Rozdział 21

548 57 29
                                    

Kazutora położył ostatnie pudło na właściwej stercie. Otarł pot z czoła i poprawił kitkę, w którą spiął włosy. Zerknął na zegar i zgarnął spod ściany butelkę z wodą. Uśmiechnął się. Koniec pracy. Zaraz wsiądzie w autobus, a za jakąś godzinę będzie u Chifuyu. Czyli gdzieś o szesnastej. W sam raz. Tak właśnie się umówili. Między piętnastą a szesnastą. Na farbowanie włosów.
Kazutora westchnął. Jedyne, co mu się nie podobało w jego pracy, to właśnie sposób powrotu. Ten pieprzony autobus. Ludzie. A już szczególnie te stare babcie, które wydawały się znać każdy jego sekret, gdy wierciły w nim dziurę swoim pomarszczony spojrzeniem. Kazutora aż się wzdrygnął na tę myśl. Tak, starsze panie z autobusu to istoty zaiste przerażajace...

- O, tu jesteś, Hanemiya.

Kazutora obrócił się i napotkał spojrzeniem uśmiechniętego pana Matsukawę. Uśmiechnął się niepewnie i wziął łyk wody.

- Dzień dobry. - powiedział cicho.

- Jadę akurat do domu. Podrzucić cię? Wiem, że tłuczesz się autobusami.

Kazutora już chciał odmówić, ale coś go powstrzymywało. To była chyba ta wizja złowieszczych babć...

- To jak? - głos pana Matsukawy wytrącił go z zamyślenia. - No chodź, nie będziesz sterczał w śmierdzącym autobusie, jak masz do wyboru moje pachnące autko. - zmierzwił mu włosy.

- Dobrze... - odpowiedział niepewnie Kazutora. - Dziękuję.

- Nie ma sprawy. - pan Matsukawa machnął mu, by poszedł za nim.

Kazutora podążał za nim, wciąż pełen wątpliwości. Doszedł do wniosku, że jakąkolwiek decyzję by podjął, znalazłby tyle samo plusów co minusów.
Wsiadł do samochodu pana Matsukawy i po chwili byli już w drodze.

- Wiesz, Hanemiya, jesteś dobrym pracownikiem. - powiedział mężczyzna. - Robisz wszystko, co ci każę i robisz to porządnie. No i szybko się uczysz. Ale twoje zdolności komunikacyjne i współpracy... - zacmokał. - Leżą.

- Tak... - Kazutora się zawahał. - Chifuyu często mi to wypomina...

- Domyślam się. - uśmiechnął się pan Matsukawa. - Jesteście zupełnie różni. Słyszałem, że znacie się z więzienia.

- On... Często mnie odwiedzał. - Kazutora zerknął na niego kątem oka.

- To dobry chłopak. - pokiwał głową jego pracodawca. - Pamiętam, jak jego tata chodził kilka lat temu cały przygnębiony. Mówił, że coś złego spotkało jego syna i jest z nim źle. Ale ostatnio coś się chyba poprawiło. Widać, że jest lepiej. - wyciągnął rękę, by poklepać go po ramieniu. - Na pewno miałeś w tym swój wkład. Matsuno bardzo się w niego martwił. Zresztą jego żona również.

- Pamiętam. - wymsknęło się Kazutorze.

Tak naprawdę nie chciał tego powiedzieć. Pomyślał o tym i... Teraz wstrzymał oddech, zdając sobie sprawę, że powiedział to na głos. Kątem oka dostrzegł, jak pan Matsukawa kiwa głową i lekko się uśmiecha.

- Było wtedy bardzo źle? - zapytał.

Kazutora zacisnął usta, nie wiedząc, czy powinien o tym mówić.

- Wydawało się, że potrzebuje pomocy. - powiedział cicho.

Ja też jej wtedy potrzebowałem, dodał w myślach.
Pan Matsukawa zaśmiał się pod nosem i pokiwał głową.

- Ach tak. - mruknął. - To dobrze, że wtedy przy nim byłeś. Najwyraźniej mu się to przydało.

- Mam nadzieję. - odparł Hanemiya. - Czy... Mógłby mnie pan podrzucić pod jego dom?

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now