Świńsko Czerwona Kopułka 8

6 0 0
                                    

8

Profesor siedział wtulony w fotel i chwytał się za zimny okład, poniewierający się na jego czole. „Chyba żem trochę przesadził". Wyciągnął rękę ku szklance, stojącej na małym stoliku obok. Nie dosięgnął jej, ponieważ stolik stał za daleko. „Czemu?". Zsunął się trochę z fotela i przysunąwszy stolik nogą bliżej do siebie, zdołał dosięgnąć szklankę. Upił trochę mleka, po czym ponownie rozlał się we wnętrzności fotela. Spojrzał na zegar wiszący na kasztanowej boazerii. Nie zdziwiła go wczesna pora. Kiedy miał kaca, jakimś cudem, nieregulaminowo zawsze miał problemy z zaśnięciem i w tej chwili nie wróżył sobie innej wersji dnia; niż leżenie w fotelu w nieludzkich męczarniach. Zaczął, rozglądać się po pokoju, w którym znajdował się pierwszy raz. Był to jeden z pokojów gościnnych carskiego pałacu.

Jedyne co pamiętał profesor to to, że car nie dawał za wygraną i doprowadził wszystkich do takiego stanu walki z grawitacją, iż puszczenie kogokolwiek gdziekolwiek samemu, byłoby świadomym wydaniem wyroku śmierci. Ostatnim tchem trzeźwości nakazał, swoim sługom zaprowadzić wszystkich gości do pokojów oraz żeby wszyscy posłusznie wykonywali ich polecenia. Po wypowiedzeniu tych słów, car opętany już przez alkohol wyszedł z sali zabaw na chwiejnych nogach i sam doszedł do swojego pokoju; tylko on był bowiem tak silny, aby czegoś takiego dokonać. Potem nikt nie wiedział co tam robił...

Pokój nie składał się oczywiście z samej boazerii. Mieściło się w nim: przepiękne łóżko z baldachimem, mnóstwo onieśmielających, zdobionych, starych mebli oraz duży czerwono-złoty dywan przykrywający drewnianą podłogę pierwszej klasy. Na ścianach wisiały przepiękne portrety carów, krajobrazów Świńska, znanych bitew odniesionych w przeszłości. Na ścianie wisiała także ozdobna szabla oraz czaszka jakiegoś jelenia z ogromnym porożem. Tu i ówdzie na meblach stały różne rzeźby zwierząt i popiersia poprzednich monarchów.

Znajdowała się także szklana gablotka, pełna starych monet. Z sufitu zwisał wielki szklany żyrandol, który podczas bombardowań stolicy nieraz znalazł się na inkrustowanej ławie, goszczącej miejsce pod nim. Ława była piękna, ale kiedy czwarty raz dokonała syntezy z żyrandolem, jej piękny, orzechowy, carski orzeł stał się już prawie niewidoczny; w sumie jakby był tylko namalowany. Dokonał abdykacji na rzecz rys i szklanych odłamków, które pomimo wprawnego oka taniego konserwatora, złotej-rączki zapodziały się gdzieś w otchłani wypolerowanej sklejki.

Żarówki ów lampy sufitowej działały na prąd, oświetlając porządnie każdy kąt pokoju. W pokoju oprócz jasności było także przyjemnie ciepło. Ogrzewanie dostarczały rury z gorącą parą umieszczone pod drewnianą podłogą.

Profesor wychylił szklankę z mlekiem i wlawszy do gardła ów krowi napój, stwierdził, że jego szklanka jest pusta. „Boże, tylko nie to". Obrócił głowę w stronę ściany, w której zamieszczony był mały złoty łańcuszek, służący do przywoływania służby. Wstał z wielkim trudem, jakby zapomniał, jak działa grawitacja lub przebiegł maraton i powoli kroczek po kroczku doszedł w końcu do łańcuszka.

Miał już pociągnąć za łańcuszek, kiedy drzwi do pokoju, nagle się otworzyły. W przejściu stanął lokaj, ubrany w czarne, napastowane buty, czarne spodnie oraz czarną marynarkę. Jedyne co miał białe to swoją koszulę, która nie była całkiem przyćmiona przez czerń marynarki. Profesor spojrzał na niego swym mętnym, a zarazem pytającym wzrokiem.

- Pewien marszałek polny chciałby, się z panem zobaczyć – oznajmił lokaj. – Czy mam go wpuścić?

- Tak. Możesz, go wpuścić – odrzekł z trudem profesor. – Powiedz no przy okazji w kuchni, aby przynieśli kolejny dzbanek mleka, bo strasznie mnie suszy.

Świńsko - Czerwona KopułkaUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum