Rozdział 28.

129 15 6
                                    

Do południa udało nam się posprzątać i rozpakować wszystkie nasze rzeczy w mieszkaniu. Potem wyszliśmy na spacer po okolicy, zahaczając o lokal z jedzeniem. Wiedziałem, że Jimin jest trochę niespokojny i ciągle myśli o wizycie swojej mamy. Nie poruszałem tego tematu, mając nadzieję na to, że wszystko się jakoś ułoży. Niestety, stało się to czego tak bardzo się obawiałem. Tragedia, która dotknęła nas wszystkich, a przede wszystkim mojego ukochanego.

***

Wróciliśmy do siebie w odpowiednim momencie. Gdy przekroczyliśmy próg, ktoś zapukał do drzwi. Rudowłosy popatrzył na mnie, a następnie wziął duży haust powietrza. Posłałem mu uspokajający uśmiech, zdejmując buty.

- Pójdę do kuchni, nie chcę wam przeszkadzać.

Jimin zatrzymał mnie, zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek krok. Patrzyłem na niego uważnie, ale nie puszczał mojej ręki. Wydawał się być naprawdę zmartwiony, dlatego mimo swoich obaw, zostałem.

- Jesteśmy razem bez względu na wszystko - wyszeptał, jakby chcąc się upewnić czy i ja myślę tak samo.

Skinąłem głową, ponaglając go żeby wreszcie otworzył drzwi. To było dla niego bardzo trudne, ale postanowiłem mu pomóc w każdy możliwy sposób. Choćby zostając przy jego boku.

***

Siedzieliśmy naprzeciw siebie w niedużym salonie, a dokoła panowała niemal idealna cisza. Mama Jimina była bardzo piękną kobietą, mimo swojej choroby. Jej oczy były niemal identyczne jak swojego syna. Nawet ich kolor przypominał mi o nim. Nie odzywałem się, bo co miałbym powiedzieć w takiej sytuacji? Oczywiście, jego mama była świadoma kim jestem. Pewnie wiedziała też, że to nie z nim rozmawiała wczoraj przez telefon.

- Mamo...- zaczął cicho Jimin, w końcu podnosząc na nią wzrok.

- Bardzo się cieszę, że cię widzę - powiedziała spokojnie, uśmiechając się do niego. - Naprawdę za tobą tęskniłam. Bardzo mocno.

Jimin zacisnął wargi, ledwo panując nad swoimi emocjami. Siedziałem obok niego, ale wcale nie czułem jego obecności. Niemal automatycznie uścisnąłem jego dłoń, a gdy oddał uścisk, odetchnąłem.

- Ja też za tobą tęskniłem - odpowiedział, przyglądając się jej twarzy. - Żałuję, że wcześniej do ciebie nie przyszedłem. Gdybym to zrobił...gdybym przyszedł..

- Kochanie, poradzisz sobie - oświadczyła, zachowując spokój. - Pogodziłam się z tym, że niedługo odejdę.

- A co ze mną? - zapytał nagle rudowłosy, mocno ściskając moją dłoń. Bał się. - Jak ja mam się z tym pogodzić? Nie potrafię...

Niespodziewanie zaczął płakać, a gdy to zobaczyłem, pęknąłem. Nie bacząc na obecność jego mamy, objąłem go i zacząłem tulić. Jimin obejmował mnie jak dziecko, mocząc moją koszulkę i wciskając twarz w ramię.

W salonie słyszeliśmy tylko jego cichy płacz, a gdy zaczął się uspokajać, chcąc dodać mu otuchy, pogłaskałem go po włosach. Gdy tylko zrozumiał, że to ja, udało mu się zapanować nad kolejnym wybuchem.

- Przepraszam za wszystko - kobieta siedząca naprzeciw mnie była załamana. - Jestem okropną matką, Jimin. Zraniłam cię bardziej niż ktokolwiek inny. Nie mogłam zaakceptować to kim jesteś, nie umiałam się z tym pogodzić. Teraz...stając w obliczu śmierci, wszystko jest inaczej. Chcę ci tylko powiedzieć, że zawsze będę cię kochać. To się nigdy nie zmieni.

Jimin patrzył na nią mokrymi oczami, a potem wstał i podszedł do niej. Patrzyłem jak ją dotyka, ostrożnie i z wahaniem. W końcu uścisnęli się jak prawdziwa rodzina. Jego mama przytuliła go do swojej piersi, a jej spokojne oczy spoczęły na jego twarzy. Byli do siebie bardzo podobni, nawet gdybym nigdy nie poznał tej kobiety, byłem pewny że mijając ją na ulicy, zauważyłbym w niej coś znajomego. Zacząłem się zastanawiać jaki jest jego tata. Jednak, nie poruszyłem tego tematu.

- Dlaczego jesteś taka spokojna, mamo? - zapytał w końcu Jimin, patrząc na jej dłonie. - Jak możesz być taka spokojna skoro...?

- Ta choroba była w mojej rodzinie od pokoleń - wyznała w końcu, obniżając ton głosu. Nie dbała o to, że dowiem się wszystkiego. Jeśli naprawdę mnie zaakceptowała, nie pozostawało mi nic innego jak zapewnienie jej, że zawsze będę z jej synem. I zawsze będę go wspierał, niezależnie od tego co się wydarzy. 

Jimin podniósł na nią wzrok, a potem zadał to samo pytanie, które siedziało mi wcześniej w głowie.

- A ojciec? Co z nim jest nie tak, że cię zostawił samą?

- Rozwiedliśmy się dwa lata temu - oznajmiła, spuszczając wzrok.

- Co?

Nie tylko ja byłem zaskoczony. Mój chłopak był w szoku, ale nie powiedział nic więcej. Najwyraźniej jego rodzice ukryli przed nim znacznie więcej.

- Znalazł sobie kochankę - odezwała się po dłuższym milczeniu. - Już wcześniej coś podejrzewałam, ale gdy ich razem zobaczyłam, wybuchłam. Twój ojciec bardzo się zmienił, a gdy opuściłeś dom i zacząłeś pracować w...tym klubie...wtedy między nami coś się popsuło.

Jimin nie odezwał się, ale ja wiedziałem o czym myśli. Obwiniał się o to, że jego rodzice się rozstali. Nie mogłem na to pozwolić. Do tej pory siedziałem cicho, ale to wszystko zmieniło.

- To nie twoja wina - powiedziałem głośno, czym przykułem wzrok obojga. - Nie twoja wina, Jiminnie.

Rudowłosy pokręcił głową.

- Jungkookie, ja...

- On ma rację - jego mama przerwała mu szybko, patrząc na mnie spokojnie. - To z tobą wczoraj rozmawiałam, prawda?

Zastygłem, ale była o wiele bardziej spostrzegawcza niż sądziłem. To po niej Jimin odziedziczył inteligencję. Nic się mogło ukryć przez jej bacznymi oczyma.

- Tak - przyznałem, spoglądając na swoje dłonie. - To byłem ja.

- Dziękuję, że jesteś przy nim - szepnęła, a gdy ponownie uniosłem na nią wzrok, patrzyła przed siebie - Wiem, że oboje jesteście dla siebie stworzeni. To musi być przeznaczenie.

Jimin zamrugał, a potem spojrzał mi prosto w oczy. Uświadomiłem sobie, że nasze spotkanie naprawdę musi być swego rodzaju przeznaczeniem. Nawet jego mama zrozumiała, że nasz związek jest wyjątkowy.

***

Gdy zostaliśmy sami, Jimin nie odzywał się jakiś czas. Pozwoliłem mu na to, kręcąc się po mieszkaniu. Moje niespokojne serce waliło raz po raz, nie pozwalając mi zapomnieć o dziwnie złowieszczym przeczuciu. 

Chwilę potem usłyszałem jak drzwi do sypialni uchylają się odrobinę. Jimin stanął za mną, obejmując mnie w pasie. Szukał mojego oparcia, a gdy złapałem go za ręce, odwracając się, pocałował mnie. Tym razem nasz pocałunek był pewnego rodzaju obietnicą, zapewnieniem że cokolwiek się stanie, zostaniemy razem. Rudowłosy przycisnął swoje usta do moich, niemal wymuszając na mnie tę obietnicę. Złapałem go za szyję, odpowiadając na jego wołanie. Poczułem jak coś się zaciska w moim wnętrzu, dlatego odsunąłem się niemal siłą.

- Jungkookie?

- Stanie się coś złego - wyszeptałem, patrząc mu w oczy. - Mam paskudne przeczucie.

Jimin nie spuszczał ze mnie wzroku, a potem dostrzegłem w jego oczach ból. Przesłonił mu cały obraz, a widząc to, przeraziłem się. Czułem, że zostało mało czasu na pożegnanie. Zbyt mało.

*****************************************************************

Witajcie!

Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu. Komentujcie, bo bardzo jestem ciekawa opinii. Do następnego ;)

~ leonia18~



Paradise 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz