** Per.Igora **
-Igor, kontaktujesz? Zapytał Grucha pstrykając palcami, co przerwało mi rozmyślanie.
-Tak,już tak.Odpowiedziałem przecierając twarz rękoma
-To dobrze,bo zaraz może się operacja skończyć.Powiedział Adrian, no tak ten koszmar dalej trwa.
-Japierdole,życie jest tak w chuj niesprawiedliwe. Ten chuj chodzi po ulicach bezkarnie, a moja dziewczyna cierpi i dzieci,chociaż jedno nie czuję już bólu. Nie no ja tak nie mogę
siedzieć bezczynnie mając z tyłu głowy że ten debil zabił mi dziecko.Odpowiedziałem wstając energicznie z tego krzesła
-Spokojnie Igor, dla nas też to jest ciężkie ale zabijając go lub robiąc mu krzywdę czasu nie cofniesz a jedynie nabawisz się problemów, jedynie możesz pomóc mu dostać się do więzienia.Odpowiedział Adi
-Jakoś niedawno mówiłeś że też chcesz go dopaść,a teraz nagle ci się odwidziało? Zapytałem rozkładając ręce
-Nie nie odwidziało mi się, tylko próbuję myśleć racjonalnie a nie pod wpływem emocji.
-Chłopaki możecie odstawić tą spinę na później ? Zapytał Grucha
-Taa.Odpowiedziałem od niechcenia i podszedłem do okna opierając się o parapet
-Panie doktorze co z nią? Usłyszałem głos Adiego za sobą,odwróciłem się i zobaczyłem lekarza który był oblężony przez chłopaków
-Panowie są rodziną? Zapytał
-Ja jestem! Powiedziałem głośno i podszedłem do nich
-Noo cóż, dzieci są zdrowe na szczęście ale z racji tego że są wcześniakami pozostaną tutaj do czasu kiedy nie osiągną 2,5 kilogramów oraz nie zaczną samodzielnie oddychać. A co do matki dzieci to były pewne komplikacje
ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło, teraz Pańska dziewczyna jest w śpiączce farmakologicznej i powinna się wybudzić za kilkanaście godzin, to tyle jak na razie.Powiedział po czym nas wyminął i poszedł przed siebie i w tym samym
czasie drzwi od sali otworzyły się na oścież i wyszły pielęgniarki prowadząc łóżko na którym spała Wika a za nimi jeszcze dwa inkubatory w którym spały dwa maleństwa.
-Proszę pani będę mógł wejść do niej? Zapytałem idąc obok jej łóżka
-Tak ale długie siedzenie przy niej nic nie da a zapewniam pana że ona się wybudzi.Odpowiedziała łagodnie starsza pani
-Dziękuję ale ja wolę być przy niej.Powiedziałem starając się być miłym ta jedynie pokręciła głową z niedowierzaniem i szliśmy dalej aż do jej sali, gdzie pielęgniarki ją podpięły do kroplówki czy co to tam jest i nas zostawili.
-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem.Szepnąłem biorąc jej dłoń w swoją po czym ją delikatnie pocałowałem -Niestety naszemu synkowi się nie udało i wiedz że znajdę tego który to uczynił. Powiedziałem po czym poczułem jak moje oczy robią się mokre
wstałem z krzesła po czym nachyliłem się nad nią i delikatnie ucałowałem jej czoło i wyszedłem na korytarz gdzie czekali chłopacy.
-Pomożecie mi? Zapytałem
-Alee co ty chcesz zrobić? Zapytał Kacper
-Byłbym wdzięczny gdyby któryś z was zajął się sprawami związanymi z pogrzebem,ja nie mogę nie potrafię po prostu.Powiedziałem zrezygnowany
-Ja mogę się tym zająć.Odpowiedział Musiał
-Dzięki wielkie,a druga sprawa to taka że trzeba najebać Ośce znaczy wpierw muszę go znaleźć ale to chyba nie będzie trudne. Adek i Grucha idziecie ze mną? Zapytałem
-Pytasz dzika czy sra w lesie.Odpowiedział Grucha
-Okej to o 20;00 spotykamy się u mnie w mieszkaniu.Powiedziałem i ruszyliśmy przed siebie, przed szpitalem się rozeszliśmy znaczy się Kacper pojechał załatwiać sprawy a ja i chłopaki wsiedliśmy w moje auto i ruszyliśmy w stronę mieszkania Ośki.
Przez całą drogę w aucie panowała cisza, żaden z nas nie wydal z siebie ani słowa może to i lepiej albo nie sam już nie wiem,przez to wszystko chyba dostaje już jakiejś choroby psychicznej.
-Kto by pomyślał że Ośka okaże się takim skurwielem.Westchnął Adrian
-Niestety pozory mylą.Odpowiedziałem i do końca drogi nikt się nie odzywał,kiedy podjechałem pod jego blok zaparkowałem i wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy w stronę wejścia.
-Kto tam? Aaa cześć chłopaki.Powiedział uradowany Ośka otwierając nam drzwi,gdyby nie to że są tutaj chłopaki to wbił bym tu bez pukania i rozjebał bym mu łepetyne
-Mamy do pogadania,wpuścisz nas czy będziemy gadac w progu? Zapytał Adrian
-Aa proszę bardzo,wchodźcie.Powiedział po czym nas przepuścił, weszliśmy do salonu i przez chwilę panowała cisza którą przerwałem ja.
-Słuchaj Ośka nie będę owijał w bawełnę,jesteś zwykłym chujem i zdrajcą.Powiedziałem
-Że przepraszam co? Zapytał
-To co do chuja słyszałeś,sprzedałeś nas do Quebo a ten wynajął Rudą która namąciła między mną a Wiką i przez to ona teraz walczy o życie a mój syn nie żyje.Powiedziałem tracąc kontrolę nad sobą
-A-a-ale Igor ja nic nie wiedziałem,przysięgam on mnie upił i zjarał.Odpowiedział broniąc się
-Myślałem że jesteśmy kumplami,ale się myliłem i nie zbliżaj się do mojej rodziny bo przez ciebie nie mam synka a moja dziewczyna ledwo przeżyła.Warknąłem wstając wkurwiony
-Przepraszam nie wiedziałem.Odpowiedział
-W dupie mam twoje przepraszam,to mi nie wróci życia syna.Powiedziałem po czym ruszyłem w stronę wyjścia
-Ale Igor zaczekaj, może potrzebujesz pomocy czy coś? Zapytał idąc za mną, przystanąłem na chwilę po czym się odwróciłem i uderzyłem go z pięści w zęby.
-Nie mów do mnie,od dzisiaj się nie znamy.Wycedziłem do niego po czym wyszedłem z mieszkania a chłopaki za mną, zeszliśmy na dół gdzie zaczęliśmy palić.
-Jaki teraz jest plan? Zapytał Grucha
-Muszę do niej jechać jeśli chcecie jechać do domu to mogę was odwieść.Powiedziałem dopalając fajkę
-Nie no coś ty jedziemy z tobą, nie ma mowy żebyś był teraz sam.Powiedział Adrian,szczerze mówiąc to liczyłem na taką odpowiedź z ich strony bo nie widzi mi się teraz siedzieć samemu chyba bardziej by mi jeszcze wtedy odbiło.
-Dziękuję.Powiedziałem szczerze po czym zgasiłem peta i wsiadłem do auta a chłopaki za mną, po 30 minutach byliśmy na miejscu weszliśmy do środka i od razu ogarnął mnie ten zapach,nienawidzę szpitali ale muszę tu być.
Przez 30 minut siedziałem przy niej,cały czas do niej gadając. Przez te miesiące tak mi jej brakowało a teraz kiedy wróciliśmy do siebie to musiało się spierdolić,my to mamy szczęście.
-Igor musimy wracać.Powiedział Adrian zaglądając do nas
-Okej ale jeszcze chcę zobaczyć moje dzieci.Powiedziałem po czym wstałem pocałowałem ją i wyszedłem, poprosiłem przypadkową pielęgniarkę aby mnie zaprowadziła na salę gdzie są noworodki itp. o dziwo się zgodziła i poszliśmy tam.
Szkoda że muszę na nie patrzeć przez szybę,są takie przesłodkie moje maluchy no dobra nie tylko moje ale no,tylko teraz pozostaje kwestia jak je nazwać. Ehh Dawid by się ucieszył i pewnie sam by wybrał imiona, strasznie mi brakuje tego malucha może z zewnątrz tego nie widać
ale w środku jestem cały wyniszczony, moje serce które o dziwo mam jest w drobniutkich kawałkach, ja to tak przeżywam a co ma Wiktoria powiedzieć ta która go urodziła i wychowywała przez 7 miesięcy sama.
-Igor chodź już.Powiedział Adrian który chuj wie się pojawił za mną
-Już już.Odpowiedziałem po czym jeszcze raz spojrzałem na nich i wyszliśmy razem z sali, przed szpitalem się pożegnaliśmy ja od razu pojechałem na chatę,wiem że miałem się spotkać z chłopakami ale nie mam na nic już siły. To jest okropny ból od wewnątrz,utrata dziecka i zdrada byłego kumpla,
a ja mu ufałem a tu proszę,oj coś czuję że Ośka nie będzie miał łatwo. Po godzinie byłem w mieszkaniu,po drodze zahaczyłem monopol,w końcu w czymś trzeba zapić swoje smutki co robię dość często ostatnio.
I tak jak wieczór wcześniej najebałem się sam, gadając sam ze sobą i płacząc ponieważ już nigdy go nie zobaczę.
Heeej :D Po przerwie wracam ;) Nie jestem pewna czy wam to się spodoba ale chyba tak,i mała zmiana planów jutro po powrocie ze szkoły siadam przed kompa i pisze prolog który będzie dość długi (na pewno dłuższy niż ten rozdział) i powoli zaczynam pisać ostatni sezon (chyba) chyba że przyjdzie mi coś jeszcze do głowy ale nie wiem jeszcze. Także ten to by było na tyle,buuuźka i do jutra <3