Strach Większy Niż Przed...

206 7 0
                                    

Pov : Y/n
W tedy chciałam mu pomóc może to tak działa? Ale spróbowałam i co oczywiście nie wyszło, czemu jak zawsze coś chce to nigdy to nie działa? Ewidentnie jestem zepsutym prototypem.
- dobra mniejsza nie kombinuj po tem spróbujemy znaleźć rozwiązanie.
Powiedział to powoli tak bym skumała.
- idziesz ze mną do kuchni odnieść talerze?
Powiedział otwierając drzwi od pokoju poszłam za nim nie wiedziałam do końca gdzie bo jedyne co zrozumiałam to "idziesz ze mną" ale no cóż co mi szkodzi iść. Po drodze mijaliśmy tego chłopaka którego wczoraj ugryzłam.
- o boże Five ty żyjesz jesteś w jednym kawałku o boże.
Chłopak się na niego żucił i go obioł? Dusił go? Sama nie wiem ale brunet go odsunoł.
- a co miałem być poćwiartowany?
- nie ale ona nie jest raczej bezpieczna.
- jest.
- ugryzła mnie.
- jak bym był na jej miejscu też bym cię ugryzł tylko że dwa razy mocniej.
- ale mnie ta ręka boli.
- dobrze ci tak.
Chłopak który dla mnie był miły nie był zbyt miły dla innych po mimo tego że mało co rozumiałam to wyczuwałam to po tym jak mówił.
- no właśnie nie ty wiesz jak to boli ona ma za ostre kły.
- no wiesz nie wiem bo nie sprawdzałem.
- czy ty kiedyś się zmienisz?
- raczej nie.
- a nie boisz się że ona cię ugryzie?
- nie, czemu by miała mnie ugryźć?
- no na przykład pod czas snu gdy byś przez przypadek ją kopnoł.
- tak jakby dziś przez przypadek jak wstawałem z łóżka to ją trochę szturchnołem i to w rane tą po postrzale i żyje nie zjadła mnie.
- ja i tak bym ci radził uważać.
Powiedział a chłopak za którym chodziłam ruszył spowrotem.

Pov : Five
Już miałem dość Klausa dla tego poszedłem do kuchni odłożyłem talerze do zlewu i miałem robić sobie kawe ale ojciec mnie zawołał.
- numerze 5!
Poszedłem do jego gabinetu z Y/n no właściwie to ona poszła za mną no ale to jest mało ważne.
- o akurat trzeba jej założyć bandarz na te rane o której wspominałeś na śniadaniu.
- dobrze.
- choćmy do salki operacyjnej.
Wstał i poszedł a ja bez słowa ruszyłem za nim a Y/n za mną.
- dobrze teraz musi na to wejść.
Powiedział gdy weszliśy na sale i byliśmy koło łóżka. Kucłem koło niej.
- m u s i s z - w s k o c z y ć - n a - t e n - w u z e k.
Po chwili wykonała moje polecenie tata chciał jej wstrzyknąć leki na uspokojenie ale szybko się od niego odsuneła.

Pov : Y/n
Miałam złe skojarzenia z tym strzykafkami.
- numerze pięć proszę bardzo twoja misja to wstrzyknięcie jej tego.
- dobrze...
Powiedział brunet biorąc strzykawke w swoje ręce, spojrzałam na niego z rozczarowaniem.

Pov : Five
W jej oczach widziałem strach i to większy niż przed Klausem wziełem głęboki oddech odłożyłem strzykawkę na bok.
- numerze pięć...
- to tylko owinięcie bandażem nic nam nie zrobi.
Gdy owijałem jej bandaż była spokojniejsza niż gdy chciałem jej wstrzyknąć te leki uspakajające. Po wszystkim poszliśmy do pokoju. Położyłem się na łóżku a ona tak jakby trochę na mnie w pewnym momencie wbiła mi łokieć.
- ał.
Szybko wstała i poszła pod biurko.
- ej to nic takiego tylko wbiłaś mi łokieć nic się nie stało.
Ale i tak została pod biurkiem.

Nie warto - Five HargreevesWhere stories live. Discover now