Rozdział 18

481 53 27
                                    

Kazutora wyszedł przez główną bramę, odprowadzony przez Boba. Poprawił na ramieniu torbę ze swoim dobytkiem i rozejrzał się. Poczuł się... Dziwnie. Jakby był odsłonięty z każdej strony, choć ciągle miał się na baczności, a jego umiejętności walki wcale nie uległy zgorszeniu. Przestąpił z nogi na nogę. W dłoni trzymał talizman od Chifuyu.
Nie poddawaj się.
Nie poddał się. Kiedykolwiek czuł się gorzej, choćby odrobinę, ściskał talizman w dłoni i myślał o Chifuyu. Wtedy wszystko wydawało mu się lżejsze do przebycia. I oto dotrwał do końca swojego wyroku.
Dziś wyszedł z więzienia.
Jego mama powinna czekać gdzieś niedaleko. Bob miał za obowiązek przekazać Kazutorę swojej opiekunce. Chłopak nie był pewien, czego może się spodziewać po matce. Przecież musiała być zawiedziona. Smutna. Zresztą, kiedy go odwiedzała, widział zmartwienie na jej twarzy...
Westchnął ciężko. Pozostało mu czekać. Ścisnął mocniej talizman Chifuyu. Tak bardzo by chciał się teraz z nim spotkać...

- Kazutoraaaaa!!!

Nagły krzyk sprawił, że chłopak podskoczył i rozejrzał się. Jego spojrzenie zatrzymało się na pędzącym w jego stronę blondynie. Chifuyu biegł do niego, jak gdyby Kazutora miał mu zaraz uciec. Na koniec wykonał piękny skok w jego stronę, aż Kazutora wrzasnął zaskoczony, gdy cień jego przyjaciela zawisł nad nim.
Matsuno zawisł mu na ramieniu, po czym wskoczył mu na plecy i rechocząc jak głupi, zaczął mu czochrać włosy.

- Chifuyu! - Kazutora ledwo utrzymywał równowagę. - Zwariowałeś?!

- Wszystkiego najlepszego! - wrzasnął na cały głos Matsuno, nie zwracając uwagi na nieco zdezorientowanego Boba z boku.

- Co...?

- Gratulacje! - śmiał się Matsuno. - Wyszedłeś! Dałeś radę, Kazutora!

Hanemiya najpierw nie wiedział, co powiedzieć. Ale po chwili, widząc rozpromienioną twarz Chifuyu, roześmiał się i odwzajemnił solidnego kuksańca, czochrając włosy Matsuno.

- Dzięki. - powiedział. - Ale duża jest w tym twoja zasługa, Chifuyu.

Młodszy chłopak zeskoczył z jego pleców i zaczął chodzić, podskakując czasem, wokół niego. Kazutora cudem się nie roześmiał na ten widok. Chifuyu wyglądał teraz jak dziecko...

- W końcu wyszedłeś! No ileż można czekać! - mówił Matsuno. - Nareszcie nie będziemy się kisili w tamtej cholernej sali widzeń... Bez urazy. - zwrócił się do Boba, stojącego obok.

- Tak, ja też się cieszę. - zaśmiał się Kazutora. - Nie spodziewałem się, że dzisiaj przyjdziesz...

- Jak to?! - Chifuyu zatrzymał się oburzony. - Miałem cię tak zostawić? Samego? Przecież ty wyglądasz jak sierota Boża! - uronił sztuczną łzę. - Jako dobry przyjaciel muszę zadbać o taką ważną sierotę...

- Jestem ważny? - Kazutora się rozpromienił.

Chifuyu aż się zapowietrzył i spiorunował go wzrokiem.

- Ty sobie żarty ze mnie stroisz?! - huknął. - Jak śmiesz jeszcze o to pytać! Jestem absolutnie urażony, że czujesz potrzebę zadawania takich pytań. - założył ręce na piersi i prychnął obrażony.

- Ale z ciebie aktorzyna. - pokręcił głową z rozbawieniem Hanemiya.

- Poczekaj, aż spotkasz Chie. - prychnął Matsuno, a kąciki jego ust drgnęły ku górze. - Właśnie, musimy się umówić na jakieś spotkanie! Jak najszybciej! - zaczął żywo gestykulować. - Dzisiaj! Albo nie, nie dzisiaj! Jutro!

- Czemu nie dzisiaj? - przekrzywił głowę Kazutora.

- Bo sam mówiłeś, że mama po ciebie przyjedzie i pewnie będzie chciała z tobą spędzić dzisiaj resztę dnia. A poza tym, ja dziś już jestem zajęty. Takemitchy i ja idziemy dzisiaj do sauny!

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now