Rozdział 29

425 52 11
                                    

Leżeli na ziemi. Kazutora na plecach, Chifuyu na brzuchu. Razem tworzyli krzyż, Matsuno leżał na brzuchu swojego przyjaciela. Pisał z Chie, podczas gdy Kazutora czytał pożyczoną książkę. Peke drzemał w swoim legowisku. Jedynym dźwiękiem, który maskował ciszę między nimi, była muzyka płynąca z komputera na biurku. Nie przeszkadzał im ten spokój. Nie przeszkadzał im brak rozmowy. Nie krępowali się również tak na sobie leżeć. Czasami to im wystarczyło. Ta zwykła obecność. Świadomość, że druga osoba jest obok. Po prostu wzajemne towarzystwo.
Kazutora skończył czytać rozdział. Odłożył książkę na bok i założył ręce za głowę. Spojrzał na Chifuyu. Chłopak uśmiechał się delikatnie, wpatrzony w ekran komórki. Spojrzenie Kazutory złagodniało. Chifuyu miał niesamowicie dobrą relację z Chie. Ilekroć o niej wspominał, jego twarz się rozpogadzała, a w oczach grały iskierki radości. Kazutora zawsze się zastanawiał, czy kiedy Chifuyu mówił o nim... Było podobnie? Czy on też był osobą, którą Chifuyu lubił z podobną mocą, jak swoją kuzynkę? Kazutora o tym marzył. Pragnął, by Matsuno tak o nim myślał. Ciepło i z radością.
Wbił spojrzenie w profil Chifuyu.
Co o mnie myślisz? dręczyło go to pytanie. Kim dla ciebie jestem?

- Ej, Kazutora.

- No?

- Chcesz przyjść na święta?

Kazutora poderwał się do siadu, przez co Chifuyu z cichym piskiem sturlał się na jego nogi.

- Ja?! - Hanemiya nie dowierzał swoim uszom.

- No ty. - Chifuyu leżał teraz na plecach. - Chcesz?

- Ja... To znaczy... Ale... - zaczął się jąkać, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

- No chcesz albo nie. - wzruszył ramionami Matsuno. - Nie obrażę się, jak nie...

- Chcę! Jasne, że chcę... - złapał się za kark. - Ale czemu tak nagle...?

- Tak po prostu. - odchrząknął. - A poza tym mówiłeś, że twoja mama idzie w wigilię do psychologa. - dodał pod nosem: - Kto wymyślił taką durną datę...

- Jej lekarz. - zaśmiał się Kazutora. - Była strasznie wściekła, ale to dla jej dobra. - podparł się od tyłu dłońmi. - Przyjdę.

- Chie się ucieszy. - Chifuyu wystukał szybko wiadomość. - Truje mi dupsko, że chce cię zobaczyć.

- Aż tak ją interesuje moja osoba?

- Nie mnie o to pytaj. - westchnął. - Nie mam pojęcia, co ona sobie myśli...

- Może myśli, że po prostu miło byłoby w końcu poznać przyjaciela swojego kuzyna. - myślał na głos Kazutora.

- Sugerujesz, że nie chciałem, żebyście się spotkali? - zmarszczył brwi Chifuyu.

- Tego nie powiedziałem.

- Ale tak pomyślałeś.

- A ty co? - Kazutora pochylił się w jego kierunku. - W myślach czytać potrafisz?

- Może. - Chifuyu spojrzał na niego bez cienia strachu, wciąż leżąc na jego nogach. - Może gdzieś tu chowam kryształową kulę.

- Eh, nie sądzę. - machnął ręką. - Znam ten pokój lepiej niż mój własny. Znalazłbym takie fatałaszki...

- A może w mojej szafie jest przejście do Narnii? - uśmiechnął się Chifuyu.

Kazutora przekrzywił głowę, a na jego usta wpełzł szatański uśmieszek, na widok którego Chifuyu pobladł.

- No to się przekonamy!

Kazutora jednym ruchem zgarnął Chifuyu i podniósł się, zarzucając go sobie na ramię. Matsuno wrzasnął, jednocześnie chichocząc z zaskoczenia.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął.

- Sprawdzam, czy to prawda z tą Narnią. - otworzył szafę Chifuyu, gotów wrzucić tam swojego przyjaciela.

- Nie! Czekaj! - zaczął wierzgać nogami. - Stop! Nie ma Narnii! Tam jest ściana!

- Oszukałeś mnie? - Kazutora złapał się teatralnie za serce. - Ta zniewaga krwi wymaga!

Z werwą się obrócił, a jego kolczyk zadzwonił. Rzucił Chifuyu na łóżko, po czym zaczął z szatańskim uśmiechem łaskotać go w brzuch. Chifuyu zaniósł się śmiechem.

- Stój! Nie! Nie mogę oddychać!

Chwycił Kazutorę za frak i przerzucił na bok. Chłopak stęknął, ale nie dał się przygwoździć. Złapał Chifuyu za nadgarstki, gdy ten chciał go unieruchomić.

- Starszy i silniejszy, mały gnojku! - przypomniał mu.

- Zamknij dupę!

Kazutora zrzucił go z łóżka. Chifuyu prychnął, po czym ze śmiechem chwycił go za nogę i pociągnął za sobą. Na jego nieszczęście Kazutora runął prosto na niego. Prędko zrzucił z siebie cielsko przyjaciela. Kazutora zaraz chwycił go za rękę i pociągnął za sobą. Chwilę się szarpali, przekrzykując się nawzajem i zanosząc kolejnymi salwami śmiechu.
W końcu padli z wyczerpania. Kazutora leżał plecami na ziemi, Chifuyu na nim. Oboje dyszeli z wycieńczenia, ale na ich twarzach gościły szerokie uśmiechy. Chifuyu policzek miał przytknięty do piersi Kazutory. Słyszał nierównomierne, szybkie bicie jego serca. Westchnął, zdając sobie sprawę, że to całkiem przyjemne. Nie obchodziło go w tym momencie, że coś wewnątrz niego krzyczało, że to niewłaściwe i nie powinien tak myśleć. Pomyślał, że jego wewnętrzne „ja" jak zwykle dramatyzuje. Kazutora był jego najlepszym przyjacielem. W takim razie to całkiem normalne, że coś takiego, jak bicie jego serca jest dla niego przyjemne... Prawda?

- Kto będzie na świętach? - zapytał Kazutora, opanowując już nieco oddech.

- Moi rodzice, dziadkowie ze strony mamy, Chie i jej rodzice. - położył podbródek na jego piersi, by na niego spojrzeć. - A czemu?

- Ja... - zawahał się. - Zawsze spędzam święta tylko z mamą...

- Żartujesz. - Chifuyu zmarszczył brwi. - Nikt was nie odwiedza?

- Nie.

Matsuno zacisnął usta, a potem rozłożył nogi i ręce po obu stronach Kazutory. Hanemiya uniósł brew.

- Wyglądasz jak płaszczka... - usta drgnęły mu w uśmiechu.

- Ta płaszczka zafunduje ci najlepsze święta w twoim życiu. - uśmiechnął się.

- Nie wątpię. - Kazutora zmierzwił mu włosy. - Już wiem, że będą udane, bo spędzę je z tobą.

Coś drgnęło w Chifuyu, ale chłopak to zbagatelizował. Palcem pstryknął w kolczyk Kazutory. Zawsze uważał ten cichy dzwoneczek za coś cudownego.

- Obiecuję, że będziesz się dobrze bawił. - powiedział.

Pod brodą poczuł, jak serce Kazutory zabiło nieco szybciej. Ucieszyła go myśl, że udało mu się wywołać radość u przyjaciela. Kazutora pogładził kciukiem policzek Chifuyu.

- Nie wątpię. - powiedział.

A Chifuyu poczuł, jak dziwne, nieznane uczucie zalewa jego serce. Takie delikatne i... Dawno zapomniane. Ale szybko mu minęło. Przecież nie miał czasu, by przejmować się jakimiś uczuciowymi drobnostkami.
Peke podszedł bliżej, widząc że czas wygłupów minął i znów jest bezpiecznie. Chifuyu zachichotał i pogłaskał kota za uchem. Peke zawsze wydawał mu się czujnie przyglądać ich dwójce. Być może wiedział coś, czego Chifuyu nie zauważał? A może tylko mu się wydawało...

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now