Świńsko Czerwona Kopułka 24

2 0 0
                                    

24.

W ciągu następnych tygodni zaszło ogólnie wiele zmian. Front przy Starej Hucie został przerwany, a wróg został ponownie wyrzucony za Gore. Pomagał w tym batalion majora Fruszera. Zdziesiątkowane, wymęczone i niebezpiecznie rozciągnięte dywizje zostały uzupełnione nowymi, chcącymi walczyć ochotnikami. Większość żołnierzy nie przejmowała się faktem, iż ich towarzyszami niedoli i śmierci w okopach nie są ludzie, lecz zdarzali się tacy, którym się to mocno nie podobało. Wśród nich znajdowała się głównie kadra oficerska, ortodoksyjna i tkwiąca w swych wymyślnych zasadach. Zmienić ją na bardziej „kompetentną", czytaj bardziej tolerancyjną na chwilę obecną nie można było, ponieważ nowi oficerowie jeszcze się szkolili. Przez to, że dowódcy nie lubili swych nowych podwładnych, wynajdywali im najróżniejsze i najtrudniejsze zadania.

W świńskich fabrykach zaczęto także produkcję części do samolotów z planów RWN. Części transportowano potem do specjalnej montażowni, w której powstawały już pierwsze nowe maszyny. Je zaś kierowano na daleki zachód, gdzie powstawały specjalne lotniska treningowe. Do Świńska przybyli piloci z RWN, którzy mieli uczyć swoje nowe pokolenie. Nie było dziwne, że wśród ochotników na asów przestworzy była przeważająca liczba „tych innych", głównie gryfy i hipogryfy, które znały niebo lepiej od zwykłego ssaka lub zadumanego w carze Mikołaju generała. Na razie do dyspozycji, do nauki dostępne było tylko trzynaście maszyn.

Batalion Fruszera rozciągnął się, na dopiero co zdobytych terenach za Starą Hutą, aby umocnić pozycje obronne. Pewnego dnia pod namiot sztabowy, w którym to mieszkał major i kapitanowie, przyjechał na motorze łącznik z miasta. W mieście znajdowała się bowiem główna radiostacja, więc to z niego przychodziły wszelkie meldunki, rozkazy. Tym razem przyszło pewne powiadomienie:

- To do kapitana Majera – powiedział ubrany w: zielony mundur i spodnie, długi, gruby, brązowy, nieprzemakalny płaszcz, wysokie brudne od ziemistej brei buty, brązową rogatywkę z czerwoną gwiazdą pośrodku i goglami naciągniętymi na czoło swej bystrej twarzy łącznik, podając wiadomość pierwszemu napotkanemu oficerowi.

- Dob... - kapitan Wolf nie zdążył nawet dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ jego rozmówca zasalutowawszy, szybko odszedł.

Na początku oficer chciał, nauczyć go za to moresu, lecz wtem ukuła go myśl o tym, że ten ma jeszcze mnóstwo depesz do dostarczenia. Wpatrywał się więc w to, jak łącznik wchodzi na motor i odpaliwszy go, rusza w tylko jemu znaną stronę. Potem spojrzał na depeszę, maszynopis przetłumaczony z alfabetu Morse'a. Zamiast od razu zanieść ją do swego odbiorcy, sam począł ją czytać. Dopiero kiedy przeczytał ją kilka razy, postanowił dać ją Majerowi. Sęk w tym, iż w namiocie go nie było i trzeba by go gdzie indziej szukać. Zorientowawszy się z tego, przeklnął siarczyście i zaczął, rozmyślać gdzie, go wiatry ponieść mogły.

- Renner pewnie kucharzy o piciu prosi lub chodząc po burdelach, batalion zawstydza – mówił sam do siebie. – Fuszerka jest jak zawsze tam gdzie najwięcej roboty, czyli pewno w między żołnierzy poszedł. Gdzie się tylko mógł zapodziać ten Majer? A, już wiem. Z tym Michałem się szlaja i te jego gówna czyta. Jak znajdę Michała to i Majera. Tylko wracamy do punktu wyjścia, bo i nie wiem gdzie tamten jest – tu na chwilę przestał mówić, zapatrzył się na dziurę w namiocie, po czym po kilku minutach znów mówił do siebie. – Ale przecież nie muszę, go szukać. Mogę, rozkazać komuś, żeby zrobił to za mnie.

Wyszedł z namiotu szybkim krokiem. Rozejrzał się w obie strony i podszedł do pierwszego lepszego żołnierza, który wszedł mu w pole widzenia.

- Ej, ty – zwrócił się do niego z myślą, że mu się poszczęści. – Wiesz, gdzie jest teraz kapitan Majer z ósmej piechoty?

- Domyślam się, choć nie mogę przysiąc kapitanie – odrzekł żołnierz.

Świńsko - Czerwona KopułkaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt