jego zdrowego ramienia, niemal piszcząc, jak niewyrosły szczeniak, obawiający się potwora pod łóżkiem.

-Nie bój się, nie zranię cię już - Głos wybrzmiał nieco uprzejmie, lecz w głównej mierze wybrzmiewając głośną apatią, kiedy dotyk opuścił jego zasłoniętą skórę.

The other half of the soul //SeongSangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz