Tom II. Rozdział 13 - Trudności.

1.7K 122 12
                                    

Tom był zmęczony. Od wyjścia do Hogsmeade, musiał prowadzić dwa życia, gdyż tego wymagała od niego sytuacja w jakiej się znajdował. Przeklęty Grindelwald, wiedząc już, że udało mu się zbliżyć do Alexa, zaczął uprzykrzać mu życie, jak tylko się dało.
Zbliżała się połowa Grudnia, a Voldemort był ponownie znienawidzony przez większość społeczeństwa. Wszystko to za sprawą Mrocznego Pana, który ze swoimi ludźmi, sabotował napady Śmierciożerców, na poszczególne wioski.
Marvolo powoli, by nie obudzić Harry'ego z którym spał, zszedł z łóżka, a następnie złapał swoją różdżkę leżącą na komodzie i jak najciszej opuścił pokój. Gdy tylko zamknął drzwi w pokoju zapanował mrok. Zielone oczy otworzyły się, a następnie spojrzały na malujący się na niebie, jasny księżyc. Czemu nie spał? Otóż ostatnio dostał dwa dziwne anonimy. Pierwszy z nich pytał, co on wie o swoim chłopaku. Nie wiedział, kto posiada wiedzę o ich związku, prócz Rona i Hermiony, a po drugie to pytanie wydawało się dziwne. Nie mniej jednak dało mu trochę do myślenia. Co on tak naprawdę wiedział o Tomie? Próbował to lekceważyć, lecz ta myśl nieustannie go nachodziła.
Drugi anonim, który dostał parę dni później, był podobny i brzmiał następująco: Wiesz gdzie wychodzi, co noc?
To już bardziej go zmartwiło, jednak nie dopuszczał do siebie złych myśli o ukochanym. Nie wierzył, że ten gdzieś wychodzi, więc dziś postanowił poczekać. Jak się jednak okazało, była to prawda. Voldemort zabijał, on znikał w nocy, a następnego ranka w gazetach pojawiały się zdjęcia zmasakrowanych wiosek i długa lista zabitych. Mimo to, nie chciał wierzyć w jakąkolwiek winę Toma. Nie miał przecież żadnych dowodów, że służy jego wrogowi. Może ktoś po prostu miał na celu ich rozdzielić i próbował tego sposobu, wprowadzenia między nich nici nieufności, a przecież zaufanie to podstawa związku. Kto wie, czy ta osoba pisała również do Anguisa i wyciągała go z pokoju, udając, że chce pogadać, a tak naprawdę dać powód do wywołania niepewności. Poza tym nikt się nie podpisał pod tymi liścikami, które zaraz po przeczytaniu, zmieniały się w kupkę popiołu.
Chłopiec - Który - Przeżył bijąc się z myślami i nie chcąc wątpić w swojego lubego, ponownie zasnął, choć nie było to takie łatwe...

Tom, gdy tylko opuścił swoje dormitorium, wyślizgnął się z zamku, a następnie z Zakazanego Lasu, teleportował do swoich kwater w zamku. Nocną piżamę zamienił na czarną szatę, a następnie zażył antidotum na brany eliksir.
Chcąc nie chcąc, musiał sprawdzić czy znów jest szkaradnym potworem. Gdy jego czerwone oczy odbiły się w tafli lustra, ukazując jego nieludzki wygląd, skrzywił się nieznacznie, a następnie z miną obrzydzenia, wyszedł z pomieszczenia, zmierzając do Sali Tronowej. Tam czekała już na niego Bella z Lucjuszem, którzy jako jedyni, znali miejsce położenia zamku. Byli tu, ponieważ kazał im przybyć.
- Jakie wieści? – spytał, siadając na swoim tronie, zakładając na twarz maskę zimnego drania.
- Witaj Panie – odparli, skłaniając się do samej podłogi, a następnie głos zawarł mężczyzna; - Nie wiedzieliśmy gdzie zaatakują, jednak nasz szpieg świetnie się spisał. Dowiedział się, że dzisiejszym celem będzie Pokątna.
- Bella?
- Wszyscy są przygotowani i czekają tylko na wezwanie.
- Świetnie spisaliście się pod moją nieobecność. O której zaatakują, też wiadomo?
- Równo o północy - odpowiedział mężczyzna.
- Czyli mamy piętnaście minut - podsumował, wzywając resztę jego wyznawców. Nie minęła chwila, a powietrze przeszył dźwięk licznych teleportacji.
- Witajcie. Jak wiecie, inni czarodzieje wrabiają nas, niszcząc nasze terytorium. To my tutaj rządzimy i to nas się boją. Jesteśmy wielką potęgą i nie damy zająć nikomu naszego miejsca. Poplecznicy Grindelwalda, chcą zjednać sobie Ministerstwo do walki z nami, sabotują nasze ataki, ale nie z nami te numery. Zaatakują dziś Pokątną, więc my będziemy jej bronić. Ujawnimy prawdziwych sprawców owych morderstw, przy okazji niszcząc ich doszczętnie - zakończył Marvolo, wstając ze swojego tronu. - Powalcie tych sabotażystów, ile tylko możecie. Nie walczcie jednak ze swoim prawdziwymi braćmi. By tego uniknąć - przerwał i machnął różdżką w niedbały sposób, a zgromadzeni mogli zobaczyć u sąsiada, że na ich białych maskach, po prawej stronie, pojawił się dość sporych rozmiarów, Mroczny Znak.
- To wam umożliwi poznanie siebie. Jeszcze jedno. Macie walczyć tylko z tymi przebierańcami. Jakby pojawił się Zakon, nie atakować ich, chyba że oni się na was rzucą. Teraz zaś ruszamy na Pokątną! - krzyknął, a powietrze znów przeszył odgłos licznych teleportacji.
Nim sam Voldemort się teleportował, zatrzymał Mistrza Eliksirów, by jak najszybciej poinformował Dumbledore'a o ataku. Nie obchodziło go co myśli o nim mężczyzna.
- Śpiesz się. Rzuć tylko atak na Pokątną i teleportuj się na miejsce - polecił, a Severus kiwnął potakująco głową, znikając z trzaskiem.
Czarny Pan westchnął przeciągle, a następnie dołączył do swoich popleczników. Zdziwił się, gdyż walka trwała już zażarcie, a na zegarze nie wybiła jeszcze północ. Szybko otoczył walczących, a nie całą Pokątną zaklęciem antydeportacyjnym, by Dumbledore również mógł przybyć na miejsce. Nie musiał długo czekać, gdyż powalając swojego przeciwnika, który akurat mu się nawinął, kątem oka zauważył siwobrodego ze swoimi pionkami. Dostrzegł również jego dezorientację, widząc Śmierciożerców walczących samych ze sobą. Korzystając z okazji, szybko podszedł w stronę dyrektora, nie przejmując się różdżkami, które automatycznie zostały skierowane w jego stronę.
- Może pomożecie walczyć, a nie będziecie tak stać? Moim Śmierciożercom przydałaby się pomoc w walce z tymi sabotażystami.
- Co ty mówisz Tom? To nie ty i twoi poplecznicy atakujecie wioski?
- Dumbledore, jesteś ślepy czy głupi? To Grindelwald. Chce pokazać, że to on jest tym dobrym i razem z Ministerstwem, które chce przeciągnąć na swoją stronę, będzie próbował mnie zniszczyć.
- Czemu miałby to robić, Voldemort? - warknął Szalonooki, bez cienia uprzejmości, a jego magiczne oko zawirowało w oczodole.
- Albusie, co za głupków przyjmujesz do swojej świty? Dla twojej wiadomości psie, nie dam sobie wchodzić w paradę. Jeśli chce być Mrocznym Panem, niech sobie straszy mugoli na Antarktydzie.
- Gdzie? - spytał ktoś z tyłu.
- Weź im zafunduj lekcję Mugoloznastwa i zapoznaj z kontynentami. Teraz zaś dość gadania o bzdurach. Albo pomagacie, albo wypad. Sami sobie poradzimy, a wy pozbieracie rano tylko trupy.
- Pomożemy - powiedział Albus, a jego ludzie spojrzeli na niego zdziwieni.
- No to do roboty – rzucił. - Jeszcze jedno. Moi ludzie dla odróżnienia, po prawej stronie na masce mają widoczny Mroczny Znak. Nie będą z wami walczyć, jeśli pierwsi ich nie zaatakujecie - zakończył Marvolo, ruszając w wir walki. Każdy napotkany przebieraniec, od razu lądował na ziemi sztywny jak kłoda. Nie, Tom nie zabijał, a jedynie oszałamiał lub wprowadzał w stan godzinnej śpiączki. Mimo, że wszyscy uważali go za drania bez serca, bo jego poprzednie oblicze w stu procentach sobie na to miano zasłużyło, ten Voldemort którego się bali, nie potrafił wypowiedzieć nawet zaklęcia zabijającego, a co dopiero rzucać nim na prawo i lewo.
Dyrektor Hogwartu spojrzał na czarnoksiężnika zdziwiony, jednak nie skomentował tego. Nie mógł jednak powstrzymać myśli powiewającej mu w umyśle; czy to objaw uczuć Riddle'a, które tak dawno w sobie zatracił?

Jak się okazało, większość walczących czarodziei była pod Imperiusem, których nadzorowało parę ludzi Grindelwalda. Prawie wszyscy zostali złapani i nim Dumbledore mógł się choćby odezwać, prawdziwi Śmierciożercy teleportowali się ze swoim panem.

O czwartej nad ranem, Dziedzic Slytherina, będąc niezmiernie zmęczonym, wrócił w końcu do swojego pokoju. Natknął się co prawda po drodze na kotkę woźnego; Panią Norris, ale ona nie była dla niego żadną przeszkodą.
Prysznic wziął w zamku, a teraz nareszcie położył się z powrotem w miękkim łóżku, obok swojego śpiącego ukochanego. Z błogością poczuł, jak jego mięśnie same się rozluźniają. Przytulił do siebie ciepłe ciało Harry'ego, jednak nie mógł tak szybko zasnąć, jakby chciał. Cały czas dręczyły go złe myśli, których potwornie się obawiał. Co by się stało, gdyby jego skarb dowiedział się, że jest tym, kim jest? Przecież on był uzależniony od tego chłopaka. Dla niego dzień zaczynał się dopiero wtedy, gdy ujrzał tego wyjątkowego czarodzieja. Nawet najgorszy nastrój poprawiał mu się, gdy tylko dostrzegał uśmiech na jego pięknej twarzy. Kochał go, naprawdę i to tak cholernie. Przez to jednak bał się jeszcze bardziej odrzucenia i pogardy ze strony Gryfona.
Może na początku ich znajomości jakoś by to zniósł, ale teraz już po prostu nie potrafił. Najgorsze dla zakochanego, to zobaczyć nienawiść w oczach ukochanego. Te oczy, które patrzyły na ciebie do niedawna z miłością, nagle pałają już tylko samymi negatywnymi uczuciami. Wtedy właśnie życie zaczyna tracić całkowicie sens i nie obchodzi nas już dalszy los. Równie dobrze w tej owej chwili mogłaby przyjść po nas śmierć, bo nam byłoby to obojętne. Dlatego właśnie tak bardzo się tego bał. Prawie tak samo jak porwania ponownie chłopaka przez Grindelwalda. Chociaż sam już nie wiedział czego bardziej się lękać. Może jednak nienawiść byłaby lepsza, gdyby mógł obronić chłopaka przed Mrocznym Panem, nawet za taką wysoką cenę, jak utracenie go.
Już wolałby, by ten byłby bezpieczny w Hogwarcie, niż ponownie znalazł się w szponach tego mężczyzny. Był on bowiem zdolny do wszystkiego i tym razem nie wiedział, co mógłby zrobić z jego ukochanym. Przecież gdy chłopak będzie stawiał jakikolwiek opór, jego życie może być zagrożone. Nawet jeśli Grindelwald nie będzie chciał go skrzywdzić, może dojść do takiego czegoś jak pięćdziesiąt lat temu, gdy za cenę swojego życia i zdrowia, Harry uratował życie Richardowi Lupinowi. Kto wie, kogo tym razem złapałby Gellert. Może przyjaciół chłopaka, albo jego samego, gdyby chciał odbić Gryfona? Czy wtedy mając taką okazję, szesnastolatek by go nie zabił? Przecież nienawidził Voldemorta najbardziej na świecie, więc może mając możliwość daną mu przez porywacza, dokonałby tego, czego oczekuje od niego całe magiczne społeczeństwo. Czy jednak potrafiłby zabić osobę z którą właśnie śpi w jednym łóżku? Czy byłby w stanie wypowiedzieć te dwa słowa, które mógłby zakończyć jego życie? Czy chwile, które razem przeżyli, nie miałyby dla niego żadnego znaczenia, gdy przyszedłby czas zemsty?
Każde "Kocham cię", "na zawsze razem" i "nigdy Cię nie opuszczę" miałoby zostać zapomniane oraz zastąpione zaklęciem uśmiercającym, które wypowiedziałyby usta, które tyle razy całował? Myśląc o tym, poczuł ból, który rozlewał się gdzieś w okolicy jego serca.Tom cholernie bał się takich scenariuszy oraz ponownego stracenia ukochanej osoby. Spojrzał na twarz śpiącego czarnowłosego, a następnie pocałował go czule w czoło.
"Tak cię kocham, że mógłbym oddać za Ciebie wszystko. Nawet własne życie" pomyślał, a następnie zasnął, choć to nie był przyjemny sen. Śniło mu się, że był w niewoli Grindelwalda, a Wybraniec miał zakończyć jego żywot. Ostatnie co pamiętał, nim się obudził, to zimny, tak bardzo nieludzki śmiech zielonookiego i jego szyderczy głos, wypowiadający ostatnie słowa jakie miał usłyszeć z jego ust; - Żegnaj Lordzie Voldemorcie. Avada Kedavra.
Po tym, nie było już nic...

Harry Potter Azyl CzasuOnde as histórias ganham vida. Descobre agora