Prolog

1K 55 6
                                    

Chifuyu siedział na huśtawce. Całkiem sam, pogrążony w swoich myślach. Było już późne popołudnie. Chifuyu w życiu nie czuł się tak samotny, jak teraz. Od śmierci Baji'ego minął już drugi tydzień, a on wciąż... Wciąż miał nadzieję, że to tylko bardzo pokręcony i wcale nie śmieszny sen. Ale ilekroć szczypał się w ramię, czuł ból i wcale się nie budził. Na jego twarzy zagościł lekki, nieobecny uśmiech. Sen. Chifuyu miał problemy ze snem od tamtego dnia. Początkowo próbował starych, domowych sposobów. Ciepłe mleko, usypiające dźwięki, zaparzanie ziół... Ale nic nie działało. Nie potrafił zasnąć, mając świadomość tego wszystkiego, co go spotkało. Wreszcie przyszła pora na tabletki. Środki nasenne. Wtedy udawało mu się zasnąć. Z reguły o niczym nie śnił. A kiedy już się zdarzało, widział wtedy zakrwawioną, ale uśmiechniętą twarz swojego przyjaciela, przerażonego Takemichiego i... I Kazutorę, który trzymał nóż w dłoni. Chifuyu podnosił wzrok na Hanemiyę. I zawsze widział uśmiech na jego twarzy. Nienawidził tego snu, ale on zawsze był taki sam i tylko on przychodził do niego w nocy, jeśli już coś miało mu się śnić. Ten uśmiech Kazutory napawał go odrazą i wściekłością. Wiedział, że Kazutora wcale nie uśmiechał się po śmierci Baji'ego, ale w jego śnie... To go dręczyło. Prześladowało. Nie rozumiał.

Odepchnął się nogami i zeskoczył z huśtawki. Włożył ręce do kieszeni białej bluzy upstrzonej napisami. Ruszył przed siebie.
Chifuyu nie okazywał swojego przygnębienia kolegom. Na codzień był uśmiechnięty i pogodny. Nie chciał, by jego ponuractwo odbiło się na innych. Umiejętnie je ukrywał, ale w nocy, gdy nie brał leków nasennych, płakał. Krztusił się poczuciem winy, wyrzucał sobie, że mógł coś zrobić. Nie spał w takie noce, w ogóle. Żeby przeżyć do końca dnia, pił energetyki i hektolitry kawy. Ale na zewnątrz wszystko było w porządku. Nikt o niczym nie wiedział. Chifuyu nie chciał, by ktoś o tym wiedział.
Chłopak marszczył podświadomie nos, gdy w zamyśleniu szedł, nie patrząc nawet dokąd. Przystanął przy jednym z marketów. Do słupa przywiązany był pies. Patrzył on w kierunku sklepu, czyli zapewne czekał na właściciela. Nagle spojrzał na Chifuyu. Chłopak uśmiechnął się lekko. Owczarek niemiecki. Piękna rasa, Chifuyu czytał, że są lojalne właścicielom. Podszedł bliżej, nie wyciągając rąk z kieszeni. Po prostu chciał się mu bliżej przyjrzeć. Pies przechylił głowę i zamachał ogonem.

- Czekasz na kogoś? - zapytał cicho Chifuyu.

Pies nachylił się w jego stronę, więc chłopak podszedł jeszcze bliżej. Owczarek powąchał najpierw jego spodnie, a potem wstał, by dosięgnąć do jego bluzy. Matsuno w końcu zdecydował się wyciągnąć do niego dłoń.

- Mam nadzieję, że tak. - powiedział. - Że nikt cię nie zostawił i nie jesteś samotny.

Pies zamerdał ogonem i dotknął nosem jego palców. Chifuyu pogłaskał go najpierw po głowie, a potem po plecach.

- To straszne uczucie. - mówił cicho Chifuyu. - Samotność.

Chłopak nie czuł się źle z faktem, że mówi do psa. Często tak robił ze swoim kotem. Nie obchodziło go, że zwierzęta prawdopodobnie nie rozumieją ani słowa, które do nich mówi. Potrzebował tylko słuchacza. Niekoniecznie musiał mu odpowiadać albo radzić. Wystarczyło mu, by słuchał. I zwierzęta były w tym najlepsze.
Owczarek wywalił język na wierzch i pozwolił się podrapać za uchem. Chifuyu uśmiechnął się i przykucnął, by wygodniej było mu głaskać zwierzaka. Pies wydawał się być w siódmym niebie, a Chifuyu również przyjemnie było czuć pod palcami miękkie futro...

- Ach, pieszczochu! - usłyszał Chifuyu. - Kogoś ty sobie przygruchał?

Z marketu wyszła uśmiechnięta kobieta, chowając coś do torebki. Chifuyu podniósł się i skinął jej głową.

- Tak myślałem, że na kogoś czeka. - powiedział.

Kobieta spojrzała na niego i pokiwała głową, a potem odwiązała owczarka.

- Jest nieufny wobec obcych. - powiedziała. - Musisz być wyjątkowym obcym, jeśli tak dał ci się pieścić.

Chifuyu znów wsadził ręce do kieszeni, a w kącikach ust zatańczył mu uśmiech. Kobieta uśmiechnęła się do niego promiennie i pomachała mu na pożegnanie, a potem wzięła psa i odeszła.
I Chifuyu znów został sam. Znów ruszył dalej. I znów pogrążył się w swoich myślach. Nawet nie zauważył, kiedy stanął przed sporym budynkiem z szarej cegły. Chwilę mu zajęło, by pojąć, że gapi się bezsensownie na więzienie dla nieletnich. Potrząsnął głową i już odwrócił się by odejść, ale nagle zastygł w bezruchu. Powoli odwrócił się z powrotem w stronę budynku. Rozejrzał się. Czy to nie tu zamknięto Kazutorę? Po dłuższej chwili doszedł do wniosku, że to na pewno tutaj. Zawahał się. Powinien unikać tego miejsca jak ognia. Nie miał najmniejszego zamiaru wchodzić w jakąkolwiek interakcję z tym... Powstrzymał obelgi, które pchały mu się na myśl.
A potem nadszedł inny pomysł. Pomysł, od którego aż zadrżał. Zmarszczył nos, znów się rozejrzał. A potem zrobił pierwszy krok. I drugi. I trzeci. Aż w końcu zdecydowanie ruszył w kierunku wejścia do więzienia.
Zamierzał porozmawiać z Kazutorą Hanemiyą.

*****
Dzień dobry/dobry wieczór, drogi czytelniku! Z tej strony Troszke_wybuchowa aka Powolna i wściekła. Witam Cię serdecznie w moim fanfiction Kazutora x Chifuyu. Życzę ci, żebyś odnalazł przyjemność w czytaniu kolejnych rozdziałów, choć pragnę Cię też uprzedzić, że mogę publikować nieco nieregularnie. Mam nadzieję, że Cię to jednak nie zniechęci i wytrwasz wraz ze mną przez przynajmniej kilka rozdziałów.
Nie krępuj się wytykać mi błędów, jeśli takowe zauważysz, bo w końcu pisanie to dla mnie zarówno przyjemność jak i ćwiczenie.

Nie przedłużając już, życzę Ci miłego czytania <3
Troszke_wybuchowa

Samotność - Kazutora Hanemiya x Chifuyu MatsunoWhere stories live. Discover now