Rozdział 17

475 50 32
                                    

- No i co ty zamierzasz robić? - zapytał nagle Chifuyu.

- Słucham? - Kazutora uniósł brew i przekrzywił głowę.

- Jak wyjdziesz z pierdla. - chłopak przejechał palcami po czarnym futerku Peke. - Co potem?

Kazutora spuścił wzrok na swoje dłonie. Faktycznie, za rok wychodzi na wolność. Na samą myśl czuł dziwny ścisk w piersi, a jego myśli robiły się jakby zamglone. Sam nie wiedział, dlaczego nie był w stanie się z tego cieszyć. Powinien być w siódmym niebie z tego powodu. Tymczasem, szpony strachu owijały się wokół jego szyi, gdy tylko ktoś o tym wspomniał.
Uśmiechnął się nieco niepewnie.

- Nie wrócę do szkoły. - powiedział. - Nie mam czego tam szukać.

Chifuyu mruknął coś pod nosem. Peke J zeskoczył z jego kolan i powędrował do Kazutory, siedzącego po drugiej stronie kwadratowego stołu. Usadowił mu się na kolanach, choć nie położył się, machając jedynie ogonem w oczekiwaniu na pieszczoty. Kazutora zaczął drapać go za uchem.

- Chyba poszukam pracy. - powiedział w końcu. - Muszę się jakoś utrzymać. Pomogę mojej mamie...

- A twój tata? - Chifuyu od razu zwrócił uwagę na ten szczegół. - Nie mieszkasz z ojcem?

- Nie. - Kazutora uśmiechnął się w zamyśleniu. - Rozwiedli się. On... Nie był dobrym ojcem.

Chifuyu zacisnął usta. Nie wiedział, jacy byli rodzice Kazutory. Ale najwyraźniej to Matsuno miał tutaj o wiele więcej szczęścia.
Odchrząknął.

- Mój tata ma jednego kolegę. - powiedział. - Prowadzi grupę rozładunkową. Jeśli byś chciał, może moglibyśmy... No wiesz, on zawsze mówi, że brakuje mu rąk do pracy. Na pewno nikim nie pogardzi. - uśmiechnął się.

Kazutora spojrzał mu w oczy.

- Naprawdę? - zaśmiał się nerwowo. - Nie chcę być problemem...

- O czym ty gadasz? - machnął ręką Chifuyu. - W końcu się przyjaźnimy. To żaden problem, jeśli chodzi o przyjaciela. - uśmiechnął się i oparł łokciami o blat.

Kazutora poczuł, jak topi mu się serce. Kiedy wyjdzie z więzienia, będzie musiał nauczyć się żyć na nowo. Bez żadnych gangów, powiązań i szemranych znajomości. A przynajmniej taki był jego plan. Pan Suzuki już go poinformował, że nawet po wyjściu z więzienia, będzie zobowiązany na cotygodniowe wizyty u niego, jako psychologa. I tak przez kilka lat. Szczerze mówiąc, Hanemiya się z tego cieszył. Bał się, że gdy skończy terapię w więzieniu, wszystkie jego plany legną w gruzach, bo nie będzie przygotowany na nowe życie. Ale jeśli będzie miał ze sobą pana Suzukiego... I Chifuyu... To może jednak coś z tego wyjdzie...
Peke wspiął się na tylne łapki, a przednie oparł o pierś Kazutory. Chłopak obserwował zaskoczony poczynania kota. Peke potrząsnął łebkiem, a potem łapką szturchnął kolczyk Kazutory. Ten wydał ciche dzwonienie, co tylko zmotywowało zwierzaka do ponownego szturchnięcia. Chifuyu parsknął śmiechem.

- Chyba mu się podoba. - wskazał na ucho.

- Domyślam się. - Kazutora uśmiechnął się nieco.

- Wiesz, masz teraz włosy jak futro Peke.

Ta nagła uwaga zaskoczyła Kazutorę. Spojrzał na Chifuyu, który opierał podbródek na dłoni i uśmiechał się do niego.

- Co masz na myśli? - zapytał Hanemiya.

- Są całe czarne. - Matsuno przekrzywił głowę. - Kiedyś miałeś te żółte pasemka... Ale już całkiem ci zeszły.

- Tak. Siłą rzeczy musiały zejść. - zaśmiał się chłopak.

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz