Tom II. Rozdział 26 - Rezerwa.

966 86 11
                                    

Po złożeniu sobie życzeń, wszyscy zasiedli do stołu, by w końcu spróbować tych przepysznych potraw, które ugotowała pani domu. Harry obserwując cały czas dwójkę nauczycieli, widział, że są skrępowani swoim towarzystwem, choć zerkali na siebie, co chwilę ukradkiem. To zachowanie było jeszcze bardziej podejrzane, co równie mocno intrygowało zielonookiego. Nim przyszedł czas na kolędy, Mistrz Eliksirów chciał wyjść, ale Lupin poprosił, żeby jeszcze został. Pozytywnie zaskoczony, oczywiście spełnił prośbę wilkołaka, który delikatnie się rozluźnił, czując, że swoim zachowaniem wygania wręcz mężczyznę. Gdy w końcu wieczerza się skończyła, Śmierciożerca podziękował za gościnę, a następnie udał się do siebie, do domu. Również i reszta domowników oraz gości rozeszła się do swoich pokoi.
- Stało się coś? Czemu nic nie mówisz? - spytał Harry, patrząc uważnie na Toma. Gdy tylko znaleźli się w pomieszczeniu, zapanowała między nimi jakaś dziwna, niezręczna cisza.
- Nic się nie stało - rzucił chłodno zapytany.
- No chyba słyszę to w twoim głosie.
- Chyba coś ci się pomyliło - odparował wrednie turkusowooki.
- Mi? To tobie o coś chodzi - rzucił Potter, obserwując jak pod grubą maską dumy, kryje się uraza.
- Nie odzywałeś się praktycznie cały dzień, a teraz wielce się mną przejmujesz? - wybuchł w końcu Anguis, nie mogąc już dłużej wytrzymać.
- O to ci się rozchodzi - stwierdził Gryfon, już wiedząc. - No tak, bo teraz już nawet jednego dnia nie mogę poświęcić nikomu innemu, bo się obrazisz? Nie jestem tylko na twoją wyłączność.
- Poświęcanie czasu komuś innemu, a totalne ignorowanie, to dwie różne sprawy. Poza tym nigdy nie chciałem cię tylko dla siebie.
- Wiesz, teraz właśnie tak to dostrzegam. Jakbyś chciał mnie tylko dla siebie. Od samego początku wszystko było dziwne. To spotkanie zbieg okoliczności, że nasze mieszkania były w tym samym hotelu i to na dodatek obok siebie, ta wzruszająca historia, którą mi opowiedziałeś oraz podobieństwo do pewnej osoby..
- Oczywiście. Teraz, nie dość, że chce cię na wyłączność to jeszcze wziąłem cię na litość, byś ze mną był? - syknął Tom z wściekłością, której już nie powstrzymał. Jego opanowanie gdzieś nagle wyparowało i miał je już serdecznie gdzieś. - Wiesz, co? Nie będę cię już hamował i zniewalał. Nie potrzebuje wcale ciebie, ani bycia tutaj. Hogwart i ten kraj też mogę opuścić. Nie mniej jednak zacznę od tego domu - krzyknął Anguis poniesiony emocjami, a następnie jednym machnięciem magicznego patyka, spakował swoje rzeczy, po czym złapał walizkę i wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Złoty Chłopiec był zaś zbyt oszołomiony, by w ogóle zareagować. Przesadził i teraz to widział. Jak mógł oskarżyć swojego ukochanego o takie rzeczy i to w Wigilię? Przecież było między nimi tak dobrze, a on to wszystko popsuł swoimi durnymi humorkami oraz zabawą w detektywa. Teraz Tom wyjedzie i nigdy więcej już go nie zobaczy. Nie, to tak nie może się przecież skończyć! Przecież są święta!
- Harry, co się stało? Czemu on?. - zaczął Dudley, który wszedł zdziwiony do pokoju czarodzieja, jednak ten wybiegł, nim Dursley dokończył swoje pytanie.
- Tom! - zawołał Harry, wybiegając na ulicę. Czuł, jak jego serce przyspieszyło, a adrenalina zaczęła krążyć momentalnie w jego żyłach, gdy nie zobaczył chłopaka w zasięgu swojego wzroku.
- Tom! - wrzasnął ponownie, rozglądając się we wszystkie strony. Nagle pod jedną z lamp dostrzegł majestatyczną postać, która szybkim krokiem oddalała się od Privet Drive 4. Gryfon nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, ruszył biegiem w tamtym kierunku. Musiał dogonić najważniejszą osobę w swoim życiu. Nie mógł pozwolić jej odejść. Nie ważne w tej chwili było to, że płuca bolały go od mroźnego powietrza, którego zimne igły przeszywały mu boleśnie płuca. W samej koszuli, spodniach i bez butów biegł za chłopakiem o oczach koloru turkusu, które tak bardzo kochał. Musiał dobiec do niego za wszelką cenę.
- Tom - jęknął zdyszany, łapiąc chłopaka za plecy. - Ja przepraszam...Wybacz mi proszę - wydusił z siebie, chwytając łapczywie powietrze, którego mu brakowało. Serce chciało wyskoczyć mu z piersi, nie tylko z powodu biegu, a lodowata łapa niezwiązana wcale z mrozem, ścisnęła mu boleśnie wnętrzności. Bał się. W tej chwili cholernie obawiał się tego, co może usłyszeć. Czy ukochany zrani go tak, jak on jego, czy może jednak mu wybaczy? Chwila oczekiwania była najgorsza w tym wszystkim. Na dodatek chłopak nadal stał odwrócony tyłem, jakby nie móc się zdecydować co zrobić.
- Tom, proszę cię – szepnął, przechodząc przed chłopaka. Widział tą bijącą od niego wyniosłość, dumę i zawziętość. Widząc te wszystkie uczucia, zielonooki wystraszył się. Anguis był tak cholernie obojętny i chyba nie miał się już po co starać, bo chłopak podjął ostatecznie decyzję.
"Ale przecież nie mogę się poddać! Muszę próbować do samego końca" pomyślał gorączkowo, a następnie będąc gotowym na wszystko, ukląkł, aby błagać go o wybaczenie.
- Wstań! - warknął Marvolo, nie mogąc patrzeć na ten widok.
- Kocham cię, rozumiesz? Nie chce cię stracić. Byłem idiotą, wygadując te wszystkie rzeczy. Wybacz mi, proszę - wyrzucił z siebie Chłopiec - Który - Przeżył, nadal nie mając zamiaru się podnieść.
- W tej chwili wstań! Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Nigdy nie będziesz przede mną klękał, nie ty! - syknął, a następnie złapał chłopaka i brutalnie podźwignął go do góry.
- Zrobię wszystko, byś tylko nie odszedł i mi wybaczył - szepnął Złoty Chłopiec, nie zwracając mniejszej uwagi na słowa Riddle'a. - Tak bardzo cię przepraszam i błagam na kolanach, nie zostawiaj mnie. Jesteś dla mnie wszystkim. Proszę cię, poniosło mnie, bo jestem pieprzonym kretynem. Masz rację, dziś totalnie cię ignorowałem, ale wybacz mi, już więcej się to nie powtórzy -wyrzucił z siebie, a gorące łzy popłynęły mu po policzkach.
- Nie płacz. Na Merlina, ty jesteś bez butów - zauważył turkusowooki, widząc jak jego chłopak się trzęsie, a następnie machnął różdżką, by na ramionach i stopach Chłopca - Który - Przeżył pojawiło się okrycie.
- Nie miałem czasu ani głowy, by przejmować się czymś takim - wyjaśnił, czując jak ciepło rozlewa się po jego wnętrzu. Tom nadal się o niego martwił!
Po tych słowach ponownie jednak zapadła między nimi cisza. Jedynie wiatr huczał ostro, niosąc ze sobą, poderwane z ziemi płatki śniegu. Patrząc na to wszystko z niezadowoleniem, zawył mocno, a następnie z całych sił uderzył w plecy zrozpaczonego Gryfona, który nie spodziewając się tego, wpadł na Toma.
- Co mam zrobić lub powiedzieć, byś mi w końcu wybaczył -zapytał, oplatając w pasie chłopaka, a następnie wtulił twarz w zagłębienie jego szyi, czując, jak mocno bije serce ukochanego. Mimo ubrań, doskonale czuł zapach perfum, które tak kochał..
- Chodź, wracamy do domu, bo mi tu przemarzniesz -usłyszał głos Anguisa, który mimo wszystko nie był taki jak kiedyś.
- Dziękuję - szepnął Wybraniec, a następnie spróbował pocałować chłopaka. Ten jednak odwrócił twarz, przez co usta zielonookiego musnęły tylko policzek Marvola.
- Chodź - powtórzył chłopak o oczach koloru turkusu, a następnie ruszyli w stronę domu.


Pierwszy dzień świat minął wszystkim nad wyraz szybko. Rano zostały odpakowane prezenty, następnie wszyscy wspólnie zjedli razem pyszne śniadanie, po czym wybrali się na spacer, który skończył się na lodowisku. Każdy założył łyżwy i jedyni bardziej zdolnie, a drudzy mniej, zaczęli jeździć po gładkiej tafli. Harry, co prawda nigdy nie był na lodowisku, jednak szybko zaprzyjaźnił się z lodem, przez co po chwili śmigał zadowolony, czując jak mroźne powietrze sieka mu twarz, uszy i dłonie. To jednak nie było żadną przeszkodą i sprawiało chyba jeszcze większą frajdę. Tom, równie dobrze jak on, radził sobie na łyżwach, czego nie można było jednak powiedzieć o cioci Petunii, która co chwila wywracała się z łoskotem. Wuj Vernon też nie był orłem, ale radził sobie lepiej od swojej żony.
- Auł - jęknęła pani Dursley, gdy po raz kolejny zaliczyła spektakularne spotkanie z lodem.
- Chodź mamo - rzucił Dudley, pomagając kobiecie wstać, a następnie razem ze swoim ojcem, złapali ją za dłonie, pomagając poruszać się po zamarzniętej tafli. Jedynie Remus ociągał się z poprawianiem sznurowadeł, siedząc na błękitnych, plastikowych krzesełkach, będących poza lodowiskiem.
- Stało się coś? - Zapytał Harry, siadając obok mężczyzny.
- Nie. Po prostu poprawiam łyżwy - wyjaśnił nauczyciel, choć jego ton nie był zbyt przekonujący.
- Już są w porządku. Chodź jeździć.
- Ale...
- Co tam?
- Ja nie umiem jeździć - wyrzucił z siebie w końcu wilkołak.
- Co z tego? Patrz, ciocia i wuj jakoś sobie radzą - powiedział Potter, patrząc na wywracającą się trójkę. Oczywiście Dudley, pociągnięty przez rodziców, również zaliczył upadek. - Jest tu wiele osób, które nie potrafią, ale jak nie będziesz próbował, to się nie nauczysz. Chodź, pomogę ci.
Lupin patrząc w oczy chłopaka, wstał w końcu, a następnie chwycił wyciągniętą w jego stronę dłoń, po czym razem weszli na lód.


W drugi dzień świat, ciocia zgodziła się na zaproszenie Weasleyów, więc wybrali się do Nory. Już na samym wejściu zostali ciepło przywitani, a następnie Molly zrobiła wszystkim coś gorącego do picia. Wydłużono stół i wyczarowano dodatkowe krzesła, by dla każdego starczyło miejsca. W domu byli obecni również Charlie oraz Bill, którzy przyjechali specjalnie na święta. Zasiadając przy stole, każdy zajął się rozmową. Harry zaś obserwował to wszystko z zadowoleniem. Ciocia Petunia znalazła wspólny język z mamą Rona i Hermiony, podziwiając czary używane w kuchni, które ułatwiały życie gospodyń. Wuj Vernon dyskutował z Arturem na temat pracy w wytwórni świdrów oraz wielu mugolskich urządzeniach, które były dla niego interesujące. Pan Granger rozmawiał z Charliem o smokach, czemu przysłuchiwali się bliźniacy. Tom i Remus nawiązali konwersację z Billem, który opowiadał im o swoich przygodach jakie miał z łamaniem zaklęć. Ron i Hermiona byli zajęci sobą, przytulając się do siebie, oraz wyznając sobie na cicho miłość, co i tak każdy w pomieszczeniu słyszał. Tylko on i Ginny siedzieli samotnie, wszystko obserwując. Dziewczyna widząc jego wzrok, uśmiechnęła się, choć nie do końca szczerze. Szybko jednak ponownie spuściła wzrok, wlepiając go w podłogę. Zdziwiony tym zachowaniem, rozejrzał się po pomieszczeniu. Tom patrzył na dziewczynę swoimi turkusowymi oczami, które aż mroziły swoim chłodem, który w nich zawarł.
- Ginny - szepnął, a rudowłosa aż podskoczyła na krześle.
- Wybaczcie, pójdę do siebie, bo źle się czuje - rzuciła szybko, po czym jak najprędzej odeszła od stołu.
- Tom, co to było? – zapytał, trącając chłopaka.
- Nic - odparł chłodno, ponownie się od niego odwracając. Tak było od tej pamiętnej kłótni. Jeśli myślał, że wszystko będzie już dobrze, to się pomylił. Anguis czuł do niego rezerwę i nie był taki, jak kiedyś. No dobrze, zranił go, ale szczerze za to przeprosił i chciał się poprawić. Nie mniej jednak ukochany traktował go ozięble i lekceważąco. Normalnie jak powietrze.
- Chodź Harry - usłyszał głos Hermiony, który wyrwał go z objęć przemyśleń.
- Co? - zapytał zdziwiony.
- Chodź - powtórzyła, wstając z krzesła, a następnie ruszyli do pokoju Rona.
- Co jest z tobą i Tomem? - zapytała prosto z mostu.
- Już sam nie wiem. Pokłóciliśmy się i nie jest tak, jak było wcześniej - wyrzucił z siebie w końcu.
- Ale może on nadal czuje się urażony?
- Może, ale to nie powód by się na mnie mścić w tak okrutny sposób. Nie wiem czy dłużej wytrzymam ten chłód - jęknął, czując jak gorące łzy żalu spływają mu po policzkach.
- Nie płacz Harry, ja sobie z nim porozmawiam - rzekła z zawziętą miną, a następnie mocno przytuliła przyjaciela.

Harry Potter Azyl Czasuजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें