Tom II. Rozdział 7 - Niespodzianka.

2.1K 142 40
                                    

Express Londyn – Hogwart mknął szybko po torach. W jednym z pociągowych przedziałów, siedział samotnie czarnowłosy chłopak. Na jego twarzy malował się smutek, który był również widoczny w pięknych, szmaragdowych oczach. Pogrążony w tęsknocie, patrzył smętnie przez okno na niknące w oddali pola, choć niczego tak naprawdę nie dostrzegał. Przez głowę przewijały mu się bowiem wspomnienia z wakacji oraz uśmiechnięte twarze poznanych przyjaciół. Jak na zwolnionym filmie widział te najlepiej spędzone dni z nimi i ze swoim chłopakiem. Lekki promyk szczęścia przemknął po jego twarzy, przypominając sobie Toma. Nagle w uszach czarnowłosego zabrzmiał głośny śmiech ukochanego. Był tak realny, jakby Anguis siedział tuż obok niego.
Z nadzieją rozejrzał się, ale w przedziale nikogo nie było. Zawiedziony podszedł do okna, by je otworzyć, a świeże powietrze wepchnęło się brutalnie do środka. Już miał odchodzić, kiedy poczuł ciepły oddech na szyi. Włosy zjeżyły mu się na karku. Następnie czyjaś dłoń spoczęła na jego ramieniu, a on mimowolnie zadrżał. Już wiedział, że nie jest sam. Czuł, kim jest jego nowy towarzysz.
- Tom - szepnął, a ręce chłopaka oplotły go w pasie. Wspaniały zapach wdarł się do jego nozdrzy, wypełniając płuca po same brzegi. Odwrócił się i wtulił mocno w widocznego już ukochanego, a następnie wpił się zachłannie, w jego słodkie usta. Tak bardzo był ich spragniony, że nie chciał, by ta chwila kiedykolwiek się skończyła. Niesamowicie brakowało mu chłopaka. Nie wiedział nawet, że przez parę dni można, aż tak za kimś tęsknić. Pragnął ponownie dotyku ukochanego, jego pocałunków, małych pieszczot oraz samej obecności. Czuł się przy nim bezpiecznie, jak nigdy przy nikim. Świat był o wiele mniej straszny i pomalowany kolorami, których nigdy wcześniej nie dostrzegał. Przed poznaniem Toma nie wyobrażał sobie nawet, że kiedyś może coś takiego do kogoś czuć. Tego nie da się nawet opisać słowami, po prostu trzeba samemu to przeżyć...
Kiedy ich języki tańczyły dziki taniec, a ręce błądziły po ciałach, nagle drzwi przedziału otworzyły się z trzaskiem. Oderwali się od siebie niechętnie, a ich oczy powędrowały w kierunku hałasu. Stała tam osoba, której się nie spodziewali.
- Potter? - spytał wyraźnie wstrząśnięty intruz.
- Malfoy? Cześć, co tam słychać? - odpowiedział Gryfon z uśmiechem.
Po ostatniej rozmowie ze Ślizgonem, nie uważał go już za wroga. Ich mała wojna była przez te lata prowadzona kompletnie bez sensu. Co do blondyna, miłe przywitanie jeszcze bardziej nim wstrząsnęło oraz sprawiło, że Riddle uśmiechnął się w duchu. Widać było bowiem, że Harry się go nie wstydzi, jak również samego ich związku, a także nie obchodzi go, co może powiedzieć o nich jego oszkolny wróg.
- Ja... Ja - zaczął Ślizgon
- Patrz kochanie i zapamiętaj. Jąkający i speszony Malfoy, to rzadki widok - zaśmiał się zielonooki, a urażony chłopak zamknął usta, by zebrać z podłogi resztki swojej godności, które mu pozostały.
- Okay. Tak przy okazji jestem Tom Anguis, chłopak tego czubka obok mnie.
- Draco Malfoy - odparł automatycznie, choć nadal był w szoku.
- Co sprowadza szanownego pana Malfoya w skromne progi tego przedziału? - zapytał miło Marvolo, łapiąc od tyłu Harry'ego i sadzając go sobie na kolana.
- Nuda - rzucił zapytany, rozsiadając się na jednym z miejsc. - Gdzie Wieprzlej i Wiem - To - Wszystko - Granger?
- Ron i Hermiona - powiedział dobitnie Gryfon - Są w przedziale Prefektów.
- Wiem, tam też już byłem na chwilę, ale straszna nuda - odparł i na samo wspomnienie ziewnął, zasłaniając dłonią usta.
- Więc po co pytasz? - fuknął Złoty Chłopiec.
- Tak dla żartów.
- Malfoy! Zaraziłeś nas ziewaniem! - syknął zielonooki.
- Nie moja wina, Złoty Chłopcze. Tom, skąd jesteś?
- Z Francji - odpowiedział zapytany.
- Śliczny kraj. Z niego wychodzą najlepsze szaty na wszystkie okazje.
- Widać kochanie, że to Malfoy.Właśnie, jak to się stało, że tu jesteś? - zapytał Harry, wstając z kolan chłopaka i zajmując swoje wcześniejsze miejsce. Teraz jednak zamiast patrzeć w dal, krążył wzrokiem po ciele swojego ukochanego, który był naprawdę przystojny. Figura atlety, ciemne włosy, wyraziste rysy twarzy, które ukazywały pięknie, widoczne kości policzkowe, nadające chłopakowi jeszcze więcej uroku i cudowne oczy, w których się zakochał. Patrząc w nie, znajdował się w swoim osobistym niebie. Mimo, że chłopak miał na sobie zwykłą, kremową bluzkę z długim rękawem, które zostały podciągnięte do łokci i ciemne jeansy, to rzeczy wyglądały jakby wyszły dopiero z jakiejś najnowszej kolekcji.
"Jak on mógł zwrócić na mnie uwagę?" przemknęło przez myśl Gryfonowi, a Anguis odpowiedział: - Przekonałem rodziców, co nie było zbyt trudne. Są zajęci, więc mało co ich obchodzi gdzie będę się uczył. A co, nie cieszysz się? - spytał Riddle, patrząc oskarżycielskim wzrokiem na swojego ukochanego.
- Jak to nie?! - odparł z nutką urazy. - Ty za mną nie tęskniłeś?
- Ja nic takiego nie powiedziałem, że nie tęskniłem. Gdyby tak było, byłbym tu teraz, by być blisko ciebie? Równie dobrze mógłbym uczyć się dalej we Francji, bo nie ma to jak miłość na odległość. Ale jestem tutaj, a to chyba o czymś świadczy, prawda? Chciałem być przy tobie, bez względu na wszystko. Nie chciałeś się rozstawać. Wiem, że ten zamek to twój dom, więc ja musiałem przyjechać.
- Oj, no wybacz kochanie. Wiem, że mnie kochasz i niewyobrażalnie się cieszę, że znów cię widzę oraz, że będziemy chodzić razem do Hogwartu - powiedział, a blondyn znudzony tą przemową zaczął powtarzać po Chłopcu - Który – Przeżył, robiąc przy tym wymyślne miny.
- Przepraszam i wybacz. Wiesz, że cię kocham – dodał, patrząc w te piękne oczy.
- Udowodnij - mruknął zadziornie "obrażony"
- Malfoy, wyjdź, albo się zgorszysz.
- Wyjdę, bo nie chce tego oglądać - odpowiedział, jednak w jego głosie można było wyczuć rozbawienie. Kto by pomyślał, że cnotliwy Gryfon jest takim niedobrym chłopcem? Poza tym widać, że Tom pomógł mu pozbierać się po stracie Syriusza. Jednak czemu Draco tym się interesował? Bo poznał chłopaka z innej strony. Czuł, że coś się w nim zmieniło i obecnie bardziej pasowałby do jego domu, niż do Gryffindoru.
- Zamknijcie sobie drzwi, bo żaden błąkający się pierwszak nie chce tego zobaczyć - rzucił na pożegnanie, a następnie przybrał swoją Malfoyowską postawę i wyszedł z przedziału.
- No to chodź kochanie. Nikt mi teraz nie przeszkodzi w udowadnianiu, a podróży jeszcze długi czas - szepnął Potter, chowając różdżkę.
- Oddaje się w twoje ręce - oznajmił patrząc w te piękne oczy koloru Avady, w których obecnie palił się ogień pożądania.
Ta podróż zapowiadała się dla nich bardzo przyjemnie...

Harry Potter siedział w Wielkiej Sali, czekając na swojego ukochanego. Ze znudzeniem oglądał jak nowe dzieciaki trafiają do różnych domów. Widział na ich twarzach zagubienie i strach. Siedząc przy swoim stole, pamiętał jak Tiara Przydziału chciała umieścić go w Slytherinie, jednak on poprosił, by trafił do Gryffindoru. Wtedy był pewien swojej decyzji. To zmieniło się w drugiej klasie, gdy dowiedział się, że jest wężousty, tak jak Salazar Slytherin. Wyciągając jednak miecz Godryka w Komnacie Tajemnic, uciszył swoje wątpliwości. Patrząc jednak na te dzieciaki, zastanowił się jakby się potoczyło jego życie, gdyby trafił do domu węża.
"Nie przyjaźniłbym się z Ronem i Hermioną, tylko z Draco. Nie wiem czy on, jako syn Śmierciożercy, były odpowiednim przyjacielem i czy byłby gotowy na narażanie swojego życia jak Gwardia Dumbledore'a, która wybrała się ze mną do Ministerstwa Magii, ratować Syriusza." myślał zielonooki, patrząc gdzieś przed siebie, niewidzącym wzrokiem.
"Nie mniej jednak, to blondyn pomógł mi w pewnym stopniu pozbierać się po śmierci Łapy, choć odbyliśmy tylko jedną, krótką rozmowę. Może dobrze wszystko się potoczyło i niech będzie jak jest? Kiedy ten Tom wejdzie?" zastanowił się, będąc już trochę zirytowany tym całym czekaniem. Wracając do rzeczywistości w końcu po minucie usłyszał:
- Teraz została do przydzielenia jeszcze jedna osoba. Będzie ona uczęszczała do Hogwartu na szósty rok - oznajmiła wicedyrektorka, a Potterowi zrobiło się dziwnie w żołądku, czując déjà vu. Było to dziwne, gdyż był przydzielany z innymi pierwszakami, a nie sam i to na szósty rok.
Kobieta spojrzała na trzymamy w dłoni pergamin, głośno wyczytując; - Thomas Anguis.
Drzwi Wielkiej Sali się otworzyły, a w szkolnej szacie do pomieszczenia wkroczył nowy uczeń. Jak on to robił, że przyciągał spojrzenie każdego? Czyżby to dzięki jego urodzie, stylu poruszania się, a może specyficznej aurze? Ten jednak nie przejmując się, że jest obserwowany, dostojnym krokiem zmierzał ku staremu kapeluszowi.
Harry'emu przeszło przez myśl, że ukochany jest już do tego przyzwyczajony, jednak szybko wyrzucił to z głowy, obserwując uważnie przydział. Jego myśli przestały być ważne, wyczekując tylko do jakiego domu trafi chłopak.
Marvolo usiadł powoli na stołku, a na jego głowie spoczął magiczny afekt.
- Hmm, ambicje, które zostały prawie spełnione, duże pokłady Czarnej Magii, poznanie tajników nieśmiertelności, zdobyta władza i potęga. Tak Lordzie Voldemorcie, Dziedzicu Salazara Slytherina, wiem kim jesteś. To tylko formalność, bo chyba wiadomo gdzie cię przydzielę, nieprawdaż?
- Wiadomo, jednak chcę być w innym domu.
- Nie stawiaj tarcz, bo wiem o tobie wszystko, dla mnie nie są one żadną przeszkodą. Wiem o podróży w czasie pana Pottera. Pamiętam jak sam go przydzielałem do Slytherinu. Przepowiednie to specyficzny rodzaj magii, nieprawdaż? Można zrozumieć je bardzo dwojako, tak jak tą: "Oto narodzi się ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana..", "...ale będzie miał moc, której Czarny Pan nie zna.."
- Czemu właśnie do tego teraz nawiązujesz? - przerwał Tiarze Riddle.
- Gdybyś był Czarnym Panem, ja już bym cię wydał.
- Nie rozumiem, przecież nim jestem.
- Nie, już nie. Słowa przepowiedni się spełniły. Harry pokonał Czarnego Pana, nie dosłownie, ale w tobie. Zmienił cię magią której nie znałeś, magią miłości. Właśnie dlatego ci pomogę, bo ty możesz pomóc jemu. On znów powróci, a młody Wybraniec musi mieć wsparcie.
- Co? Jaki On?
- Ty to wiesz. Ta myśl wiruje zamknięta w twoim umyśle, bo się jej po prostu boisz.
- Skąd posiadasz taką wiedzę?
- Helga była wieszczką.
- Czwórka Założycieli zostawiła w tobie po kawałku samych siebie i swojej ogromnej magii – stwierdził Voldemort.
- Umiesz łączyć fakty. Nie dziwię się, że twoje plany i dziecięce ambicje się spełniły. Cieszę się jednak, że nie jesteś już zły. Taki potencjał nie powinien stać przeciwko czarodziejom. Teraz będzie już jak powinno.
- Proszę, powiedz mi wszystko. Jak mam pomóc Harry'emu? Wiesz, że stał się dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu. Kocham go ponad wszystko i nie mogę go ponownie stracić. Tego drugi raz już bym nie przeżył.
- Przepraszam, nie mogę. Dowiesz się w swoim czasie, to przyjdzie samo - odparła Tiara.
- Dlaczego otacza nas tyle tajemnic? Ani ty, ani Czas nie jesteście zbyt rozmowni i skorzy do odpowiadania na pytania oraz wyjawiania sekretów przyszłości.
- Jak sam dobrze powiedziałeś, są to sekrety, których nie można wydawać. Ludzie sami powinni kierować swoim życiem nie patrząc na wróżby i przepowiednie. Życzę powodzenia - zakończył magiczny artefakt, a głośno krzyknął;
- Gryffindor!

Harry Potter Azyl CzasuWhere stories live. Discover now