Rozdział 36

481 56 50
                                    

Chifuyu obudził tępy ból głowy. Jęknął cicho, rozpoznając szybko to uczucie. W jego głowie wirował huragan najróżniejszych myśli i wspomnień, których nie potrafił poukładać. Miał jakiś przebłyski. Jakieś echa, zalążki dziwnych uczuć...
Westchnął cicho i spróbował się obrócić na drugi bok, ale... Coś go trzymało. Od tyłu. Chifuyu otworzył oczy i zmarszczył brwi. Dziwnie się czuł. Potarł knykciami oczy i obejrzał się za siebie.

Najpierw odjęło mu mowę. Potem poczuł dreszcz, biegnący wzdłuż jego kręgosłupa. Na końcu pojawiła się ogłuszająca panika i szok.

- Co...? - szepnął, patrząc na spokojną twarz Kazutory.

Utkwił zlęknione spojrzenie w chłopaku, który od tyłu obejmował go ramionami, oddychając spokojnie... W przeciwieństwie do Chifuyu, który miał wrażenie, że zaraz się udusi.
Co się stało... przemknęło mu przez myśl.
Rozpaczliwie zaczął przypominać sobie wszystkie wydarzenia z poprzedniego dnia. Pamiętał, że oskarżył go o to, że Kazutora nie ma dla niego czasu, choć tak naprawdę nie chciał tego mówić. Ale dał wtedy upust swoim emocjom, nie potrafił się ugryźć w język. Potem rozmawiał z Kazutorą, ale nie pamiętał o czym, to były jakieś pojedyncze słowa, które tworzyły jakąś bezsensowną masę. Chifuyu zmarszczył brwi. No to może inaczej. Może przypomni sobie, co się działo bez słów? Wytężył umysł, choć ciężko było mu myśleć z kacem i ciałem Kazutory darzącego go swoim ciepłem.
No, skup się! nakazał sam sobie. Musisz coś pamiętać!
O, coś pamiętał! Pamiętał, jak Kazutora chwycił go za policzki, a jego dłonie były tak przyjemnie ciepłe. Pamiętał, jak, nie potrafiąc się powstrzymać, przybliżył się do niego, bo chciał być jak najbliżej tego ciepła. Poczuł, jak zaczynają piec go policzki. Chyba coś mu się pomieszało. Dalsza część jego wspomnień to na pewno był sen. Tak, pewnie zasnął w momencie, gdy położył dłonie na ramionach Kazutory. Wcale nie usiadł na nim, nie. Wcale... Wcale nie czuł tego czegoś w swoim podbrzuszu. Nie, to już był sen. Ale... Ale co było dalej? Nawet, jeśli to był sen, Chifuyu czuł potrzebę to wiedzieć.

Kazutora poruszył się i westchnął głęboko. Obudził się. Chifuyu nawet nie drgnął, zbyt zawstydzony swoją pozycją w tym momencie.

- Przecież wiem, że nie śpisz, Chifuyu.

Wzdrygnął się. Chciał się skulić, odgrodzić od Kazutory kołdrą... Ale silne ramiona chłopaka skutecznie mu to uniemożliwiały, a kołdra była przecież tylko jedna...

- Dlaczego... Tu jesteś? - odważył się zapytać.

- Nie pamiętasz? - Kazutora zanurzył nos w jego włosach. - Prosiłeś mnie o to.

- Ja? - pobladł. Czy ten sen... - Co ty mówisz...?

- Powiedziałeś, że chcesz mieć mnie przy sobie. - Hanemiya wbił spojrzenie w zaczerwienione uszy Chifuyu. - Nie chciałeś mnie wypuścić. Przez to nie mogłem posprzątać w salonie...

- Ja tak powiedziałem? - wydusił Matsuno.

Niemożliwe, pomyślał. Czy to się wydarzyło naprawdę? Czy my naprawdę... Się całowaliśmy?
Chwycił nadgarstki Kazutory, próbując poluźnić chwyt chłopaka.

- Chyba pora już wstać. - powiedział nerwowo. - Trzeba posprzątać, muszę się wody napić, zjeść coś...

- Chifuyu.

Uchwyt Kazutory się zacieśnił. Matsuno gwałtownie poczerwieniał, zaschło mu w gardle.

- Ty pamiętasz, prawda? - kontynuował Kazutora. - Gdybyś nie pamiętał, dlaczego byś teraz drżał? Dlaczego byś unikał kontaktu wzrokowego? - przyciągnął go do siebie. - Prawda, Chifuyu? - szepnął mu do ucha.

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now