Świńsko Czerwona Kopułka 13

5 0 0
                                    

13.

Faktycznie na korytarzu przy jadalni był znacznie większy ruch. Wcześniej przechodził tamtędy jeden spity generał, błądzący po pałacu i potykający się w omamach w stronę światła. Teraz poruszało się tam mnóstwo ważnych wojskowych, uczonych oraz przedstawicieli partii. Nie było to jednak czymś dziwnym, pomimo iż nie była to godzina wydawania potraw. Dzisiaj wszystkie drogi prowadziły do jadalni. Hans miał rację, car naprawdę zorganizował wystawę modeli, które przyniesiono błyskawicznie; oczywiście sam nadzorował to wielce ważne zadanie...

Na długim stole ustawione były: rozmaite pojazdy naziemne, samoloty oraz statki. Wśród nich znajdował się oczywiście czołg pomalowany przez pokojówkę. Stał się on już istną legendą. Wystawiony był celowo na widoku, ale przy wielkich okrętach i bombowcach wydawał się wręcz niewidoczny. Car zadowolony stał z boku, a w jego oku kręciła się mała łezka zadowolenia. Patrzył na ludzi podziwiających jego dzieła. Nie domyślał się, że robią to z przymusu, żeby się mu nie narazić. Cieszył go widok chmary ludzi, podziwiających jego modele. Uradował się jeszcze bardziej, kiedy zauważył ambasadora oraz attaché z ambasady RWN w Świńsku.

Feldmarszałek także znajdował się w gronie podziwiających. Wcześniej podobnie jak profesor i kilku innych przewodniczących NPMK obawiał się wpadki; że wejdzie do jadalni, a tam przywita go oddział milicji, ale teraz jednak chodził obok stołu z aparatem i robił zdjęcia ciekawszym pojazdom. Gdy obszedł już całą wystawę, rozejrzawszy się uważnie, czy nikt go nie obserwuje, wyszedł z jadalni na korytarz.

Nagle powietrze przeszył charakterystyczny hałas i z powodu pootwieranych okien w innych pomieszczeniach, zaczął się mocno, nasilać. Feldmarszałek wraz z wieloma innymi ludźmi na korytarzu rozpoznał błyskawicznie jego źródło. Były to syreny alarmowe, poprzedzające nalot bombowy. Chwilę potem usłyszeć można było ciche dudnienie podwójnie sprzężonych, trzydziestosiedmiomilimetrowych działek przeciwlotniczych oraz osiemdziesięcioośmiomilimetrowych dział strzelających szrapnelami.

Wszyscy z pałacu udali się do najbliższych schronów, opustoszając korytarze. Na niebie zaczęły, wybuchać szrapnele, usiłując, uszkodzić samoloty wroga. Wkrótce na i tak już zdewastowaną ulicę i nieliczne domy na obrzeżach stolicy, zaczęły spadać bomby. Wiele z budynków, a raczej ich ruin zajęło się ogniem. Do akcji wkroczyli, więc strażacy, a wraz z nimi oddziały milicji i żołnierze z pobliskich garnizonów. Telegrafowano do innych miast o pomoc, ponieważ przestrzeń powietrzna została naruszona przez tysiąc samolotów, a nie dziesięć; jak to się czasami wydarzało i widać było, że nalot nie potrwa krótko.

Niebo było bezchmurne, co ułatwiało, dostrzec wielką czarną falę, cały czas nadciągającą nad stolicę. Biedne miasto zostało, zasypane gradem różnego rodzaju bomb. Nie były to bowiem tylko zwykłe bomby pięćdziesięciokilogramowe, stukilogramowe oraz dwieście-pięćdziesięciokilogramowe i pięćsetkilogramowe. Na wyposażeniu luków bombowych znajdowały się także przeróżne wymyślne wynalazki, służące do jak najefektywniejszego i najtańszego sposobu na mordowanie wszystkiego co żyje. Bomby kasetowe i odłamkowo-burzące, zapalające i z zapalnikiem czasowym oraz bomby dymne z fosforem także spadały na miasto.

Obrona przeciwlotnicza zniszczyła mnóstwo maszyn, a uszkodziła jeszcze więcej. Nie była, jednak w stanie sprostać obrony stolicy, ponieważ miała w swym arsenale zbyt mało baterii. Od pobliskich nielicznych, niezniszczonych jeszcze lotnisk, udało się wybłagać łącznie z około czterdzieści myśliwców. Nie były to nowoczesne maszyny, które mogłyby w jakimkolwiek stopniu sprostać zadaniu. Świńsko było w gruncie rzeczy dość zacofanym krajem. A przynajmniej tak zaczynało się stawać już za czasów Leopolda Drugiego. Aleksander nie poprawił jego błędów; jeśli chodzi o wojsko, nawet jakby się było krajem pokojowym, trzeba mieć zawsze najnowocześniejszy i najdoskonalszy sprzęt.

Świńsko - Czerwona KopułkaWhere stories live. Discover now