Tom II. Rozdział 33 - Tak długo jak mnie kochasz.

1.2K 103 16
                                    

Kouta czując, że Harry chce pomyśleć w spokoju, zostawił go samego. Mówiąc szczerze, wcale mu się nie dziwił. Tyle informacji na jeden raz, to stanowczo za dużo. Poza tym chłopak był w kompletnej rozsypce w związku ze swoim ukochanym. Jego rozum nie mógł pogodzić miłości do Toma i nienawiści do Voldemorta. Najgorsze było jednak to, że nie mógł pomóc swojemu przyjacielowi. Gryfon sam, musiał wszystko sobie poukładać. Gdyby próbował mu pomóc, ten miałby w głowie jeszcze większy mętlik. Kto wie, może nawet byłby przekonany, że feniks próbuje przekonać go do Toma, bo jest z nim w zmowie?
Co do Wybrańca, kompletnie nie wiedział, co ma dalej robić i myśleć. Czyżby naprawdę odbył podróż w czasie, której nie pamiętał? Słowa mistycznego ptaka wydawały mu się prawdziwe, ale kto wie czy to nie tylko jakieś sztuczki. Nie mniej jednak mimo tego, co zrobił mu Voldemort, pamiętał tylko o dobrych rzeczach związanych z jego Tomem. Nie widział w nim Czarnego Pana, szczególnie w tym młodym, przystojnym chłopaku, z którym był. Wiedział, że zmienił zdanie o swoim wrogu i to go najbardziej przerażało. Nie mógł kochać przecież osoby, która tak zniszczyła mu życie. Czarnoksiężnik zabił mu rodziców, a następnie rozkochał go w sobie. Czyżby jednak będąc w przeszłości, zmienił swojego wroga? Czy przez to wszystko ten Riddle jest inny, a miłość do niego nie była udawana?
- Pan pyta czy jednak zje panicz z nim kolację - usłyszał głos skrzata, którego pojawienia się w pokoju nawet nie dostrzegł.
- Tak - odpowiedział.
- Dobrze, przekaże panu. Czeka w jadalni - odparł, a następnie już go nie było.
"Tak? Przecież pomyślałem "nie" skarcił się w myślach chłopak. "Teraz muszę zjeść z nim posiłek, siedząc przy jednym stole oraz w tym samym pomieszczeniu" zauważył, wstając ze swojego miejsca, a następnie opuścił pokój. Już po kilkunastu minutach drogi zwątpił jednak w to, że kiedykolwiek dotrze na wyznaczone miejsce. Zamek był ogromny, niczym labirynt, więc jak miał znaleźć to jedno pomieszczenie? Do tego korytarze były niemalże takie same, dlatego stracił orientację którędy już szedł. Przez to nie mógł nawet zawrócić. Był jednak zbyt dumny, by zawołać Toma, bądź jakiegokolwiek skrzata. Z każdą minutą jednak miał już dość tułaczki, a jego silna wola poradzenia sobie samemu, słabła. Machinalnie uchylił kolejne drzwi, dostrzegając ze zdziwieniem, że dotarł do celu. Na jego ustach pojawił się uśmiech triumfu, lecz znikł szybko, uświadamiając sobie, że czeka go posiłek z wrogiem.
- Wybacz, że tak długo - rzucił Wybraniec sztywno, czując się trochę głupio, że mężczyzna tyle musiał na niego czekać.
- Nic się nie stało, siadaj - odpowiedział, wskazując na czekające już nakrycie. Harry niechętnym krokiem ruszył w stronę długiego stołu. Mimo, że miejsc było tyle, że spokojnie mogliby pomieścić się przy nim wszyscy Śmierciożercy, on dostał miejsce przy samym Voldemorcie. Gdy tylko usiadł, skrzaty zaczęły wnosić potrawy.
- Cieszę się, że zgodziłeś się ze mną zjeść - zaczął Tom, przerywając ciszę.
- Mówiąc szczerze wcale nie chciałem. Ale wyszło jak wyszło, więc musiałem przyjść.
- Mogłeś odmówić, jeśli nie chciałeś mnie widzieć.
- To nie tak, znaczy... Po prostu to wszystko jest dla mnie zbyt trudne. Ta cała sytuacja mnie przerasta. Do tego nie potrafię przyzwyczaić się do faktu, że Czarny Pan i mój Tom, to jedna i ta sama osoba.
- Może mogę pomóc ci się z tym oswoić? Harry - przerwał, łapiąc chłopaka za rękę. - Wiem, że mnie nienawidzisz i masz do tego prawo. Ale moje uczucia do ciebie nigdy nie były udawane. Kocham cię i już nie mogę wytrzymać, gdy cię widzę, a nie mogę przytulić, bo się mną brzydzisz - rzucił, puszczając nagle jego rękę, jakby uświadomił sobie, że poniósł go impuls. - Ale nie chcę cię znów stracić. Nie mogę, bo drugi raz nie przeżyłbym już tego. Jesteś dla mnie wszystkim i nie chce żyć bez ciebie. Jeśli zabronisz mi zbliżać się do ciebie, możesz od razu wyciągnąć różdżkę i mnie zabić. Bo moje życie nic się nie liczy, jeśli ciebie w nim nie będzie...
- Przestań, proszę - odezwał się Gryfon zdławionym głosem, czując, że w jego oczach pojawiają się łzy.
- Mam przestać mówić, że cię kocham? Przecież to prawda. Nigdy nikogo nie kochałem, lecz ty mnie tego nauczyłeś. Może tamten Voldemort nie był wcale taki głupi wyrzekając się uczuć. Nie czuł, jak miłość potrafi zranić.
- Wybacz mi, że przeze mnie cierpisz, ale mnie też to wszystko boli. Zaufałem ci, kochałem cię całym sobą, oddałem ci siebie, a ty okazałeś się kłamcą. Przez to wszystko już nie wiem, w co mam wierzyć. Chciałbym po prostu...
- Bym dał ci święty spokój i puścił cię wolno? - przerwał mu turkusowooki. - Masz rację. Nie mogę cię tu przetrzymywać. Jeśli chcesz, wrócimy do Hogwartu, teraz. Odstawię cię bezpiecznie do szkoły, a następnie usunę się kompletnie z twojego życia...
- Poczekaj - zawołał Gryfon, łapiąc wstającego Riddle'a. - Po prostu miałem zamiar powiedzieć, że chciałbym obudzić się z tego koszmaru. Ta cała sytuacja wtedy okazałaby się tylko złym snem, a my znów bylibyśmy razem. Ale wiem, że tak się nie stanie. Więc potrzebny mi jest czas, by dojść do siebie i do tego, czego tak naprawdę chce. Bez tego nie mogę wrócić do zamku. Skoro możesz nam, znaczy mi, pomóc, to chętnie posłucham twojej propozycji.
- Mówiłeś, że nie możesz się oswoić z tym, kim jestem. Może przebywanie ze mną pozwoli ci to zrobić. Wiem, że nie chcesz mnie oglądać, ale nie widzę innego rozwiązania w takim wypadku. Chyba, że ty masz jakiś pomysł.
- Nie, to jest dobra myśl. Mimo, że będzie nam ciężko, to może przyniesie to jakieś skutki - odpowiedział zielonooki, patrząc na Marvola.
- Naprawdę?
- Tak. Jeśli to się nie sprawdzi, będziemy myśleć, co dalej.
- Jeśli chcesz, ten czas możemy poświęcić na coś pożytecznego. Mianowicie mogę nauczyć cię paru rzeczy jeśli będziesz tylko chciał.
- Nie masz na myśli czarnej magii? - zapytał Chłopiec - Który - Przeżył.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło.
- Tylko się upewniałem - odparował Wybraniec, a następnie delikatnie się uśmiechnął. Widząc jednak zdziwienie na twarzy swojego towarzyszą, zmieszał się nieznacznie. - Ja... Najlepiej będzie jak pójdę już do siebie.
- Tak, rozumiem. Co za dużo, to nie zdrowo. Mogę cię chociaż odprowadzić? Bo idziemy w tym samym kierunku? - spytał Czarny Pan niepewnie.
- Tak. To dobry pomysł, bo nie wiem nawet jak trafić do pokoju – odparł zapytany, patrząc w podłogę.
- No to chodź - rzucił Voldemort, a następnie ruszyli przed siebie. Tym razem droga nie była długa. Całą podróż do wieży odbyli w ciszy, pogrążeni we własnych myślach. Czyżby ich pomysł miał się sprawdzić?
- Dobranoc - rzucił Potter, a następnie wszedł do pokoju. Po szybkim prysznicu, udał się do swojego łóżka, zakopując się w miękkiej pościeli. Dzisiejsza kolacja była najdziwniejszą, jaką kiedykolwiek przeżył. On i Tom byli skrępowani, mimo że tyle razy byli ze sobą fizycznie.
"Och, dlaczego to wszystko jest takie trudne" jęknął chłopak, przewracając się na bok. "Nie chciałem z nim jeść oraz nie mogłem się z nim rozstać. Dlaczego ukochana osoba okazała się moim wrogiem? Do tego gdy zaproponował, że odstawi mnie do Hogwartu, wystraszyłem się. Dlaczego chce być w jego zamku, mimo że mogę wrócić do szkoły? Czemu nie mogę go opuścić i zapomnieć o Lordzie Voldemorcie? Ułożyć sobie życia daleko od niego i całej tej chorej wojny. Nie, to nierealne. Jestem w niej od dziecka. To wszystko mnie dotyczy, szczególnie, że on też jest w to zamieszany. Wróg, który nie jest mi obojętny. Ale nigdy nie będziemy razem. Dzieli nas zbyt wielka przepaść nienawiści pomieszanej z jego kłamstwem i moim rozgoryczeniem. Może jednak spędzanie razem czasu przyniesie mi spokój ducha. Zobaczę w nim prawdziwego Voldemorta, co da mi siłę pokonać miłość do niego. Nie, koniec, nie myślę już o tym. Czas iść spać. Zobaczę co przyniesie mi jutro." tą myślą, Gryfon zakończył swoje rozmyślenia. Chciał odpocząć już od tego wszystkiego, a ukojenie dawał tylko sen. Mogąc się w nim pogrążyć, przenosił się w krainę marzeń, gdzie wszystko było dobrze.

Kolejne dni w zamku minęły nad wyraz szybko. Mimo, że Wybraniec szedł spięty do gabinetu Riddle'a, przy jego osobie rozluźniał się. Tom nauczył go jak dotrzeć do kogoś, wykorzystując do tego wyczuwanie magii owej osoby. Wedle praktyki znikał w jakiś pokojach, a następnie Harry musiał go odnaleźć. Z każdym kolejnym dniem w nawyk weszło im jadanie razem wspólnych posiłków. Chłopiec - Który - Przeżył wbrew sobie, dobrze się czuł w obecności swojego wroga. Lubił spędzać z nim czas, choć nie chciał tego przed sobą przyznać. Ciekawsze jednak było oglądanie Marvola, gdy ten nie patrzył, zajęty czymś innym, tak jak w tej chwili. Czarny Pan i nastoletni czarodziej znajdowali się obecnie w bibliotece, która przylegała do kwater Lorda. Turkusowooki siedząc przy biurku, które stało na samym końcu pomieszczenia, pracował właśnie nad jakimiś planami i rozkazami dla swoich popleczników. Harry zaś leżąc na wygodnej sofie, znajdującej się przed biurkiem po lewej stronie, miał otwartą książkę, którą Marvolo dał mu do przeczytania. Mówiąc jednak szczerze, zielonooki obrał sobie ciekawsze zajęcie, niż wertowanie lektury, której nawet nie zaczął. Wolał bowiem obserwować pochylonego mężczyznę, który skrzętnie notował coś na pergaminie. Gdy jednak ten podnosił głowę, Gryfon udawał, że jest pogrążony w tekście. Odrywał jednak szybko wzrok od liter, gdy tylko Tom powracał do swojego zajęcia. O wiele ciekawsze od zaklęć było oglądanie tych pięknych rys twarzy, widocznych kości policzkowych, nieskazitelnej skóry, kształtnych, czerwonych ust, które tyle razy całował oraz najpiękniejszych turkusowych oczu na świecie, które były skierowane wprost na niego.
"Chwila. Oczy? Patrzą na mnie?" uświadomił sobie Potter, a następnie szybko zakrył się książką, czując jak jego twarz oblewa się rumieńcem, że został przyłapany na gorącym uczynku.
- Harry.
- Ja przepraszam. Nie chciałem cię rozpraszać - rzucił nastolatek, zamykając książkę.
- Nic się nie stało. Po prostu ciekawi mnie co jest tak interesującego w patrzeniu na mnie - odpowiedział czarnoksiężnik, uśmiechając się zawadiacko. Długo nic nie mówił, czując, że jest obserwowany przez chłopaka. Przeciwnie, nie przeszkadzało mu to zupełnie, ale w końcu chciał przyłapać chłopaka, by zobaczyć jak się peszy. Brakowało mu tego oraz tych rumianych policzków w ostatnio czasie. Przez te dni, które spędzali razem, chłopak stał się bardziej otwarty oraz czuł się pewniej w jego towarzystwie. Ich rozmowy stawały się coraz dłuższe oraz bardziej otwarte. Wieczorem było widać, że rozchodzą się niechętnie do swoich pokoi.
- Ja... Chyba powinienem iść już do siebie - odpowiedział, wstając ze swojego miejsca. Ta sytuacja mogła stać się niebezpieczna, więc nim miało to nastąpić, wolał uciec.
- Rozumiem. Dobranoc Harry - powiedział do odchodzącego chłopaka.
- Branoc Tom - rzucił Potter łapiąc za klamkę.
- Kocham cię - rzucił cicho Marvolo, jak za każdym razem, gdy żegnał się z chłopakiem.
- Ja ciebie też - szepnął niespodziewanie zielonooki.
- Co powiedziałeś? - zapytał czarnoksiężnik całkowicie zaskoczony. Czyżby się przesłyszał?
- Powiedziałem, że ja ciebie też kocham - odpowiedział Gryfon niepewnie, nadal jednak nie odwracając się w stronę mężczyzny. Riddle czując jak serce chce mu dosłownie wyskoczyć z piersi, podszedł do chłopaka i odwrócił go ku sobie.
- Tak bardzo chciałem to usłyszeć - szepnął, a następnie zatopił w nim swoje usta. Myślał, że już nigdy nie będzie mógł pocałować ukochanego. Że znienawidzi go do reszty, a nie przyzna, że też go kocha. Te dwa słowa wywołały w nim nadzieję, że wszystko może się ułożyć. Złoty Chłopiec również ochoczo oddawał pocałunki, których od tak dawna mu brakowało. Rozpływał się w ramionach, które go oplotły. Czuł się w nich tak bezpiecznie, a jakieś ciepło rozlało się w jego wnętrzu. Z tym jednym pocałunkiem wszystkie wątpliwości odeszły. Był pewny, że kocha Toma nad życie, nie ważne czy to Anguis, czy Riddle. Nie liczyła się przeszłość Voldemorta, ponieważ miłość przysłoniła mu ją. Ważne było tylko to, że nie może żyć bez tej osoby i pragnie, by zawsze przy nim była. Postanowił uwierzyć mężczyźnie. Może faktycznie go zmienił. Jeśli nie, może teraz mu się to uda. Bo on też kochał swojego ukochanego nad życie.
- Tak bardzo cię kocham - wyszeptał Marvolo w usta młodego czarodzieja.
- Ja ciebie też kocham i nie zrań mnie ponownie, bardzo cię proszę.
- Będę starał się ze wszystkich sił, byś był szczęśliwy. Zawsze będę przy tobie, tak długo jak mnie kochasz...
- Trzymam cię za słowo - rzucił chłopak, a następnie z jeszcze większą pasją zaczął całować Toma.

Harry Potter Azyl CzasuWhere stories live. Discover now