***

Siedziała przede mną niby taka sama, ale zupełnie inna. Widzę jej dziewczęcą, niewinną, lekko rozkapryszoną twarz. Jest spięta, speszona moją obecnością chociaż nieudolnie próbuję to ukryć. Jest dla mnie jak otwarta księga. Zachowuje się jak młoda kobieta w jej wieku, planuje przyszłość, zajmuje zupełnie przyziemnymi rzeczami takimi jak zakupy i rachunki. Czuję się trochę jakbym patrzył na inną osobę, chociaż coś w jej głosie, zwłaszcza gdy rzucała sarkastyczny żart przypominało mi, że ta zadziorna pyskata dziewczyna jest tam gdzieś w środku. 

 Ze Stevem u boku ma szansę na prawdziwe życie, takie jakie powinna mieć. Bez tego pieprzonego porwania, pobytu w więzieniu, poznania mnie. Tak zdecydowanie jestem najgorszą rzeczą, jaka mogła się jej przytrafić.

Teraz jednak skupiła się na książce, którą wyciągnąłem. Gdy ją zobaczyła jej twarz na chwilę zamarła. Widziałem zmianę w niej. Spoważniała, nabrała innych, ostrzejszych rysów.

 Oto moja Matylda. 

Bez słowa odebrała ją ode mnie i przypatrywała się okładce, głaszcząc ją dłonią. Otworzyła wreszcie wczytując się w dedykację. Zobaczyłem jak po policzku spływa jej pojedyncza łza. Ale to nie był koniec tego co dla niej dzisiaj przygotowałem.

- Маленький принц- obserwowałem jak podnosi na mnie spojrzenie, w pierwszej chwili wyrażające zdziwienie, po chwili przechodząc w strach, następnie w złość.

- Co powiedziałeś?- wiedziała, widziałem to w jej oczach.

- Przypominasz sobie?- spytałem niepewnie, spokojnie, jakby bojąc się jak może zareagować. 

Złapała się za głowę i zamknęła powieki. Siedziała w takiej pozycji przez chwilę. Gdy nie odzywała się i nie ruszała uznałem, że to zbyt długo. Wstałem z zamiarem podejścia do niej, jednak w tej samej chwili ona też wstała odsuwając się ode mnie. Patrzyła na mnie nieufnie, z dziwną iskrą w oku, czymś czego nie poznawałem.

- Co nas łączyło?- zapytała cicho.

- Co zobaczyłaś?

- Co nas łączyło?!- była coraz bardziej nerwowa, wytrącona z równowagi.

- Powiem ci, ale najpierw usiądź dobrze?

Patrzyła na mnie przez kilka sekund, ale w końcu usiadła. 

- To  nie jest takie proste- zacząłem trąc palcami oczy, które nagle zdały mi się nazbyt ciężkie- Może przyjmijmy, że początki mieliśmy różne, ale koniec końców zaprzyjaźniliśmy się.

Musiałem mocno powstrzymywać się by nie powiedzieć nic więcej. By nie mówić o relacji która zaczęła się między nami tworzyć, a która została brutalnie przerwana. 

- Yhym. Jakiego rodzaju przyjaciółmi-? jej pytanie brzmiało jakby miało drugie dno, niewypowiedziane, inne znaczenie.

- Nie rozumiem. Może będzie prościej jeśli opowiesz mi co widziałaś.

- Nie tylko widziałam- przymknęła znów powieki- ale widzę cały czas. Różne obrazy, urywki przewijają mi się w umyśle. Jakby ktoś puszczał mi trailer jakiegoś filmu z wyrwanymi z kontekstu scenami. Dlatego nie wiem co mam o tym myśleć.

- No to po prostu opowiedz to.

Matylda zarumieniła się i po raz kolejny przymknęła powieki.

- Widzę siebie leżącą w dziwnym pokoju, nie mam na sobie prawie w ogóle ubrań, tylko jakieś kawałki materiału. Ty też jesteś w tym pokoju. W innej scenie dotykasz mojego uda, nagiego, zakładasz na nie jakiś dziwny pas, nie widzę wyraźnie. Widzę jak tańczymy, a potem- przerwała i spojrzała na mnie- a potem się całujemy.

Cholera, cholera jasna. Czemu ze wszystkich rzeczy jakie miały ze mną coś wspólnego musiała przypomnieć sobie właśnie te. Myślałem, że pierwsze zaczną się traumatyczne wspomnienia. Te związane z przemocą. Tak było w tej instrukcji od doktorka, że te najważniejsze, najbardziej intensywne momenty będą pierwsze. Najwidoczniej te były dla niej najbardziej istotne. Były, kiedyś. 

- Tak jak mówiłem, nie jest to takie proste- powiedziałem wymijająco.

- Spaliśmy ze sobą?- wypaliła nagle, a ja musiałem zrobić przy tym na prawdę głupią minę.

-Nie...- odpowiedziałem na co ona odetchnęła głęboko w przypływie ulgi- ...do końca.

- Co to znaczy nie do końca?- zapytała łamiącym się głosem.

- No nie do końca znaczy, że nie do końca.

- Na Boga James nie kręć, jesteśmy dorośli- zbeształa mnie jak małe dziecko i poczułem dziwną satysfakcję, miałem wrażenie  jakby mówiła to stara Matylda. 

- Nie uprawialiśmy seksu, ale doszło do pieszczot, dość intymnych z resztą, ale na tym się skończyło. Słowo.

Matylda schowała głowę w dłoniach i zaczęła się śmiać. Z każdą chwilą jej śmiech narastał, przechodząc w histeryczny chichot i kończąc na miarowym szlochaniu.

- Steve wie?- spojrzała na mnie czerwonymi od płaczu oczami- powiedziałeś mu ?

- Nie i wolałbym żeby tak zostało- mierzyliśmy się wzrokiem ludzi  skrzywdzonych przez życie, ludzi których los nie oszczędzał i nie zamierzał darować ani jednej chwili szczęścia.

- Nie wiem czy będę potrafiła to ukryć. Jednak póki wszystko się nie wyjaśni niech zostanie to między nami. Czy ja...czy ja Cię kochałam?

Patrzyła na mnie wyczekująco. Nie mogłem mówić jej samej prawdy, nie w kwestii naszej relacji. Jej wspomnienia i tak już sporo namieszały.

- Nie, nie sądzę- mówiłem nie patrząc jej w oczy- to był tylko taki moment, wzajemne pożądanie, ciekawość, nic więcej. - Podniosłem głowę i za wszelką cenę starałem się  ukryć ból emanujący ze mnie. Bolały mnie te słowa, bolały bo były kłamstwem, iluzją. 

Ona jakby nie do końca uwierzyła w moją odpowiedź. Ale nie drążyła dalej dalej. Uznała odpowiedź za wygodną dla nas obojga. 

A ja mając na wyciągnięcie ręki kobietę mojego życia, czułem się jakbym, tracił ją ponownie i ponownie...

Zawsze może być gorzejNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ