Rozdział 24

474 56 32
                                    

Kazutora postawił kolejne pudło. Szczerze mówiąc, zaczynał lubić tę niekończącą się rutynę. Pudło, podłoga, pudło, podłoga... I tak dalej, i tak dalej...

- Kurwa mać!

Kazutora drgnął na przeraźliwy wrzask, a potem zobaczył, jak wieża pudeł wali się na jakiegoś pracownika.
Auć... przemknęło mu przez myśl, ale nie ruszył w tamtą stronę. Na pewno zaraz ktoś mu pomoże...

- Halo? - rozległ się przytłumiony głos. - Jest tam ktoś?! Pomocy!

Kazutora rozejrzał się. W magazynie nie było nikogo poza nim. No tak, była przerwa. Kazutora rzadko kiedy korzystał z tej przerwy. Była to dla niego zwykła strata czasu. Bez niej uwijał się szybciej i dzięki temu wychodził wcześniej z pracy.
Teraz najwyraźniej popełnił błąd, nie idąc na przerwę. Teraz był zmuszony komuś pomóc. Co za utrapienie...

- Zaczekaj chwilę. - rzucił, z trudem ukrywając niechęć.

- O, dzięki Bogu!

Kazutora skrzywił się i chwycił pierwsze pudło. Było dość ciężkie, pewnie dlatego mężczyzna leżący pod stertą nie był w stanie sam się wygrzebać. Kazutora z łatwością odkopał go spod góry pudeł, ustawiając je na solidnej stercie, która teraz nie miała szans się przewrócić. Spojrzał na poszkodowanego. Mężczyzna o krótkich brązowych podniósł się i uśmiechnął do Kazutory. Wyciągnął dłoń.

- Dobrze, że byłeś w pobliżu! - powiedział. - Dzięki!

Kazutora spojrzał na jego dłoń, a potem westchnął ciężko i uścisnął ją. Już miał odejść, by kontynuować pracę, kiedy mężczyzna znów się odezwał:

- Jestem Yamazaki Bunta! A ty jesteś Hanemiya, prawda? Zawsze pracujesz najciężej, ale z nikim nie rozmawiasz.

- Tak, to ja. - Kazutora chwycił kolejne pudło.

- Naprawdę nie jesteś rozmowny. - zaśmiał się Yamazaki. - Ale dzięki, że mi pomogłeś. Równy z ciebie gość.

Kazutora spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie, trochę niepewnie. Przypomniał sobie o zadaniu, które otrzymał od pana Suzukiego. Chyba można spróbować...

- Co ty robiłeś, że się to na ciebie zawaliło? - zapytał ostrożnie.

- Razem z chłopakami zrobiliśmy wieżę. - mężczyzna złapał się za kark. - No i chciałem to teraz ułożyć trochę sensowniej. Złe pudło chwyciłem.

- Ach tak. - pokiwał głową Kazutora. - Myślałem, że wszyscy poszli na przerwę.

- Mógłbym powiedzieć to samo. - uśmiechnął się Bunta. - Na szczęście byłeś w pobliżu. Inaczej dalej bym tam tkwił. - chwycił jedno z pudeł obok Kazutory i ułożył je na właściwej stercie. - Masz przyjaciół, Hanemiya? Wydajesz się być bardzo zamkniętą osobą.

- Mam... Przyjaciela. - odpowiedział Kazutora z pewnym wahaniem.

- To tyle dobrze. - roześmiał się Yamazaki. - W takim razie pora zawrzeć trochę przyjaźni w pracy. Deklaruję swoją kandydaturę! - położył pudło na stercie.

Kazutora uśmiechnął się kącikiem ust.
Niech będzie, pomyślał.
Najwyraźniej zadanie pana Suzukiego wcale nie było takie trudne...

~*~

Kazutora był już w połowie drogi do domu. Był zmęczony zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Yamazaki okazał się być prawdziwą gadułą, a kiedy ściągnął jeszcze swoich kolegów, otoczenie Kazutory nagle stało się okropnie głośne. Nie, Hanemiya nie narzekał na to, bo tego nie lubił. Po prostu kompletnie nie był do tego przyzwyczajony. Cóż, od teraz musi chyba przywyknąć.
Wyciągnął telefon z kieszeni. Westchnął ciężko. Nic. Żadnego nieodebranego połączenia. Żadnej wiadomości. Żadnej oznaki życia ze strony Chifuyu. To było dziwne. Kazutora zaczynał się martwić. Chifuyu miał w zwyczaju zasypywać go gradem wiadomości i telefonów, ale dzisiaj... Było cicho. A cicho było tylko wtedy, kiedy Chifuyu był czymś dobity.
Kazutora już wybierał jego numer. Już nawet zaczął układać rozmowę z nim, kiedy pewnie będzie łkał do słuchawki. Ale zanim zdążył wcisnąć odpowiedni przycisk, telefon zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawił się numer Chifuyu. Kazutora uniósł brew. Ten to ma wyczucie...

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum