Rozdział 20

475 55 38
                                    

- Czekaj! - dyszał Chifuyu. - Ja...! O Chryste...

- To przecież całkiem spokojne tempo. - uśmiechnął się złośliwie Kazutora.

- „Spokojne tempo", moja dupa!  - warknął Matsuno, ale nie zwolnił biegu.

- Kiepsko z twoją kondycją, Chifuyu. - Kazutora obrócił się, by biec teraz tyłem, twarzą do swojego przyjaciela. - Gdzieś ty się uchował?

- Z moją kondycją nie jest źle! - oburzył się blondyn. - Jesteś po prostu starszy i bardziej wytrzymały! Tylko poczekaj! Jak się zrobisz szarym i pomarszczony staruchem! A ja będę piękny i gładki!

- Dzieli nas tylko trochę więcej niż rok...

- Zamknij mordę, staruchu!

I, sapiąc jeszcze agresywniej, skupił się na dotrzymywaniu kroku Kazutorze. Czarnowłosy zaśmiał się i znów pobiegł przodem. Nie, Chifuyu absolutnie nie miał słabej kondycji. Kazutora znał w więzieniu i poprawczaku wielu, którzy po kilku minutach się wykładali, mówiąc, że dalej nie pobiegną jego tempem. Ale Chifuyu dzielnie się trzymał, choć narzekał niemiłosiernie. Kazutora spojrzał na niego przez ramię. Uśmiechnął się lekko do siebie. Chifuyu ciężko dyszał, ale nie upomniał się o przerwę.
Uparciuch, pomyślał.

- Chyba wystarczy. - powiedział zwalniając.

- Ha... Zmęczony? - Chifuyu starał się zamaskować swoją zadyszkę, ale nie bardzo mu wychodziło.

- Tak, słuchanie twoich jęków i stęków to naprawdę wyczerpujące zajęcie. - Kazutora uśmiechnął się do niego przez ramię.

Chifuyu prychnął i zaczerwienił się, ale nic nie powiedział, bo trud w złapaniu tchu skutecznie uniemożliwiał mu jakąkolwiek komunikację. Po chwili marszu usiedli na ławeczce w parku. Kazutora podszedł jeszcze do automatu, by wyjąć zaraz dwie butelki wody. Jedną z nich rzucił Matsuno, który zaraz łapczywie zaczął pić. Hanemiya uśmiechnął się pod nosem i usiadł obok.

- To co? Pięć minut i lecimy dalej?

Najpierw spojrzenie Chifuyu wyraziło pełen sprzeciw i rozpacz, ale potem zagościła w nim determinacja.

- Pewnie. - odpowiedział chłopak, starając się brzmieć przekonująco. - Dla mnie takie biegi to nic nadzwyczajnego! - zaśmiał się nerwowo.

- To może podkręcimy nieco tempo...?

- Nie! - Chifuyu spojrzał na niego z przestrachem. - No dobra, przyznaję, ledwo dycham... - burknął.

Kazutora się roześmiał i przeczesał włosy. Czarne, bo przecież nie farbował ich od pobytu w więzieniu. No i dłuższe niż trzy lata temu, bo jedyne, co przez ten czas robił, to czasem przycinał końcówki. Cała fryzura przypominała wciąż jego styl z lat szkolnych, ale Kazutora zastanawiał się nad wizytą u fryzjera.

- Idziemy do sklepu? - Chifuyu wskazał na pobliski market. - Muszę kupić kilka rzeczy.

Kazutora pokiwał głową i wstał z miejsca, by ruszyć za młodszym przyjacielem.
Chifuyu niemal natychmiast skierował się do działu z kosmetykami. Hanemiya od razu domyślił się, że chłopak potrzebuje dalej maskować swoje cienie pod oczami. Płynność, z jaką zgarnął korektor z właściwej półki, skłoniła go do myśli, że Chifuyu zdecydowanie za dużo korzysta z korektorów. Czyli zdecydowanie za dużo problemów ma ze snem.

- Chifuyu...

- Farba.

- Co? - Kazutora uniósł brew, idąc za Matsuno, który teraz, marszcząc nos, obrał sobie jakiś, tylko sobie znany kierunek. - O czym ty...

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now