Świńsko Czerwona Kopułka 30

2 0 0
                                    

30.

Nowy generał siedział za swoim inkrustowanym biurkiem, w swojej prywatnej kwaterze, w bunkrze. Wpatrywał się w postać trójgłowego orła z czarnego dębu, który tkwił w meblowym blacie. Łokcie miał na biurku, a głowę opierał na dłoniach. Przy prawej ręce stał porcelanowy spodek z filiżanką najprawdziwszej kawy. Przy lewej ręce śmiał się talerz z nadgryzionym pączkiem. Sam generał nie był jednak szczęśliwy. W jego otoczeniu zaszło tak wiele zmian, że po prostu nie mógł czuć się normalnie.

W ciągu trochę dłużej niż roku ze zwykłego, szarego frontownika-kapitana stał się szanowanym generałem. To znaczy szacunku w dowodzeniu armią sobie jeszcze nie wyrobił, ale przecież udało mu się powrócić „bezpiecznie" do swoich przez niemiłe wody Gory. Poza tym był jedynym dowódcą kompanii zwierzęcych, który przeżył. To powodowało wszechobecny szacunek i podziw kogokolwiek zaznajomionego z tematem, a osób niezaznajomionych było bardzo mało.

Z powodu tychże awansów czuł się źle. Nie przywykł do takich luksusów, a zwłaszcza do tego, że w ciągu tak krótkiego czasu musiał nosić trzy zupełnie różniące się uniformy. Wcześniej jako kapitan nosił zwykły, prosty, zielony, wełniany płaszcz, pod którym znajdowała się zwykła bielizna i koszula. Jako pułkownik oprócz płaszcza z kilkoma różnicami estetycznymi takimi jak złoty kolor guzików, nosił pod nim czarny mundur podobny do tych ze zdjęć z książki historycznej ministerstwa informacji. Teraz jako generał nosił zupełnie nowe buty oraz spodnie. Płaszcz się nie zmienił, ale czarny mundur zyskał więcej kieszeni. Musiał zmienić także rogatywkę oraz rękawiczki, które dotąd zawsze były skórzane i koloru czarnego lub brązowego. Teraz także były skórzane, ale ich kolor daleko odstawał od swoich poprzedniczek. Były bowiem... błękitno-fioletowe. Dlaczego?

Tutaj trzeba by, się cofnąć z powrotem do czasów Imperium Świńskiego, a szczególnie do czasów Mikołaja Pierwszego. Nie trzeba już, raczej mówić, że w tamtym czasie, dowódcy nie grzeszyli dobrocią. Świetnym tego przykładem jest generał Prokov, pośmiertnie mianowany na marszałka polnego, patron poległych w boju starszych oficerów. Rozkazywał on przecież swoim podwładnym: rabować, bić, zabijać, gwałcić. Tresował zwykłych ludzi na jak to sam mówił „porządnych żołnierzy"; pomijając fakt, iż ci byli już wcześniej wytresowani przez państwo. Stosował doktrynę strachu. Napadając na miasto, puszczał je z dymem, tak aby przestraszeni obrońcy następnej osady stracili morale. Nie brał jeńców, choć zdarzało mu się czasem, brać w niewolę wysoko urodzonych, których potem wykorzystywał dla swojej uciechy oraz interesów. Kobiety i dziewczyny miały w tym zakresie niestety więcej zastosowań...

Pewnego razu jednak jego doktryna go zgładziła. Prowadząc mocno osłabioną armię, został zaatakowany przez liczne oddziały pod przywództwem króla lisów, który to stał się wtedy godnym przeciwnikiem Świńska. Chciał wykaraskać się z problemu przy użyciu Istis, lisiej księżniczki, której kazał nie zabijać, tylko wziąć do niewoli. Chciał oddać ją swoim za obietnicę, że ci nie zaatakują jego wojsk. „Barbarzyńcy" bo tak Świńsko nazywało ludy plemienne, jednoczące się do wspólnej walki, bardzo ceniły sobie obietnice i gdyby takową zawarły, to z pewnością by jej dotrzymały. Istis jednak nie chcąc, być kartą przetargową, przegryzła sobie tętnice. Tak więc jedyna szansa Prokova na ujście z życiem została wykrwawiona. Gdyby sam trafił do niewoli, to za wszystkie szkody jakie uczynił, z pewnością zginąłby w pokazowym procesie.

Wraz ze swoim adiutantem popełnił samobójstwo, strzelając sobie z pistoletu w głowę.

Wracając jednak do historii o rękawiczkach. Liczni generałowie pokroju Prokova mieli trudne do wyjaśnienia upodobanie. Lubili sobie robić bowiem rękawiczki ze skór swoich „wrogów", a raczej po prostu ofiar. Taką ofiarę trzeba, było przed zdarciem skóry porządnie obić, a czasem nawet gotować. Musiała być wtedy oczywiście żywa. Później taka piękna skóra trafiała do wojskowego szwacza, który to potrafił, tworzyć z niej istne cuda. Każdy szanujący się generał musiał, mieć kilka par takowych rękawiczek. Prokov także miał tych par kilka, ale szczególnie upodobał sobie te z futra pewnego czerwonego wilka, który żeby dostarczyć mu tej wizualnej pociechy, musiał oddać wszystko co miał najcenniejsze...

Świńsko - Czerwona KopułkaWhere stories live. Discover now