Rozdział 7

470 50 27
                                    

Peke J znów rzucił się w kierunku białego buta.

- Peke! - Chifuyu w ostatnim momencie odsunął nogę. - To nie do zabawy!

Kot zatoczył koło wokół swojego właściciela, który przyglądał się nowym butom. Raz po raz skakał, tupał, albo robił wykop. Chifuyu pomyślał, że to jego najbardziej udana inwestycja w roku. Buty były wygodne i lekkie. Wtedy Chifuyu podszedł do włącznika światła. Zgasił lampy, a w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno. Wtedy podeszwy zaświeciły się na błękitny, neonowy kolor. Chifuyu uśmiechnął się i wykonał w nich kilka kroków, obrócił się, a nawet zrobił salto, by podziwiać efekt. Znów zapalił światło. Zadowolony przyglądał się butom w odbiciu w lustrze. Peke J podszedł bliżej, powąchał nowy nabytek Chifuyu, po czym zaczął ocierać się o jego nogi, domagając pieszczot. Matsuno wziął go delikatnie na ręce i podszedł bliżej lustra, gładząc wniebowziętego kota po miękkim futerku.
Zmrużył oczy, przyglądając się swojemu odbiciu. Zmarszczył szybko nos. Znowu nie spał zeszłej nocy. Nie wziął środków nasennych. Nie zapomniał. Ale był wczoraj tak przybity, że nawet nie chciał ich wziąć. Po odwiedzeniu Kazutory, poszedł na grób Baji'ego, a gdy wrócił - jakoś tak źle się poczuł. Teraz żałował, że nie zmusił się do zażycia tabletek. Oczy miał lekko opuchnięte od płaczu i podkrążone z bezsenności.

- Słabo to wygląda. - skrzywił się.

Ktoś zapukał do jego pokoju. Chifuyu obrócił się gwałtownie, a przez drzwi zajrzała jego mama. Uśmiechnęła się do syna.

- Podobają się? - skinęła na buty.

- Jasne. - uśmiechnął się.

Ale był to tak słaby uśmiech, że jego mama natychmiast zobaczyła, że coś jest nie tak. Podeszła bliżej. Widziała te podpuchnięte oczy i serce pękło jej wpół.

- Znowu nie spałeś? - chwyciła jego twarz w swoje dłonie. - Wiesz, że te tabletki to twoja jedyna szansa na sen. - westchnęła. - Jakkolwiek nie podoba mi się ta opcja...

- Wiem, mamo. - spuścił wzrok. - Przepraszam. Nie chciałem wczoraj...

Jego rodzicielka westchnęła i pocałowała go w czoło. Nie ważne, czy jej syn był chuliganem, delikwentem, czy kimś innym - był jej dzieckiem. A dla kochającej matki nie ma nic gorszego niż patrzenie, jak jej dziecko cierpi. To ona wzięła go do lekarza, gdy zobaczyła, że Chifuyu cierpi na bezsenność. Była przy tym, jak przepisano mu tabletki. I bolało ją, że musiało do tego dojść. To był dla niej znak, że... Jest źle. Że jej jedyne dziecko ma problemy. Wiedziała, że śmierć przyjaciela odbije na nim piętno. Ale mimo wszystko...
Uśmiechnęła się do Matsuno pokrzepiająco.

- Chcesz je zakryć? - zapytała, wskazując gestem na cienie pod oczami.

- Tak, przyda się. - pokiwał głową.

- Wychodzisz gdzieś?

- Tak. - uśmiechnął się, ale trochę sztywno. - Do... Kolegi.

~*~

Chifuyu poczekał, aż Kazutora usiądzie po drugiej stronie. Gdy tylko Hanemiya na niego spojrzał, blondyn uśmiechnął się i wystrzelił z nogą na blat. Kazutora uniósł brwi, a potem zorientował się, co Chifuyu mu pokazuje. Przyjrzał się jego butom i pokiwał głową z uznaniem.

- Warte swojej ceny? - zapytał.

- Najlepsza inwestycja w moim życiu. - odparł Chifuyu. - Świetnie widać podeszwy w ciemności. Gdyby zgasili tu światło, to bym ci pokazał...

Wtedy Kazutora obrócił się do Bobów z wyrazem błagania na twarzy. Strażnicy spojrzeli po sobie, a potem pokręciło głowami.

- Nawet o tym nie myślcie. - powiedział jeden z nich. - Nie jesteśmy tu po to, żeby spełnić wasze zachcianki.

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now