Tom II. Rozdział 25 - Niespodziewany gość.

1K 86 11
                                    


Od samego rana, Remus Lupin nadal był zamyślony i nieobecny duchem. To jeszcze bardziej utwierdziło Pottera w tym, że musi rozwiązać tę zagadkę. Wstając z łóżka, ekspresowo się ubrał, a następnie pobiegł jak na skrzydłach pomóc swojej ciotce, by szybciej skończyć pracę. Dziś była Wigilia, więc trzeba było dopiąć wszystko na ostatni guzik. Poza tym, im wcześniej skończą, tym więcej czasu będzie miał na swój plan.
-Potrzebny mi ktoś, kto wybierze się do sklepu, bo skończyła się bułka tarta.
-Ja pójdę! - krzyknął Harry, pędząc do kuchni. Zagarnął pieniądze i niczym burza, wypadł z pomieszczenia.
-Dzień dobry - powiedział Tom, który akurat zszedł na dół. Zielonooki jednak wcale nie odpowiedział, a następnie prawie potrącając swojego chłopaka, złapał za kurtkę i wypadł z domu. Dostał swoją szansę szybciej niż myślał, więc nie miał zamiaru jej zmarnować. Zamiast swoje kroki skierować do sklepu, ruszył przeciwległą ulicą, szukając domu pewnego osobnika. Spinner's End diametralnie różniło się od Privet Drive. Tutejsze domy również były wykonane z identycznej cegły, jednak widoczna była nędza mieszkających w nich ludzi. Ulica, którą przemierzał, znajdowała się nieopodal brudnej rzeki, która teraz była zamarznięta. Pamiętał jak ciocia Petunia nie pozwalała zapuszczać się w te rejony. On jednak uciekając przed kuzynem, przybiegł raz, aż tutaj. Pamiętał brzegi rzeki pokryte śmieciami, które teraz przykrył śnieg. Obok górował wysoki młyn, który był ruiną dawnego budynku. Idąc biedną ulicą, zastanawiał się, jakie życie miał mały Severus Snape. Pewnie nie było usłane różami, ale może miał rodziców, którzy go kochali. Nie mieli, co prawda dużo pieniędzy, ale to, że mają siebie, było dla nich najcenniejsze.
W końcu Gryfon zatrzymał się przed drzwiami, które wyróżniały się pośród innych. Jako jedyne nie były przystrojone, a w oknie nie widniała, choć skromna choinka. Ten dom wyglądał jakby nie obchodzono w nim wcale świąt, co bardzo pasowało do samotnego Mistrza Eliksirów, nienawidzącego magicznego czasu. Można nawet stwierdzić, że wyglądał na niezamieszkany przez nikogo, gdyby nie mały obłok dymu, który wylatywał z komina na dachu. W żadnym oknie nie paliło się światło. Budynek wcale nie zachęcał do odwiedzin, a wręcz odstraszał swoją ponurością, która od niego biła. Chcąc, nie chcąc, Potter podszedł do drewnianych drzwi wejściowych, a następnie delikatnie uchylił je, przez co cicho zaskrzypiały. Frontowe drzwi prowadziły do bardzo mrocznego i obskurnego salonu, którego ściany zostały pokryte przeróżnymi książkami. Znajdujące się w pomieszczeniu zużyte meble, a także zwisający z sufitu żyrandol pełen świec, były pokryte grubą warstwą kurzu oraz pajęczyny. Przez małe, brudne okna wpadało bardzo mało światła, które nikle oświetlało pomieszczenie. Jedynie w kominku tlił się delikatnie ogień, który ogrzewał stojącą najbliżej niego kanapę, pogryzioną przez mole, na której leżał niedbale zwinięty cienki koc. Podchodząc bliżej mebla, nastolatek zauważył stos pustych butelek po alkoholu, które były już całkowicie opróżnione ze swojej zawartości.
-Co ty tu robisz, Potter - usłyszał za sobą zimny głos, przez co mimowolnie podskoczył wystraszony. Nawet nie słyszał, że ktoś wszedł do salonu, w którym się znajdował.
-Ja, ja przepraszam za najście - rzucił odwracając się w stronę mężczyzny, który wyglądał jeszcze mroczniej, niż zazwyczaj. Może to przez prawie całkowity brak oświetlenia oraz ponury nastrój, który ich otaczał.
Nauczyciel Eliksirów popatrzył na niego swoim sokolim wzrokiem, a następnie jakby słysząc w tej ciszy, szalone bicie serca swojego ucznia, machnął różdżką, a ogień w kominku momentalnie się powiększył, oświetlając idealnie całe pomieszczenie.
-Nie nauczono cię, że nie wchodzi się do nikogo bez pukania? - zapytał starszy mężczyzna, zamykając drzwiami, którymi dopiero, co wszedł. Harry jednak zdążył ujrzeć za nimi duże, kręte schody, które pewnie prowadziły na górę.
-No odpowiesz w końcu? - zapytał zirytowany czarnooki, podchodząc bliżej. Było od niego czuć ostrą woń alkoholu, a nienagannie ułożone włosy, były teraz roztrzepane oraz odstawały fikuśnie na wszystkie strony. Miał na sobie granatową koszulę, która była pogięta, a także zwykłe, ciemne spodnie.
-Chyba powinienem już iść. Przepraszam za najście - rzucił chłopak, czując jak lodowata łapa strachu ściska mu wnętrzności. Był sam, Snape był pijany, niebyli w szkole, gdzie był dyrektor oraz nauczyciel jakby nie patrzeć, był w końcu Śmierciożercą.
-Nie tak szybko - odrzekł opiekun Slytherinu, zastępując mu drogę.
Czarnowłosy nie wiedząc, co zrobić, przeklął się w duchu, że postanowił tutaj w ogóle przyjść. Co go do tego podkusiło? Chciał tylko pomóc Remusowi..
-Po, co przyszedłeś? - zapytał mieszkaniec domu, patrząc uważnie na intruza.
-Chciałem tylko zapytać, co będzie pan robił w Wigilię, panie profesorze.
-A, co cię to obchodzi? - warknął niezbyt miłym tonem, nie spuszczając swoich oczu z chłopaka. Obserwował go jak drapieżnik, który w każdej chwili był gotowy do ataku, a także i obrony.
-Jeśli nie ma pan nic innego do roboty, może przyjść pan do nas na Privet Drive i razem spędzimy święta - wyjaśnił w końcu.
-Nie wiem czy moja obecność będzie każdemu pasować - stwierdził sucho jednak jakby z rozgoryczeniem.
-Są święta, nikt nie powinien spędzać ich samotnie. Gdyby jednak zmienił pan zdanie, miejsce przy stole wigilijnym zawsze się znajdzie. A teraz wybaczy pan, panie profesorze, ale muszę iść do sklepu - powiedział młody czarodziej i już niezatrzymywany, wyszedł z domu, zostawiając za sobą swojego nauczyciela, który musiał przemyśleć propozycję swojego gościa.. Wybraniec opuszczając budynek, udał się do najbliższego sklepu, jaki był po drodze. Odetchnął głęboko mroźnym powietrzem, które wypełniło mu płuca, a szybko pędzące serce, zaczęło się uspokajać. Wystraszył się dziś mówiąc szczerze. Kupując, co miał kupić wrócił do domu, a następnie wytłumaczył się ciotce, że była duża kolejka, dlatego zeszło mu tak długo. Zabierając się ponownie za pomaganie, zatopił się w swoich myślach.
,"O kim Snape pomyślał, że może być niezadowolonym z jego pojawienia się? Czyżby pomyślał o Lupinie? A może o cioci Petunii, z którą widocznie nigdy nie miał zbyt dobrych kontaktów? Chyba jednak to pierwsze, bowiem Huncwot zaczął zachowywać się jakoś dziwnie od ich feralnego spotkania..." Będąc tak pogrążonym we własnych insynuacjach, mało, co zwracał uwagę na otoczenie, a mówiąc szczerze, nie zwracał wcale. Rogacz Junior chciał rozgryźć kolejną zagadkę, bowiem męczące go pytania, nie dawały mu spokoju. Cały dzień zleciał mu prędko, szczególnie, że na zewnątrz o wiele szybciej się ściemniło. Następnie po skończeniu już wszystkiego, wzięciu prysznicu i ubraniu się odświętnie, wszyscy zeszli do salonu, by obok pięknej, dużej choinki, którą ubrali, zasiąść do stołu wigilijnego. Na okrągłym stole, stały już pyszne aromatyczne potrawy, które swoim zapachem zachęcały do ich skosztowania. Pośrodku, w centralnym miejscu, na sianku włożonym pod biały obrus, stał talerzyk z opłatkiem oraz płonąca jasno, świeca wigilijna. Światło w pokoju również zostało zgaszone, przez co oświetlenie dawały kolorowe światełka wiszące na zielonym drzewku oraz porozwieszane po całym domu, a także ogień w kominku, który trzaskał wesoło.
-Tak jak na najstarszego w domu przystało, - zaczął wuj Vernon wstając ze swojego miejsca, gdy wszyscy znaleźli się już w salonie. Był ubrany w swój popielaty garnitur, białą koszulę oraz pod szyją zawiązał srebrny krawat, który pasował do sukni swojej żony. Uśmiechnął się przyjaźnie do wszystkich, a następnie kontynuował dalej - chciałbym wszystkim życzyć wesołych i radosnych świąt Bożego Narodzenia. By ten magiczny czas trwał jak najdłużej, a my, byśmy spotkali się w takim samym gronie również za rok... - urwał momentalnie słysząc dzwonek do drzwi. Nim jednak ktokolwiek zdążył choćby się ruszyć, Harry wypatrując praktycznie cały czas pojawienia się kogoś, szybko poderwał się ze swojego miejsca, a następnie jak wiatr, pognał otworzyć drzwi. Miał nadzieję, że to osoba, której się spodziewa. Bowiem nikt nie zasługuje, by spędzać samotnie świąt. Może Mistrz Eliksirów dziś go wystraszył i od samego początku, gdy tylko się poznali, nie darzył go żadnymi, ciepłymi uczuciami, to jednak szczerze współczuł mu jego sytuacji. Otwierając drzwi, dostrzegł postać w kapturze, którą spowijał cień. Gdy tylko nieznajomy podniósł głowę i zrzucił ukrywający twarz materiał, nastolatek dostrzegł swojego nauczyciela z Hogwartu, o którym właśnie rozmyślał i tyle czasu go wyczekiwał, myśląc czy owy osobnik pojawi się, czy nie.
-Dobry wieczór Potter - rzucił dość niezdecydowanym głosem, jakby zastanawiając się czy dobrze zrobił przychodząc. Może liczył, że chłopak powie, że żartował i oznajmi mu, że może wracać do siebie. On jednak uśmiechnął się szeroko, a następnie otworzył szerzej drzwi, by przepuścić zdziwionego mężczyznę.
"W końcu jestem jego znienawidzonym nauczycielem! A Potter jak gdyby nigdy nic zaprosił mnie do domu krewnych, by nie spędzał samotnie świąt..." pomyślał wstrząśnięty zachowaniem chłopaka. Po tylu latach jawnej nienawiści, masie dogryzań i krytykowania, Severus Snape nie spodziewał się czegoś takiego.
-Harry, kto...? - zaczęła ciotka Petunia wychodząc z salonu, lecz widząc mężczyznę, urwała w połowie zdania.
-Nie powiedziałeś nikomu? - spytał Śmierciożerca, wnioskując po zachowaniu zaskoczonej jego obecnością kobiety.
-Ciociu, zaprosiłem profesora, bowiem nie chciałem, by spędził samotnie święta. Myślę, że się nie gniewasz? - wyjaśnił Potter na swoje usprawiedliwienie.
-Nie mniej jednak ja tylko przechodziłem i chciałem oznajmić, że jednak nie skorzystam z zaproszenia - rzekł czarnooki, chowając za sobą dyskretnie pewną torbę.
-Ależ Severusie, będzie nam miło, jeśli do nas dołączysz - odzywała się pani Dursley, widząc zmieszanie przyjaciela swojej zmarłej siostry. Wiedziała, że mężczyzna nie ma żadnej rodziny, a teraz tylko się wykręca, bo poczuł się niezręcznie.
-Kochanie, kto przyszedł? - usłyszeli głos wuja Vernona dochodzący z pokoju, w którym siedział z resztą czekających na nich osób.
-Znajomy - odpowiedziała, a następnie zwróciła się do poplecznika, Voldemorta: -Może wejdziesz, choć na chwilkę? Połamiemy się opłatkiem i zjemy potrawy, które już na nas czekają. Nie daj się prosić i zdejmuj ten płaszcz.
-No...dobrze, ale tylko na chwilę - zgodził się w końcu czarnowłosy, zdejmując zimowe okrycie, pod którym prezentował się ciemny, idealnie wyprasowany garnitur oraz granatowy krawat.
-Tutaj, są prezenty pod choinkę - rzucił podając dużą reklamówkę swojemu uczniowi.
-Tak, tylko pan przechodził - szepnął Harry z uśmiechem, a następnie cała trójka ruszyła do salonu.
-Przyjaciel Lily, Severus Snape dostając zaproszenie od Harry'ego, odwiedził nas dziś z przyjemnością - powiedziała kobieta, wyjaśniając reszcie pojawienie się niespodziewanego gościa.
-Bardzo nam miło, niech pan siada panie Snape - odezwał się pan domu, a mężczyzna zajął wolne miejsce obok swojego kolegi z pracy. - Jak już zacząłem i nie dokończyłem, jeszcze raz życzę wszystkim wesołych świąt, zdrowia, spełnienia marzeń i dużo miłości. By każdy z was, znalazł sobie kogoś, z kim będzie chciał spędzić życie oraz był z tą osobą szczęśliwy. Miłość to piękne uczucie, które trzeba jednak pielęgnować. Życzę wam, by każdy potrafił ją docenić i gdy przyjdzie czas, wpuścił ją do swojego serca - zakończył Dursley, a następnie połamał opłatek i podał każdemu po kawałku, sam odwracając się w kierunku żony.
Wszyscy idąc za ich przykładem, zaczęli składać sobie życzenia. Do Wybrańca z opłatkiem podszedł Tom.
-Życzę ci Harry dużo zdrowia, szczęścia i wielu radości. By wszystko zawsze dobrze się układało, a w twoje życie stało się prostsze - powiedział, jednak chłopak patrzył na Remusa i Severusa, którzy w tej chwili nieśmiało składali sobie życzenia.
- Wzajemnie - rzucił Gryfon, a następnie poszedł połamać się z czekającym na niego kuzynem. Anguis stał zaś nadal zbyt oszołomiony zachowaniem swojego chłopaka. Nie, tak nie może być...

Harry Potter Azyl CzasuDär berättelser lever. Upptäck nu