Rozdział 44.

128 13 2
                                    

Niebo było zachmurzone gdy dotarliśmy na cmentarz. Spodziewałem się deszczu, lecz póki co pogoda trzymała się jakoś. Być może odzwierciedlała nasze nastroje, kto wie. Jimin szedł spokojnie przed siebie, a ja dotrzymywałem mu kroku. Starałem się nie pokazywać po sobie smutku, lecz w moim sercu tak nagle dało się odczuć dziwne uczucie pustki. Krótko znałem mamę rudowłosego, lecz od razu ją polubiłem. Gdyby została z nami trochę dłużej...

- Jungkookie, to tutaj - Jimin zatrzymał się przed wejściem do środka, a potem popatrzył na mnie. Wyglądał poważnie, a rysy jego twarzy stwardniały. Nie powiedziałem nic, chcąc dać mu czas do namysłu. - Zaczekasz na mnie? Potrzebuję pobyć z nią sam na sam.

Skinąłem głową, przenosząc ciężar ciała na lewą stopę. Wahałem się, ale nie mogłem zakłócać tej wizyty. Gdy mój chłopak zniknął w środku, wypuściłem powietrze z ust. Do tej pory udało mi się nie myśleć o swoich rodzicach biologicznych. Minęło tak wiele czasu, iż byłoby dziwne gdybym na nowo rozpamiętywał tamte wydarzenia. Jednak w tej chwili poczułem się jakby to stało się wczoraj. Mały ja, dziecko niczego nieświadome. Tamte wszystkie emocje, które ogarnęły moje ciało pojawiły się we mnie. Przypomniałem sobie jak płakałem, jak dostałem histerii. Być może część moich wspomnień już dawno uleciała. Być może część z nich uważałem za sny.

Westchnąłem, spoglądając w niebo. Przejaśniło się, a ciemne chmury odeszły. Potem popatrzyłem na wejście, przygryzając dolną wargę. Ile czasu minęło? Martwiłem się o Jimina, mimo jego zapewnienia, że wszystko z nim w porządku. Nie byłem tego tak zupełnie pewny, ale musiałem mu zaufać.

Po upływie kolejnych dziesięciu minut postanowiłem, że zajrzę do środka. Nie miałem zamiaru mu przeszkadzać, a tym bardziej ponaglać go w tej sytuacji. Miał prawo do odwiedzin i pozostania tak długo jak tego potrzebuje. Mimo to, postanowiłem się upewnić i w razie czego przyjść mu z pomocą.

***

W środku panował chłód i lekki mrok, ale gdy tylko przestąpiłem próg i zajrzałem na korytarz, zobaczyłem go. Jimin stał na samym końcu tuż przed malutką gablotą i w ogóle się nie ruszał. Wyglądał niczym kamienny posąg, zastygły jakiś czas temu. Wziąłem głęboki oddech do płuc i postąpiłem do przodu. Szedłem bardzo cicho, aby nie zakłócić ciszy panującej w tym miejscu.

Rudowłosy nie zareagował gdy zatrzymałem się za nim, lecz po paru minutach z jego ust wydobyły się ciche słowa, skierowane do swojej mamy.

- Bardzo za tobą tęsknię.

Poczułem się jakby ktoś uderzył mnie prosto w serce. Tak bardzo żałowałem go w tej chwili, było mi żal, bo musiał cierpieć.

- Tak bardzo chcę cię znowu zobaczyć, mamo - Jimin wyprostował się i położył dłoń na szkle, które oddzielało go od ołtarzyka. - Wiem, że nie cofnę czasu i nie przywrócę cię z powrotem. Wiem, że...nigdy więcej się nie spotkamy.

Zacisnąłem wargi, aby powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. Nie dałem mu żadnego sygnału, że słucham i teraz poczułem się tak jakbym naruszył jego prywatność. Nie powinienem był tego robić, ale było już na to za późno.

Jimin westchnął, a potem ponownie przemówił. Tym razem wydawał się być silniejszy. Już nie potrzebował mojego oparcia.

- Mamo, kocham cię i zawsze będę. Zawsze będę o tobie pamiętać. Nie martw się o mnie, poradzę sobie i będę żył najlepiej jak potrafię. Dobrze wiesz, że nie jestem sam. Mam kogoś kogo kocham bardziej niż siebie samego, kogoś kto daje mi bezgraniczne szczęście.

Nie chciałem przerywać tej chwili, ale moje nogi same poniosły się w jego stronę. Zbliżyłem się i objąłem Jimina w pasie, wtulając się w jego plecy. Mój chłopak wcale nie był zaskoczony, nie wiem czy już wcześniej mnie wyczuł czy po prostu nadal przebywał daleko w swoim świecie.

Paradise 2Where stories live. Discover now