Tom II. Rozdział 40 - A więc wojna cz.2.

1.3K 80 13
                                    


"Gdzie ja jestem? Wszystko mnie boli, a najbardziej głowa" pomyślał Wybraniec, próbując podnieść powoli ociężałe powieki. Czuł, jakby ktoś wycisnął z niego dosłownie wszystkie siły. Mimo to nie wiedział, co się dzieje. Jeszcze niedawno walczył z jakimś mężczyzną, a następnie pochłonęła go ciemność.
"Czyżbym leżał na błoniach? Nie, tu jest stanowczo za miękko" pomyślał, a następnie zmusił się do otworzenia oczu. Pierwsze, co dostrzegł, to grube, metalowe kraty, które były wysokie na dwa metry. Z mętlikiem w głowie rozejrzał się dookoła, dostrzegając, że leży na łóżku zamknięty w klatce znajdującej się w Zakazanym Lesie! Nie był w niej jednak sam. W jej rogu na fotelu dostrzegł siedzącego na fotelu Grindelwalda, który przyglądał mu się zawzięcie.
- Witaj Alexandrze - powiedział, a następnie wstał ze swojego miejsca, siadając obok schwytanego chłopaka. Był ubrany w czarną szatę, z wyszytym złotym znakiem, przedstawiającym Insygnia Śmierci.
- Czemu jestem zamknięty i jak tu się dostałem? - zapytał uczeń Hogwartu, bez cienia strachu. Znał przecież tego mężczyznę ze swojej podróży w czasie i wiedział podświadomie, że nie ma się czego obawiać z jego strony.
- Moi ludzie przynieśli mi cię na mój rozkaz - odpowiedział zapytany, a następnie nie mogąc się powstrzymać, opuszkami palców pogładził Gryfona po policzku, który na ową pieszczotę zamknął oczy z przyjemnością, nie potrafiąc odtrącić ciepłej dłoni czarnoksiężnika.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem - wyjawił Mroczny Pan, wpatrując się w swojego towarzysza niczym w obrazek.
- Mimo to nie odpowiedziałeś mi do końca na moje pytanie.
- Fakt, zapomniałem, że zawsze potrafisz to dostrzec. Jesteś tu, ponieważ tym razem nie mogę popełnić tego samego błędu, jak pięćdziesiąt lat temu.
- Wypuść mnie, proszę - jęknął Chłopiec - Który - Przeżył, czując jak ręka swojego rozmówcy błądzi w jego włosach, sprawiając, że robił się tym samym senny.
- Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie niemalże wszystko, ale tego uczynić akurat nie mogę. Jesteś dla mnie zbyt ważny, bym znów cię stracił.
- Wiesz przecież, że kocham Toma i nigdy nie będę z tobą. Zakończ tą bezsensowną wojnę i pogódź się z tym.
- Czy nie widzisz jak na mnie reagujesz? Nie odsunąłeś się ode mnie, gdy cię dotknąłem, a nawet zamknąłeś z lubością oczy, łaknąc mojego dotyku. Twój Tom, którego tak kochasz, to Voldemort, który zabił ci rodziców i wiele innych osób.
- Wiem o tym i od niedawna pamiętam również swoją podróż w czasie - rzucił Rogacz junior, czując jak czarnoksiężnik odwraca go, a następnie delikatnie kładzie na swoich nogach, powracając do przeczesywania czarnych, roztrzepanych włosów.
- Wcześniej nic nie pamiętałeś? - zapytał zdziwiony czarnoksiężnik.
- Nie. Dlatego wcześniej przy naszych spotkaniach cię nie poznawałem. Co prawda wydawałeś mi się w jakiś sposób znajomy, ale nie wiedziałem skąd mogę cię znać. Przecież, gdy napadłeś na Hogwart, mówiłem ci, że jestem Harry, a nie Alex i że cię nie znam.
- Tak, ale mogłeś na przykład ukrywać swoją podróż w czasie, udając, że nie masz o niej pojęcia. Czy teraz jednak wszystko pamiętasz?
- Tak, wszystko. Porwanie także – odpowiedział Harry spoglądając w wpatrujące się w niego intensywnie czarne oczy, przypominające niebo usłane gwiazdami, a następnie jęknął ponownie ze swojej niemocy. Czuł się niczym szmaciana lalka, której odebrano wolną wolę, by był całkowicie podległy w tej chwili Grindelwaldowi. Zaczynając odczuwać dziwne zawroty głowy, zauważył, że mężczyzna mimo upływu lat, nadal był tak samo przystojny i pociągający, jakby czas nie miał na niego żadnego wpływu. Dotykając dłonią twarzy czarnookiego, czuł, że jego skóra jest nadal tak samo gładka i miła jak kiedyś. Przejeżdżając palcem wskazującym po konturach ust, poczuł, że nadal są tak samo miękkie i kształtne jak pamiętał. Nieświadomie, aż rozchylił delikatnie własne usta, będąc zachwyconym jego pięknem. Uświadamiając sobie, że twarz, którą gładził, zaczęła zbliżać się do jego własnej coraz bardziej, czując nagły ścisk oczekiwania w żołądku, zamknął oczy, czekając na nadchodzący pocałunek. Gdy tylko wargi starszego mężczyzny nakryły jego własne, poczuł się szczęśliwym. Przez jego głowę swobodnie zaczęły przelatywać wspomnienia z okresu porwania, gdy był pod wpływem Amortencji. Pamiętał każdy pocałunek, dotyk, pieszczotę, wypowiedziane czułe słówko, spędzone razem chwile oraz bezpieczeństwo i beztroskę, jaką wtedy czuł. Mroczny Pan troszczył się o niego, dbając, by spełnić każdą zachciankę swojego młodego kochanka. Pogrążony we wspomnieniach, zaczął zachłannie oddawać pocałunki, wkładając w nie całą pasję. Nie panując nad tym, co robi, nie przerywając pocałunku, podniósł się delikatnie do pozycji siedzącej, a następnie usiadł na mężczyźnie okrakiem, splatając swój język z językiem Grindelwalda. Mężczyzna zaś pociągnął chłopaka do przodu, by obydwoje znaleźli się w pozycji leżącej. Czarnooki błądził swoimi dłońmi po plecach nastolatka, który zaś jedną ręką podpierał się o łóżko, a drugą zatopił we włosach całowanego. Po chwili tym razem to Gellert przewrócił chłopaka na plecy, a następnie sam znalazł się na górze, atakując usta Gryfona z nową siłą. Zielonooki zaś oplótł go nogami, jeżdżąc swoimi dłońmi po ciele kochanka.
"Merlinie, co ja robię?" pomyślał Potter, wracając do rzeczywistości. Zatracił się, nie panując nad sobą kompletnie.
- Poczekaj - rzucił, odrywając się nagle od czarnoksiężnika. Jego serce biło szaleńczo, a usta wciąż przyjemnie mrowiły.
- Co się stało? - zapytał jego towarzysz.
- Nie mogę. Jestem z Tomem i to on się dla mnie liczy - wypalił Gryfon, czując się potwornie, że całował innego mężczyznę. - Mówiłem ci, że nigdy nie będziemy razem. To niemożliwe.
- Tylko w twoim mniemaniu. Ja nie widzę w tym nic niemożliwego. Ty i ja jesteśmy sobie przeznaczeni, nie rozumiesz tego?
- Nie, to ty nic nie rozumiesz z tego co do ciebie mówię - odpowiedział zielonooki, a następnie zepchnął z siebie mężczyznę.
- Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, uświadom to sobie.
- Dlatego dałeś się zamknąć po mojej śmierci w tamtych czasach? - zapytał Złoty Chłopiec, będąc ciekawym odpowiedzi na to pytanie.
- Tak. Co prawda w tamtej chwili myślałem tylko o śmierci, ale teraz cieszę się, że nie nadeszła. Nie miałbym wtedy szansy ponownie cię spotkać, pocałować twoich słodkich ust, ani nacieszyć oczu twoim widokiem, który tak raduje moje serce. Wiesz przecież, że cię kocham.
- Przez tyle lat nadal jesteś pewien swoich uczuć do mnie? Skąd wiesz, że to nie tylko czysta chęć posiadania mnie?
- To całe uczucie do ciebie, to nie mój kaprys. Zawładnąłeś całym moim światem i przez pół wieku nie dałeś mi o sobie zapomnieć.
- Mimo mojej śmierci nie chciałeś mieć kogoś innego? Czemu zrezygnowałeś ze swojego panowania nad światem, by gnić bezwładnie w celi?
- Nigdy nikogo bym nie pokochał. Żadna osoba nie mogła równać się z tobą. Twoja śmierć zaś była dla mnie wielkim ciosem. Nie mogłem pogodzić się z tym, że to moja wina. Bez ciebie umarłem już za życia. Dlatego wszystkie moje dotychczasowe plany i życiowe dążenia straciły nagle sens. Umarły razem z tobą.
- Ale ja nic takiego nie zrobiłem, by cię w sobie rozkochać - próbował Rogacz Junior, nie dając za wygraną.
- Samym swoim usposobieniem uzależniłeś mnie od siebie. Od samego początku byłem ciebie ciekaw, zaintrygowałeś mnie.
- Tak, pamiętam twoje zainteresowanie mną.
- Ale czy możesz zaprzeczyć, że w zamku było nam razem dobrze? - zapytał Gellert, przeszywając swoim wzrokiem młodego czarodzieja na wylot.
- Wtedy, gdy byłem ci posłusznym w każdej sprawie przez działanie Amortencji? - odpowiedział sarkastycznie Gryfon.
- Tak, właśnie wtedy.
- Cóż, wtedy byłem inną osobą. Moja miłość do ciebie nie była prawdziwa.
- Ale moja była. Wiem, że to co do ciebie czuje jest nad wyraz prawdziwe. Jestem tego pewien.
- Ale ja nie podzielam tego uczucia, zrozum. W moim życiu liczy się Tom.
- Tom i Tom. Jak ja go nienawidzę. Ale on już niedługo nie będzie nam żadną przeszkodą - odpowiedział szorstko Grindelwald. Potter przestraszył się, widząc jak oblicze swojego rozmówcy zmieniło się diametralnie. Uśmiech znikł z jego twarzy, ustępując miejsca czystej nienawiści.
- Poczekaj, gdzie idziesz? - zapytał z trwogą nastolatek, widząc jak ten zrywa się z łóżka.
- Idę zakończyć to, co zacząłem pięćdziesiąt lat temu - odpowiedział poważnym głosem, a następnie wyszedł przez klatkę, niczym jakby wcale jej tam nie było.
- Poczekaj! Proszę! - krzyknął Chłopiec - Który – Przeżył zdesperowanym głosem, zrywając się ze swojego posłania. - Nie wiesz co się stanie! - wrzeszczał uczeń Hogwartu ile sił w płucach, byle tylko zatrzymać swojego towarzysza. Chcąc go złapać, by ten nie dokonał tego, co właśnie zamierzał, spróbował pobiec za nim, lecz dla niego klatka jak najbardziej istniała, nie pozwalając mu na wyjście. Z impetem odrzuciła go do tyłu, przez co uderzył głową o łóżko.
- Do zobaczenia później - rzucił Gellert, patrząc jak jego młody kochanek traci przytomność.

Obudził go pulsujący ból głowy. Chwilę zajęło mu zorientowanie się co się wokół niego dzieje. Widząc, że znajduje się w klatce, przez jego umysł przepłynęły mu niedawne wspomnienia. Teraz jednak zamiast obecności Mrocznego Pana, przed klatką stał jakiś jeden z jego wyznawców, pilnujący go.
"Muszę ratować Toma" pomyślał z rozpaczą, siadając na łóżku. Nie minęła chwila, gdy złapał się za gardło, momentalnie zaczynając się dusić. Na twarzy wartownika dostrzegł chwilową dezorientację, a następnie jawne przerażenie. Rogacz Junior upadł z łoskotem na ziemię, zwijając się z niemocy złapania oddechu. Nieznajomy zbiegł szybko do klatki, a następnie klęknął przy czarnowłosym, chcąc mu jakoś pomóc. Nim zdołał jednak wymyśleć cokolwiek, został powalony na ziemię, a następnie oszołomiony przez swoją własną różdżkę. Harry, który tylko symulował, zerwał się szybko na nogi i nie przejmując się wcale stanem swojej szaty, ani niczym innym, wybiegł przez otwarte drzwi, zostawione mu przez nieprzytomnego. Biegł przez Zakazany Las ile sił w nogach, by tylko zdążyć na czas. Nie zwracał na nic uwagi, mając gdzieś przelatujące mu nad głową zaklęcia, bolące od wysiłku płuca oraz roztaczającą się po bokach walkę. Przeszukiwał wzrokiem tłum, szukając tylko dwóch, konkretnych osób.
Gdy zobaczył jednak, że przyjaciel jego ojca, Remus Lupin przegrywa ze swoimi trzema przeciwnikami, zatrzymał się momentalnie. W ostatniej chwili jego zaklęcie powaliło jednego z popleczników Grindelwalda, który wypowiadał już formułkę klątwy uśmiercającej. Dwaj jego pomocnicy też długo nie ustali na nogach, bowiem zostali oszołomieni przez zielonookiego.
- Dziękuję - odpowiedział zmęczony wilkołak, choć na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech wdzięczności.
- Uważaj proszę na siebie. Widziałeś gdzieś Toma i Grindelwalda? - zapytał, rozglądając się na boki.
- W tamtą stronę - odparł Lunio. - Ale... - nie dokończył, ponieważ chłopa pognał już we wskazanym kierunku. Widział, że był coraz bliżej. Jego ukochany i czarnoksiężnik walczyli ze sobą zawzięcie. Na twarzy obydwu z nich widoczna była zarówno nienawiść jak i determinacja, by pokonać tego drugiego.
- Harry! - krzyknął Riddle, rozproszony pojawieniem się chłopaka. To wystarczyło jego przeciwnikowi, by jego zaklęcie dosięgło Voldemorta.
- Nie! - wrzasnął Chłopiec - Który - Przeżył widząc ukochanego, który dostał Avadą. - Grindelwald! Coś ty zrobił! - warknął na mężczyznę, a po policzkach popłynęły mu łzy.
- Dlaczego on jeszcze żyje? - warknął czarnoksiężnik, patrząc na stojącego Toma.
- W tej chwili obydwoje powoli umieramy razem z moimi horkruksami- odpowiedział Marvolo, łapiąc Pottera za dłoń.
- Jak to razem? Tylko ciebie zabiłem!
- Nasze życia są połączone. Próbowałem ci to powiedzieć - odpowiedział zielonooki załamanym głosem, a następnie spojrzał na turkusowookiego.
- Kocham cię Harry. Zawsze będę.
- Ja ciebie też kocham i nigdy nie przestanę - odpowiedział chłopak, a następnie pocałował Riddle'a namiętnie ten ostatni raz. Potem nie było już nic...

Harry Potter Azyl CzasuWhere stories live. Discover now