Rozdział 14

510 52 48
                                    

- Mamo! Wychodzę! - krzyknął Chifuyu.

- Kiedy wrócisz? - pani Chifuyu wychyliła się z kuchni. - Ubierz się ciepło.

- Wiem. - Matsuno zawinął szalik na szyi. - Gdzieś za trzy godziny będę z powrotem.

- Ten chłopak... Kazutora... Tak miał na imię? - widząc, jak jej syn kiwa głową na potwierdzenie, kontynuowała: - To... Ty go lubisz?

- Co? No nie chodziłbym do kogoś, kogo nie lubię. - zaśmiał się chłopak i ubrał kurtkę.

- No tak. - uśmiechnęła się łagodnie. - Może... Może w takim razie kiedyś nas odwiedzi?

Chifuyu drgnął i spojrzał na swoją rodzicielkę. Jego mama wiedziała, za co Kazutora siedział w więzieniu. Przecież to oczywiste, że jej powiedział. A mimo to była w stanie zaakceptować fakt, że jej syn go polubił. Była w stanie go nawet zaprosić do domu. Matsuno uśmiechnął się. Jego mama była za dobra na ten świat...

- Może. - powiedział. - Ale siedzi do pełnoletności.

- Więc miejmy nadzieję, że do tego czasu wasza przyjaźń nie osłabnie. - uśmiechnęła się. - Leć już.

- Dobrze. - pomachał jej. - Pa!

Ledwo wyszedł, a uderzył go powiew zimnego wiatru. Chifuyu zadrżał i poprawił czapkę.
Dziarskim krokiem szedł w stronę cmentarza. Zima dawała w kość. Schował ręce do kieszeni. Przeklął pod nosem. Zapomniał z domu rękawiczek. Więcej nie popełni tego błędu...

W końcu dotarł na miejsce. Odetchnął głęboko, a z jego ust wydobył się obłoczek pary. Stał nad grobem Baji'ego. Znowu. Przesiedzi tu pewnie godzinę, zatopiony w swoich myślach, zapomni nawet o zimnie. Potem pójdzie do Kazutory. Na jego usta wkradał się uśmiech, ilekroć myślał o kolejnej rozmowie, którą z nim przeprowadzi. Lubił rozmawiać z Kazutorą. Ba! Uwielbiał to! W ciągu dnia tyle się działo, że czasem wydawało mu się, że ta godzina ich rozmowy była zaledwie krótką chwilą.
Wytrząsnął się z zamyślenia. Zawstydził się swoich myśli. Był na grobie Baji'ego, a myślał o Kazutorze. Co za brak szacunku...

- Cześć, Baji. - powiedział cicho.

Nikt mu nie odpowiedział. Chifuyu nagle zrobiło się sucho w gardle. Samotny. Znów poczuł się samotny. Jakby nikogo nie miał. Westchnął ciężko. Nie powinien się tak czuć. Baji na pewno nad nim czuwał.
A jednak...

- Mam nadzieję, że gdziekolwiek jesteś, to jesteś szczęśliwy. - uśmiechnął się. - Wiesz, dziś mam urodziny. - poczuł łzy w oczach. - Kończę piętnaście lat. - dokończył szeptem.

Wcale nie chciał się rozpłakać. Ale co mógł poradzić, skoro łzy same wypłynęły z jego oczu?

~*~

- Płakałeś. - stwierdził od razu na wejściu Kazutora.

- Wcale nie. - naburmuszył się Chifuyu.

- Kogo ty się starasz oszukać? - westchnął. - Zbyt długo cię już widuję, żeby przeoczyć coś takiego. - zmarszczył brwi. - W dodatku znowu nie spałeś.

Chifuyu burknął coś niezrozumiałego pod nosem. Twarz Kazutory złagodniała.

- Dalej bierzesz tabletki? - zapytał.

- No tak...

- Czyli wczoraj nie wziąłeś. Dlaczego?

- Nie muszę ich brać codziennie. Czasem po prostu nie chcę. - skrzywił się.

- I wolisz potem mieć wory pod oczami i płakać po nocach? Co na to twoi rodzice?

- Przez jakiś czas starali się mnie nakłonić, żebym je brał codziennie. - wymamrotał nieco zawstydzony. - Ale nie wiedzą, czy stale je biorę. Przecież nie liczą mi tabletek w pudełku...

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now