Świńsko Czerwona Kopułka 28

2 0 0
                                    

28.

Pułkownikowi wyznaczono poligon oddalony od frontu o jakieś pięćset kilometrów. Znajdował się on także daleko na północ od bunkra Kirowa, więc żeby ten dostał się tam najszybciej, przydzielono mu samolot; ot oliwkowy dwusilnikowiec transportowy, w którym drewniane ławki zmieniono na skórzane fotele. Dano mu także eskortę z dwóch nowych myśliwców.

Samolot wystartował z lotniska obok siedziby Kirowa, rano. Sam lot nie trwał długo. Stare świńskie silniki wymieniono na nowe wyprodukowane w Świńsku dzięki planom dostarczonym przez RWN. Zwiększyły one prędkość maksymalną transportowca o jakieś dwieście kilometrów na godzinę, co mocno skróciło czas podróży. Wszystkie trzy maszyny po starcie nie wzniosły się na jakąś wielką wysokość; jakieś trzy tysiące dwieście osiemdziesiąt stóp.

Po jakiejś godzinie przyszła kolej na lądowanie. Lądował jednak tylko samolot transportowy. Eskorta bowiem zatoczyła w tym czasie dwa kręgi, po czym upewniwszy się, że lądowanie przeszło pomyślnie, zawróciła na najbliższe lotnisko wojskowe.

Po wylądowaniu na nieprzystosowanej do takich rzeczy polanie, pod drzwi transportowca podjechał motocykl z koszem. Kierował nim człowiek ubrany niczym łącznik, który przyniósł depeszę Wolfowi. Zatrzymał pojazd i dał gestem ręki znać pułkownikowi, aby ten usiadł się w koszu. Ten zawahał się, widząc, iż nie podstawiono mu żadnej drabiny lub schodków. Musiał zeskoczyć, tak aby odzywające się jeszcze rany pooperacyjne, nie dały się zbytnio we znaki. Zrobił to ostrożnie i nie zawiódł się na swojej kondycji. Otrzepał nowy mundur i buty z kurzu oraz pyłu, po czym motocykl podjechał do niego bliżej, tak aby ten nie musiał do niego podchodzić.

- Witam panie pułkowniku – wykrzykiwał motocyklista, aby przebić się przez hałas gwiazdowych silników samolotu, który kołował na koniec polany, aby tam zawrócić i wystartować. – Zgodnie z rozkazem porucznika Grzałkowskiego mam pana zabrać do sztabu.

- Dobrze, prowadź.

Motocyklista ruszył do przodu i skręcił w prawo. Potem tyle ile fabryka dała, pruł w stronę: drewnianych zabudowań, małego parku ciężarówek, namiotowego miasteczka oraz jakiejś zielono-kolorowej masy, która była zapewne tymi trzema kompaniami ustawionymi jak na apel.

Pułkownik kurczowo trzymał się metalowych rączek po obu bokach kosza, bojąc się, iż może wypaść na jakimś wyboju. Kierowca nie przejmując się tym problemem, dla własnej uciechy celowo jechał po największych nierównościach terenu. Po krótkiej chwili zajechali pod budynek sztabu poligonowego. Po lewej ich stronie wznosił się budynek, naprzeciwko nich stali oficerowie dowodzący poligonem, a po lewej trzy kompanie ustawione w czworoboki.

- Co wam mówiłem bydlaki? – Zaryczał głos jednego z oficerów.

Po tych słowach żołnierze ustawieni w czworoboki, zaczęli recytować jakąś formułkę na powitanie swego nowego dowódcy:

- Witamy serdecznie pana pułkownika, który wykorzystawszy swój cenny czas, będzie szkolić nas; niedobre psy na porządnych oficerów armii Świńskiej. Będziemy bez żadnych obiekcji wykonywać każde pańskie rozkazy i nie sprzeciwimy się pańskiemu stanowisku. Będziemy wylewać krew i pot dla naszego kraju i ojczyzny. Tę wojnę wygramy.

Pułkownik wylawszy się z kosza, spoglądał na to nieco osowiały. Wywarło to na nim wielkie wrażenie. Wrażenie które dzięki swym wcześniejszym przeżyciom i wspomnieniom raczej mu się nie podobało. Spojrzał na lewą stronę, na twarze swych nowych podwładnych. Górowało w nich przede wszystkim podniecenie, wywołane przez czytanie nadmiernie wpajanych gazetek wojskowych i wysłuchiwania non stop wykrzykiwanych w twarz oficerskich frazesów: „Znaczycie mniej, niż ten brud co mam na butach. Powinniście być zadowoleni, ponieważ dostąpiliście wielkiego zaszczytu. Otóż szkolić was będzie słynny Bohater Świńska. On uczyni z was prawdziwych ludzi". Nic dziwnego więc, że każdy z nich był widokiem pułkownika więcej niż zachwycony. Potem spojrzał na niebo, które było jasne i bezchmurne.

Świńsko - Czerwona KopułkaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt