Rozdział 27

477 55 45
                                    

- Chie, to naprawdę nic takiego...

- „Nic takiego"?! - zawołała do telefonu oburzona Chie. - Osiemnastka to okazja nie do przegapienia! Pełnoletność obchodzi się raz w życiu! Gdyby nie pewna osoba... - Chifuyu doskonale wiedział, że podkreśliła dwa ostatnie słowa, by dać znać „temu komuś", że jest niesamowicie wściekła i urażona. - Nie wymyśliła tej niespodzianki! Dam ci za to popalić! - krzyknęła do winowajcy.

- Chie, przyjedziesz w następnym tygodniu. - roześmiał się Chifuyu. - Na razie zajmij się tym mieszkaniem.

Chie jęknęła męczeńsko do słuchawki. Była niesamowicie zawiedziona, że nie może być na osiemnastce swojego młodszego kuzyna. Nie przewidziała jednak, że jej ukochana osoba znajdzie idealną ofertę mieszkania, a jedynym możliwym terminem spotkania były... Właśnie urodziny Chifuyu. Chłopak nie miał jej tego za złe. Owszem, uwielbiał, kiedy przyjeżdżała. Ale przecież nic się nie stanie, jeśli opiją jego osiemnastkę nieco później...

- Trzymaj się cieplutko, malutki. - kobieta cmoknęła do słuchawki. - Wszystkiego dobrego i żebyś się dobrze bawił! Kocham cię!

- Dzięki. - uśmiechną się Chifuyu. - Ja też cię kocham.

Chie pożegnała go zadowolonym śmiechem, po czym się rozłączyła. Chifuyu odłożył telefon i przeciągnął się. Rodzice właśnie wyjechali. Tak naprawdę to Chifuyu niemal wygonił ich na randkę. Zdecydował, że jeśli to ma być udana osiemnastka, chce spędzić ją ze swoim rówieśnikiem i przyjacielem - czyli Kazutorą. Chie również miała przyjść, ale nie pozwoliła jej sytuacja. Chifuyu trochę żałował. Chętnie przedstawiłby ją Hanemiyi. Niestety, Chie przyjeżdżała rzadko, głównie na święta.
Matsuno zerknął na zegar. Już prawie czas. Umówił się z Kazutorą na trzynastą. W życiu nie czuł takiej determinacji jak dziś. Miał, bowiem, zamiar udowodnić, że ma mocną głowę. Przepije jeszcze Kazutorę, z palcem w nosie. Nie, żeby wiedział, ile jest w stanie znieść, ale jak trudne mogło być wytrzymanie większej dawki alkoholu?
Rozległo się pukanie do drzwi. Na twarzy Chifuyu natychmiast pojawił się szeroki uśmiech i chłopak wybiegł z kuchni, by otworzyć swojemu gościowi.

- No wreszcie jesteś! - przywitał Kazutorę.

- Jestem przed czasem. - uniósł brwi chłopak.

- Mogłeś być jeszcze wcześniej. - wzruszył ramionami Chifuyu, po czym chwycił go pod ramię i wciągnął do mieszkania. - No chodź! Musimy zacząć moje urodziny!

Kazutora uśmiechnął się, widząc ekscytację, która tryskała z oczu jego przyjaciela. Cieszył się, że był częścią tej ekscytacji. Chifuyu bywał ostatnio zamyślony, a Kazutora był w stanie stwierdzić, że u jego przyjaciela znów nasiliły się problemy ze snem. Jednak kiedykolwiek poruszał ten temat, Chifuyu sprawnie go unikał. Nie dał mu dojść do słowa, jakby bał się cokolwiek powiedzieć. Kazutora się martwił. Martwił się, bo Chifuyu coś przed nim ukrywał.
Dzisiaj jednak Matsuno wydawał się zapomnieć o tym, co go dręczyło. Dziś jego życie i myśli, jakby kręciły się wokół urodzin, co cieszyło Kazutorę. Cieszyło go, bo Chifuyu wydawał się odżyć.

- Wszystkiego najlepszego, Chifuyu. - powiedział, gdy weszli do salonu.

- A wiesz, że niedługo będę mógł założyć sklep zoologiczny? - uśmiechnął się do niego. - Rodzice obiecali, że mi pomogą!

- Świetnie. - Kazutora zgarnął go ramieniem i zmierzwił mu włosy.

- Hej! - Chifuyu zachichotał, starając się wyswobodzić.

- Tu masz jeszcze prezent ode mnie i od mamy. - wyciągnął w jego stronę torebkę.

Chifuyu wziął ją do ręki i wskoczył na kanapę, po czym skinął na Kazutorę, by zajął miejsce obok. Peke wyszedł z pokoju Chifuyu, przeciągnął się, po czym niespiesznie wskoczył na fotel, by na nim zwinąć się w kłębek i obserwować spokojnie poczynania swojego właściciela.
Matsuno wyjął z torebki niewielkie pudełko. Otworzył je i... Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech. Kazutora odetchnął z ulgą. Podobało mu się...
Chifuyu wziął do ręki breloczek. Metalowa zielona koniczyna witała go prostym napisem: „Luck".
Szczęście. Fart.

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now