Rozdział 9

433 50 9
                                    

Chifuyu siedział, nieco naburmuszony, przed szybą w sali widzeń. Kazali mu czekać. To czekał. Ale mijała już trzydziesta minuta, a Kazutory wciąż nie było. Starał się dopytać o powód tego „czekania" u Bobów, ale oni milczeli, co tylko jeszcze bardziej denerwowało Chifuyu. Nie było go tydzień. Tydzień! I oto, co dostaje, kiedy wraca!
Westchnął oburzony i odchylił się na krześle. Zaczął się niepokoić. Może to był sygnał, że coś się stało? Chifuyu się wzdrygnął. Poczuł, jak w jego sercu otwiera się znajoma pustka. Pustka, którą udało mu się nieco zamknąć, od kiedy spotykał się z Kazutorą. Samotność. Znowu go dopadło to irytujące poczucie, że znów jest sam.
Zadrżał. Założył ramiona na piersi, jakby chciał się zapewnić, że wcale nie jest samotny. Zaczął się gorączkowo rozglądać, a jego spojrzenie co chwila lądowało na metalowych drzwiach, przez które zawsze wychodził Kazutora. Ale tym razem drzwi się nie otwierały. Chifuyu poczuł narastającą panikę. Zaczęło mu szumieć w uszach.
No wracaj, do cholery, myślał. Przecież mieliśmy się spotkać...
Zacisnął palce na swojej bluzie. A może to przez niego? Może Kazutora nie chce się spotykać? Może zraniło go to, że powiedział mu, że nie lubi ich spotkań?
No weź... zachciało mu się rozpaczliwie śmiać. Zmienię zdanie, jeśli przyjdziesz. Obiecuję. Powiem ci, że lubię te nasze spotkania. Tylko przyjdź, Kazutora! Miałeś mi oddać mój kolczyk! Przyjdź!
Zacisnął usta, a oczy zaczęły go szczypać, gdy drzwi wciąż się nie otwierały. Zmarszczył nos i zacisnął ręce w pięści. Poczuł się zostawiony. Opuszczony.

Ty zakłamany chuju...

Rozległ się odgłos otwieranych drzwi. Chifuyu poderwał gwałtownie wzrok, gotowy od razu się roześmiać, jeśli zobaczy Kazutorę. Ale zaraz jego spojrzenie przygasło. Zamiast ekscytacji, pojawiła się w nich obawa.
To nie Kazutora stał w drzwiach do sali widzeń. To był jakiś zupełnie nieznajomy, starszy pan.

~*~

Pan Suzuki wszedł do sali widzeń i napotkał zaniepokojone spojrzenie blondyna o morskich oczach, który siedział po drugiej stronie. Uśmiechnął się do niego. Widział go pierwszy raz, a już był w stanie stwierdzić, że to dobry chłopiec. Ale tak jak powiedział Kazutora - jest samotny. Psycholog widział to w jego oczach. W zbyt wiele takich oczu było mu dane spojrzeć.

- Dzień dobry. - podszedł bliżej i usiadł naprzeciw. - Ty musisz być Matsuno Chifuyu.

- A pan to...? - zapytał nieco nieufnie.

- Nazywam się Suzuki. Jestem psychologiem.

Zainteresowanie odbiło się na twarzy Matsuno.

- Pan... Zajmuje się... Kazutorą? - zapytał ostrożnie.

- Tak. - uśmiechnął się. - A Kazutora dużo o tobie opowiada.

Chifuyu zaczerwienił się na czubkach uszu.

- O... - zawahał się. - I... I co mówi?

- Bardzo dużo. - pan Suzuki założył nogę na nogę. - Jest bardzo szczęśliwy z twoich wizyt. Myślę, że cię lubi. I bardzo się zastanawia nad tym, czy ty też go lubisz.

Chifuyu skrzywił się lekko.

- Dlaczego tak bardzo mu na tym zależy? - spuścił wzrok. - Nie wiem, o co mu chodzi, ale...

- Ale co? - pan Suzuki przekrzywił głowę. - Nie lubisz go? Jeśli tak, to po co tu przychodzisz?

Chifuyu zatkało. Nie potrafił odpowiedzieć. Przez chwilę na przemian otwierał i zamykał usta, ale w końcu spojrzał w bok i zagryzł wargę.

- Nie wiem. - westchnął w końcu. - Naprawdę ciężko mi powiedzieć...

- Jeśli nie lubisz Kazutory, to co robisz jest bardzo samolubne. - powiedział pan Suzuki. - Jeśli go nie lubisz, to lepiej przestań się z nim spotykać.

Chifuyu spojrzał na niego, a przerażenie, które pojawiło się w jego morskich oczach, zaskoczyło pana Suzukiego. Czyli jednak Kazutora nie był mu taki obojętny...

- Nie! - krzyknął Chifuyu. - N-Niech pan tak nie mówi! Nie mogę się przestać z nim teraz spotykać! Pan nie wie, jak to jest być samotnym i w końcu znaleźć osobę, która... - urwał i spuścił wzrok. - Która... Rozumie cię i... Wie, co czujesz... Jak się czujesz...

Pan Suzuki oparł się o blat. Uśmiechnął się na widok zaczerwienionej twarzy Chifuyu. Najwyraźniej chłopak potrzebował tylko lekkiego popchnięcia, by zdał sobie sprawę, że tak naprawdę on też lubi Kazutorę. Matsuno poruszył się niespokojnie.

- Gdzie on jest? - zapytał, chcąc zmienić temat. - Dlaczego jeszcze nie przyszedł? Zawsze przychodził od razu...

- Kazutora jest jeszcze w swoim pokoju. - odpowiedział. - Bo chciałem z tobą porozmawiać pierwszy. Wiesz, że Kazutora ostatnio pobił trójkę ludzi na stołówce?

Chifuyu uniósł zaskoczony brwi.

- Nie, skąd miałbym wiedzieć... - mruknął.

- A dodam jeszcze, że pobił ich, bo chcieli zabrać mu... Twój kolczyk. - pan Suzuki obserwował, jak Chifuyu na krótko marszczy nos.

Chifuyu parsknął nagle śmiechem. Potarł czoło i spojrzał na pana Suzukiego.

- Czy on jest idiotą? - zapytał, śmiejąc się.

Pan Suzuki uśmiechnął się.

- Nie wiem, zapytaj go o to. Wiesz, ludzie są zdolni do wielu rzeczy, kiedy bronią czegoś, na czym im zależy.

Patrzył, jak do Chifuyu dociera sens tych słów. Jak jego twarz tężeje, a chłopak waha się przed następnymi słowami. Przełknął ślinę i w końcu się odezwał:

- Czy... Mógłbym o coś poprosić?

Pan Suzuki uniósł nieco brwi.

- Zawsze możesz. Ale nie wiem, czy twoja prośba zostanie rozpatrzona pozytywnie...

- Czy mógłbym... Wydłużyć czas tych naszych... Spotkań?

Jego słowa zaskoczyły pana Suzukiego. Ale uśmiechnął się i pokiwał głową.

- Zobaczę, co da się zrobić. - odpowiedział.

Chifuyu uśmiechnął się niepewnie do niego. Pan Suzuki umilkł na chwilę. Przyglądał mu się w milczeniu. Widział, że to dobry chłopak. Był o tym przekonany. Wierzył, że ma dobry wpływ na Kazutorę.

- Cieszę się, że Kazutora cię spotkał, Matsuno. - powiedział. - Bardzo mu pomogłeś.

- Ja...? - wydusił Matsuno.

Wtedy drzwi się otworzyły. Oboje spojrzeli w tamtym kierunku. Chifuyu oczy się zaświeciły, kiedy zobaczył Kazutorę. Chłopak zaś wpatrywał się w swojego psychologa. Przekrzywił głowę, pozostając poważnym. Potem spojrzał na Chifuyu, a w jego oczach zaiskrzyła radość. Znów przeniósł spojrzenie na pana Suzukiego, którego wyraźnie bawiło jego zmieszanie. Mężczyzna wstał i podszedł do wyjścia, klepiąc po drodze Kazutorę w ramię.

- To ja już pójdę. - powiedział i wyszedł.

A Kazutora i Chifuyu zostali sam na sam ze sobą.

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now