I'll always have your back. |...

Od emmywin

69.9K 3.4K 447

Iveline Mikealson to łowczyni z przypadku, w wieku 14 lat straciła rodzinę i została wychowana przez łowcę kt... Více

Prolog
1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
18.
19.
20.
21.
22.
23.
24.
25.
Nie rozdział!
26.
27.
Nie rozdział, przepraszam!
28.
29.
30.
31.
32.
33.
34.
35.
Jeszcze nie rozdział
36.
37.
38.
39.
I'll fight for you.
Niespodzianka!

17.

1.5K 75 8
Od emmywin

Na początek, zapomnijcie może o tym co mówiłam na temat broni. Od chwili naszego przyjazdu Bobby próbuje z każdą możliwą bronią jaka istnieje. Dosłownie każdą. Żadna z nich nie robi krzywdy temu skurwielowi, on mówi do nas, wyjawia swoje sekrety zaraz potem dodając, że i tak nas zje więc jest bezpieczny.
- Czy Ty się kiedykolwiek zamkniesz?! - Krzyknęłam nie wytrzymując.
- Oh, jak będę was zabijał...- Westchnął.
- Jak w ogóle nas znalazłeś? - Spytał Sam.
- Byliśmy w główce waszego aniołka. Znamy każde wasze fikcyjne nazwiska. - Zaśmiał się. - A ona...- Wskazał na mnie. - Jest teraz wszędzie tam gdzie wy, nie było ciężko. Ale teraz, to nie ja jestem waszym największym problemem prawda? - Uśmiechnął się do nas szeroko, a widząc nasze zdziwione miny dodał. - Nie oglądaliście dzisiaj wiadomości?
Poszliśmy wszyscy na górę i włączyliśmy telewizję. -" Dotychczas martwi Winchesterowie, okazali się żywi i znów mordują! Teraz jednak ze wspólniczką przedstawiła się ona jako Iveline Mikealson! Mamy nagrania z banku w Jerycho gdzie zaatakowali strzelając do wszystkich obecnych! " - patrzyłam w ekran z rozdziawioną buzią.
- Czemu oni...- Sam zaczął.
- Ta suka zabrała mi ciało! - Krzyknęłam wściekła. - Musimy ich znaleźć! Już! - Powiedziałam do Winchesterów.
- Jak oni w ogóle to zrobili? - Zignorował mnie Dean.
- Włosy! Nie trudno znaleźć je w odpływie w motelu! - Krzyknął potwór z dołu.
- To tak można? - Spytałam.
- Najwyraźniej. - Odparł Bobby.- Musicie się ukryć, na jakiś czas na prawdę zniknąć.
- Słucham? Oni zabijają, w naszych ciałach! - Mówił Dean.
- Dokładnie! To jest sprawa osobista! - Powiedziałam.
- Zgadzam się z nimi. - Potwierdził Sam.
- Jesteście idiotami.- Westchnął Bobby. - Ale dobra, pojedźcie do mojego znajomego Frank Deveroux, jest mi winny z sprawę w Sao Paulo. Jest stuknięty. Ale jest geniuszem. - Powiedział prosto. - Ja w tym czasie popracuje nad paplą.
Zrobiliśmy przystanek, na małej stacji benzynowej by kupić coś do jedzenia i picia.
- Okej, ja pójdę. - Zaoferowałam i wyszłam z auta, Dean w tym czasie tankował.
- Dzień dobry. - Powiedziałam do starszego mężczyzny. - Poproszę batony proteinowe i te wody. - Wskazałam, zobaczyłam w tym momencie wzrok faceta na sobie i jego niezręczne zachowanie.
- Mam...je na magazynie, za chwilę wrócę. - Wytłumaczył. Skinęłam głową i zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam, że za blatem schowany jest telewizor gdzie wyświetlane są wiadomości...w których znajdują się nasze twarze. W pośpiechu wyszłam z budynku i skierowałam się do auta.
- Jedziemy, szybko. Poznał nas. - Posłuchali mnie. Na szczęście przed wyjściem chwyciłam kilka wód oraz jakichś zwykłych batonów, które teraz rzuciłam na siedzenie obok siebie.
- Mamy przesrane wiecie? - Spytałam. - Osiągnęli to co chcieli, najbardziej poszukiwani w Stanach Zjednoczonych.
Oni nie mówiąc słowa, tylko pokręcili głowami.

Podjechaliśmy pod jakąś dużą, opuszczoną i zapuszczoną ruderę. Wysiedliśmy z samochodu niepewnie.
- Jesteście pewni że to tu? - Zapytał Dean.
- Tak napisał Bobby. - Wzruszył ramionami jego brat.
Weszliśmy na werandę, i Dean zapukał w drzwi, lecz nie było żadnego odzewu.
- Frank? - Powiedziałam.
Nikt nie odpowiedział, więc otworzyłam drzwi i weszliśmy do domu.
- Jest tu kto?- Spytał Dean, który szedł pierwszy.
Wydawało nam się, że dom jest pusty jednak nagle rozbłysło światło. Jakiś stary zapuszczony jak dom w którym mieszka, facet celował do nas ze snajperki siedząc w fotelu.
- Proszę, proszę. Pająk złapał jakieś muszki. - Powiedział, wszyscy unieśliśmy ręce do góry, ja jednak uniosłam dodatkowo brew zaskoczona dziwnym tekstem faceta.
- A niech mnie...- Zaczął odchylając się na fotelu robić zdziwioną minę. - szaleni psychopaci. Pokazują was teraz w CNN.
- Nie, nie to nie my. - Powiedział Sam.
- Wiem, chyba, że macie teleporter. - Poprawił pistolet nadal celując do nas. - Macie teleporter?!
- Nie. - Powiedzieliśmy razem. - Nie... proszę pana. - Dodałam.
- Więc moje kondolencje z powodu sobowtórów. A teraz kto was przysłał? - Poprawił pistolet.- NSA? Instytut Matki i Dziecka?!
- Nie, proszę pana. Bobby Singer. - Odezwał się Dean, wtedy facet wstał i zagroził nam snajperem.- Albo nie!
- Powiedział, że możesz nam pomóc, że wisisz mu za Sao Paulo! - Wyjaśnił Sam.
Wtedy facet opuścił broń.
- Facet raz ratuje Ci życie, i jesteś mu dłużny do końca? - Zapytał retorycznie Frank.
- Właściwie, to tak. Dokładnie tak to działa. - Wyjaśniłam podenerwowana.
Przekręcił oczami i zaprowadził nas do innego, pełnego komputerów i innych urządzeń pomieszczenia. Zaczął niszczyć dokumenty Sama i Deana. Moich nie musiał, ponieważ Castiel nie znał ani jednego.
Oglądaliśmy monitory, gdzie były pokazane każde zbrodnie, które "popełniliśmy".
- O tak. - odezwał się Frank. - Wiem, że Bobby siedzi w tych magicznych sprawach. Ale tak na prawdę, rząd od lat klonował ludzi, teraz padło na was. - Wyjaśnił.
Spojrzeliśmy na siebie, a potem na niego jak na wariata.
- Właściwie...- Zaczął Sam.
- Daruj sobie, gość jest na fazie. - Powiedział Dean.
- Byliście bardzo pracowici. Jesteście na drugim miejscu. - Mówił Frank pochodząc do nas. - Najszybszy awans na liście przebojów od czasów Donny Summer. - Oh, po prostu cudownie!
- Więc co powinniśmy zrobić? - Zapytał Sam.
- Kuba jest piękna o tej porze roku. - Zaproponował.
- Nie będziemy się ukrywać. - Powiedziałam. Frank zaśmiał się.
- Ona zawsze jest taka głupia? - Zapytał chłopców.
- Musimy tu zostać i skopać parę tyłków. - Wyjaśnił Dean. - Zniknąć z radarów, ale zostać na pokładzie.
- W takim razie, koniec z rockowymi odniesieniami. Od teraz jesteście Tom i John Smith. Nie używacie kart, tylko gotówka. Telefony zmieniać często i nieregularnie. - Mówił patrząc na nas wszystkich. - O! I nie wchodźcie w obiektywy dwustu milionów kamer do których rząd ma dostęp. - Zauważył.
- Dwustu milionów? - Zapytałam.
- Omijajcie miejsca, które choćby stać na ochronę. - Mówił chodząc. W pewnym momencie wyjął laptopa Sama. - To twój laptop? - Zapytał patrzą na na niego.
- Tak. - Skinął głową.
W pewnym momencie uderzył komputerem o biurko z całą swoją siłą. I uderzał tak dopóki nic z niego nie zostało. Wzdrygaliśmy się a Sam wyglądał na przerażonego.
- Hej! Czemu to zrobiłeś?! - Zapytał, w momencie, w którym Frank wyciągnął do niego rękę z nowym laptopem uśmiechając się szeroko. Sam spojrzał na niego sceptycznie, i wziął komputer przytulając go do piersi.
- Dzięki...chyba.
- Nie ma sprawy. - Powiedział wesoło. - Wisicie mi 5 tysiaków.
- Co?! - Spytaliśmy.
- Okej, zróbmy panom Smith nowe dowody osobiste. - Mówił ciągnąć Deana za kurtkę na jakieś białe tło. Chwilę zajęło mu robienie zdjęć, i robienie dowodów. Włożył je do szkatułki, i dał mi jakąś mapę.
- Zaznaczyłem miasta, gdzie były wszystkie wasze sobowtóry, więc możecie zobaczyć wzór.
- Świetnie, ale to wygląda na...losowe miasta. - Powiedziałam.
- Rada od zawodowca. - Powiedział. - Przypadkowa seria morderstwa i rabunków przez złych bliźniaków nie istnieje. Przyjrzyjcie się temu. - Pokazałam mapę Samowi, lecz on tez pokręcił głową nie widząc wzoru. - Powodzenia. - Powiedział Frank klepiąc Deana po ramieniu.
- Dzięki. - Odparł Sam.
- Za co? Za wysłanie was na pewną śmierć? Wasi dublerzy chcą być w ukrytej kamerze kopiąc pod wami dołki. Ja bym się przyczaił, bo kocham życie, ale skoro wy chcecie być głupi to w porządku. Przynajmniej bądźcie na tyle mądrzy żeby pozbyć się auta.
Spojrzałam na Deana z rozszerzonymi oczami, jak i on na mnie i Sama.
- Że co proszę? - Spytał.
- Wasze sobowtóry używają tego samego modelu. - Wyjaśnił. Widziałam wściekłość i zagubienie Deana na tę wiadomość.

Jechaliśmy w jakimś kradzionym, na prawdę beznadziejnym, nie rzucającym się w oczy wozie, jedynym jego plusem były trzy miejsca z przodu, z czego skorzystałam. Siedziałam między braćmi, patrząc na drogę, a raczej bardziej na jakiegoś kucyka pony dyndającego z lusterka. Sam przeglądał mapę, a Dean wściekły prowadził wóz. W pewnym momencie nie wytrzymałam i złapałam za zabawkę, chcąc ją odciąć jednak zapiszczała. Ścisnęłam ją mocniej, przecięłam sznurek i rzuciłam to cholerstwo na tylnie siedzenie. Czułam wzrok Winchesterów na sobie.
- W porządku? - Zapytał Sam, mnie i Deana. Ja jedynie warknęłam.
- Nie dość, że podszywają się pod nas i zabijają ludzi, to jeszcze to? Jedziemy tym...czymś, gdy Dziecinka jest pod kluczem! - Powiedział Dean.
- Tylko na razie, Dean. - Odezwał się Sam.
- Nikt nie posyła Dziecinki do kąta!
- Może, włączymy jakąś muzę? - Zaproponowałam. Kliknęłam guzik, a z głośników poleciała romantyczna piosenka, którą zna każdy jednak nikt nie zna tytułu.
- Przepraszam. - Zmieszałam się.
- Zostaw, prawdopodobnie i tak nie ma nic innego. - Odezwał się Dean. Byłam pewna, że nie chodziło tylko o to, bo gdy przyszedł czas refren i ja i Dean zaczęliśmy śpiewać cicho jej słowa. Sam patrzył się na nas jak na idiotów, więc udawaliśmy, że nic się nie działo. Gdy znów odwrócił wzrok, popatrzyliśmy na siebie, i znów zaczęliśmy śpiewać przerysowując zabawnie uczucia. W tym momencie muzyka ucichła, ponieważ Sam ją wyłączył. Dean uśmiechał się pod nosem, tak jak i ja, a Sam pokręcił głową i nadal przeglądał mapę. Westchnęłam znudzona i oparłam się i jego ramię głową, patrząc na mapę tak jak on. Po chwili poczułam jak się porusza, i odchyla głowę.
- Ej, chyba coś mam. - Zaczął, a ja poderwałam się momentalnie. - Dean, Jerycho - Kobieta w bieli, Black Water - Wendigo, Lake Manitoc - dzieciak w jeziorze. - Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co chodzi.
- Co? - Spytałam.
- Uderzają w miasta, w których pracowaliśmy. - Powiedział Dean.
- W kolejności od dnia, gdy odszedłem ze Stanford z Deanem. - Wyjaśnił mi Sam.
- Chcą żebyśmy ich znaleźli? - Spytałam zdziwiona.
- Przekonamy się w jeden sposób. - Powiedział patrząc na mapę. - Następna sprawa byłaby w...St. Louis.
Dean chwilę marszczył brwi, jednak nagle się rozjaśnił.
- Super! Connor's Dinner. Najlepsze burgery w mieście. Zasługuję teraz na coś dobrego.
- O tak! - Przytaknęłam mu.
Reszta drogi upłynęła nam na luźnych rozmowach i opracowywaniu planu, którego prawdę mówiąc nie wymyśliliśmy. Po jakimś czasie do Sama zadzwonił Bobby.
- Mam jakiś sposób. Odcięcie im głowy ich nie zabije, ale solidnie spowolni. Dopóki się nie poskładają. - Mówił.
- To już coś, zakładając że uda nam się tak zbliżyć. - Powiedziałam.
- Nadal szukam czegoś czym można by ich zastrzelić.
- Dzięki Bobby. - Odezwał się Dean.
- Jesz majonez, Bobby? - Spytała jakaś kobieta w telefonie.
- Masz tam jakąś laskę? - Zapytał zadowolony Dean.
- Co? Nie. - Odpowiedział szybko.
- Pracujesz w ogóle, lovelasie? - Zaśmiał się.
- Zamknij się, idioto. - Popatrzeliśmy na siebie uśmiechnięci.- Gdzie teraz jedziecie?
- St. Louis, tam...- Powiedział Sam.
- Za późno, zaatakowali jadłodajnię.
- Connor's Dinner? - Spytał zrezygnowany Dean.
- Tak, skąd wiedziałeś?
- Szczęśliwy traf. - Westchnął.
- W takim razie jedziemy do Ankeny w Iowa. - Poprawił nas Sam. - Dzwoń, gdy będziesz coś miał.
- Jasne. - rozłączył się.

Szliśmy główną ulicą w mieście, gdy zobaczyliśmy Impalę jadącą ulicą a w niej nasze krzywe odbicia. Stanęliśmy i przypatrywaliśmy się temu jak stają po drugiej stronie ulicy.
- O Boże, to takie beznadziejne. - Powiedział Sam. Wysiedli z auta, i zrobiło się jeszcze dziwniej. Druga ja, podeszła do Deana II i przyciągnęła go do siebie za poły kurtki, całując go. Położyłam rękę na usta, bojąc się spojrzeć w oczy prawdziwymi Deanowi. Druga ja, oderwała się od faceta, spojrzała w moją stronę i puściła mi oczko.
- Ty suko. - Syknęłam, ruszając w jej stronę, jednak prawdziwy Dean zatrzymał mnie łapiąc za ramię.
- Spokojnie, tygrysie. - Powiedział, także nie mogąc spojrzeć mi w oczy.
- To było takie...- Zaczął Sam.
- Nic nie mów. - Warknęłam.
- Okej, okej. - Uniósł ręce do góry.
Dean wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił do Bobby'ego.
- Bobby, widzimy ich. - Zaczął mówić. - To jak patrzenie w krzywe zwierciadło...powiedz, że coś masz. Inaczej będziemy musieli się zbliżyć....- ruszyliśmy ulicą. -...Za późno. - Wtedy zatrzymał nas radiowóz, z wycelowanymi w nas broniami.
- Ręce do góry! - Krzyknęli.
- Hej! Hej! - Mówił Dean. - To jakaś pomyłka! Faceci których szukacie są za wami. - Wskazał za radiowóz.
- Cicho! Rzuć telefon i ręce do góry! - Powiedział jakiś stary policjant.
- Skuć ich! - I zrobili to co im kazano, w ten sposób wylądowaliśmy na komisariacie.
- Bonnie i Clyde'a, posadźcie razem w celi, tego tu..- Wskazał na Sama. - Do pokoju przesłuchań.
- Chcę telefonu! - Powiedział Dean.
- Wykonamy telefon! Do FBI! - Odparł policjant.
- Popełniacie błąd! - Krzyknęłam.

Siedziałam na pryczy, opierając głowę na rękach. Dean zaś awanturował się przy kratkach.
- Mam prawo do telefonu! - Krzyknął.
- Prawo? - Zaczął policjant. - Zabiliście tyle ludzi i gadasz o prawach?
- Ja nie...proszę. - Uspokoił się Dean. - Proszę o jeden, jeden telefon.
Mężczyzna odpuścił i pozwolił zadzwonić Deanowi do Bobby'ego, jednak musiał rozmawiać na głośniku. Wstałam z łóżka i podeszłam do mężczyzn.
- Bobby, przymknęli nas.
- Będę jak najszybciej.
- Nie ma czasu, widzieli nas, my widzieliśmy ich. Wiec...idziemy po nas, rozumiesz? - Dean tłumaczył, starając się ograniczać wiadomości.- powiedz ze coś masz.
- Jest taki środek chemiczny...- ożywiłam się, słysząc te słowa. - Boran sodu.
- Jasne, już dzwonie do znajomego chemika.- Powiedział Dean, wykręciłam oczami.
- Znajduje się praktycznie w każdych środkach czystości, mydłach i proszkach do prania. - Wyjaśniłam mu, zobaczyłam zdziwione spojrzenie Deana. Policjant trzymający telefon patrzył na nas jak na wariatów.
- Mamy załatwić tych gnojów jak kura domowa? - Zapytał Dean.
- Zaufaj mi, poparzy ich na tyle żeby ich spowolnić. - Wyjaśnił Bobby.
- Borax, poparzenia, kumam.
- Potem oblej ich, podejdź i odrąb głowę.
- Okej wystarczy! - Przerwał policjant rozłączając się. - Borax, dekapitacja? Jesteście bardziej popieprzeni niż myślałem.
- Posłuchaj... - Zaczęłam. - Jeśli nie przyniesiesz wszystkiego, co zawiera chociaż odrobinę tego środka, to już po nas!
- Co z was za psychole? - Spytał wychodząc z aresztu.
Uderzyłam o kraty rękoma. Byłam wściekła.
Policjant wrócił chwile potem, blady i przerażony.
- Co się stało? - Zapytał Dean.
- Ja widziałem...- Zaczął się jąkać. - Nie mam pojęcia co widziałem..
- Wypuść nas. - Powiedziałam.
- Rób co mówimy, a wyjdziemy z tego cało. - Odezwał się Dean, gdy staliśmy obok policjanta. On pokiwał głową. - Przemknij się do schowka i przynieś wszystko co zawiera Borax, dobra? Juz! - Odszedł. Dean odwrócił się w moją stronę.- Chodź, i pilnuj się mnie co by nie było.
Poszliśmy na dyżurkę, i wzięliśmy broń od martwych policjantów leżących na własnych biurkach.
- Przykro mi. - Powiedziałam cicho.
Chcieliśmy wrócić, jednak przed nami pojawił się Sam.
- Sammy...Jednak nie. - Odezwał się Dean, zauważając jego minę. Zza niego wyszła jeszcze...Oh no druga ja!
Strzeliłam do niej, jednak nic jej się nie stało, tak jak zresztą i klonowi Sama.
On podszedł do Deana i rzucił nim o szklaną gablotkę.
- Dean! - Krzyknęłam. Jednak nie zdążyłam się nim zająć, gdyż przede mną pojawiła się kopia mnie.
- Oh...gdybyś tylko tak bardzo się nim nie przyjmowała, juz by Cię tu nie było prawda? Właściwie...gdybyś nie przyjmowała się nimi obojgiem. Jednak on to co innego, czyż nie? - Zaśmiała się. Spojrzałam na Deana kątem oka by upewnić się ze z nim wszystko w porządku, było. Wstał i obecnie mierzył się z klonem Sama.
- Zamknij się suko. - Warknęłam i uderzyłam ją kantem broni w nos, przez co oddaliła się ode mnie lekko.
Dean wziął toporek ratunkowy, przymocowany do ściany. Cofnęłam się za niego, i sięgnęłam po wielki kawał szkła z podłogi.
- Uroczo. Myślicie, że uda wam się zbliżyć na tyle, żeby go użyć? - Zapytał Sam/Nie Sam.
- Dopiero gdy zapłoniecie. - Puściłam oczko parze na przeciwko. Wtedy policjant wylał wiadro z boraxem na te dwa potwory, zaczęły krzyczeć i się dymić. Doskoczyłam do drugiej mnie, i odcięłam jej głowę szkłem, przedtem przewracając ją. Przez naparcie na szkło sama się trochę uszkodziłam jednak to było nic.
Wstałam, i zobaczyłam, że Dean tez zabił juz drugiego stwora.
- To było oczyszczające. - Podsumowałam.
Ruszyliśmy w stronę pokoju przesłuchań. Policjant został na posterunku. Ja wzięłam wiadro a Dean siekierę. Kopnął drzwi tak, że udało mu się je wyważyć wpadł do pomieszczenia a ja za nim. Oblałam Deana/ nie Deana boraxa a on odciął mu głowę.
- Taak, miałaś rację. - Odwrócił się w moją stronę zadowolony.
Podeszłam do Sama.
- Mógłby Pan go rozkuć? - Powiedziałam wskazując na kajdanki. Wykonał moja prośbę.
- Wiecie, FBI juz tu jedzie.
- Co do tego...
- Zrobię co mogę, zwłaszcza jeśli chodzi o to co widziałem.
- Miałem nadzieję, że pomożesz nam być...trupami. - Powiedział Dean. - No wiesz, w cudzysłowie.
- Chyba dam radę.
- Okej, Sam, łap za mopa. - Powiedział Dean wychodząc z pomieszczenia, zatrzymał się widząc ze nie wstaje.
- Nic Ci nie jest?
- Wszystko w porządku. - Powiedział zacinając się, ogólnie zachowując się dziwnie.
- Chodźmy. - Powiedziałam, kładąc rękę na jego ramieniu. Posłuchał mnie i wstał. Dean wyszedł, ja trzymałam się z tyłu z Samem. - Sam, poważnie, co się stało?
- Juz wiem...- powiedział zły. - O Amy. - Dodał i wyszedł nie czekając.
O cholera.

Staliśmy na jakimś moście, godzinę drogi od komisariatu. Przyszedł czas na pozbycie się głów potworów. Nie rozmawialiśmy w czasie jazdy, podczas której czuć było napięcie. Sam był zły, a Dean wyglądał jakby tego nie zauważył.
- Na pewno chcemy je wyrzucić? - Zapytał Dean, trzymając torbę z głowami w ręku. - Mogą się przydać. Co myślicie?
Nie odpowiedziałam nic, tak jak i Sam. Spojrzałam na Deana, starając się sprawić by jakoś domyślił się co się stało. Coś w końcu mu zaświtało.
- Co jest Sammy? - Zapytał.
- Nic. - Odpowiedział patrząc się w dal.
- Bardzo przekonujące. - Sarkazm. - Przestraszyłeś się naszych sobowtórów? - Zapytał, a ja wywróciłam oczami. Czasami wątpię w jego mądrość.
- On wie o Amy, Dean. - Powiedziałam. - Dean/ nie Dean mu powiedział. - Dodałam, wzdychając. Czułam, że czeka ich rozmowa wiec odeszłam od wozu, wcześniej biorąc głowy by wyrzucić je do wody i się ich pozbyć.
Odchodząc słyszałam wyrzuty Sama, jego wściekłość a potem to jak otwiera drzwi samochodu, a zaraz potem je zatrzaskuje.
- Dean, nie mogę nawet być blisko ciebie! - Usłyszałam krzyk. - Wyrzuciłam szybko głowy, i równie szybko wróciłam do chłopców widząc, że coś się dzieje.
- Powinieneś jechać beze mnie. - Odezwał się Sam i odwrócił. Spojrzałam na Deana przerażona, on także nie wiedział co robić. Położyłam rękę na jego ramieniu.
- Poczekaj. - Powiedziałam na szybko i podbiegłam do oddalajacego się Sama.
- Sam! - Zawołałam, i słysząc, że to ja zatrzymał się. - Sam. Ja sama byłam zła na niego, wściekła.
- To czemu mi tego nie powiedziałaś?!
- Nie chciałam być powodem waszej kłótni. Nie zatrzymuję Cię. - Powiedziałam i spojrzałam mu w oczy. - Ale wiedz, że zostanę z Deanem, nie potrafię inaczej ja...
- Rozumiem. - Odwrócił wzrok.
- Wiedz, że on żałuje tego co zrobił. Nie mówię tego, byś od razu mu wybaczył. - Od razu dodałam. - Ma koszmary. Nie zauważyłeś? W nocy często szepcze przepraszam, lub nagle się zrywa z łóżka. To wszystko przez to co zrobił.- Wyjaśniłam. Zobaczyłam jak Sam zaciska szczękę.
- Nie mogę Ivy, nie teraz. - Dotknęłam jego ramienia.
- Rozumiem Sam. Po prostu...proszę żebyś na siebie uważał, i wrócił do nas za jakiś czas w porządku? - Zapytałam łagodnie.
- Postaram się. - Odparł spuszczając głowę w dół.
- Pisz czasem dobrze? Żebym wiedziała, że nic Ci nie jest. Nie będę przekazywać nic Deanowi, to powinno być dla niego karą.- On skinął głową. Stanęłam na palcach, pocałowałam jego policzek i jeszcze raz powiedziałam żeby na siebie uważał. Potem odszedł, a ja odwróciłam się w stronę starszego brata który siedział w aucie. Usiadłam na siedzeniu obok.
- Za jakiś czas Ci wybaczy. - Szepnęłam gdy kolejną minutę siedzieliśmy w ciszy, nie ruszając.
- Mam nadzieję, że tak będzie. - Odchrząknął i opuścił głowę. - Myślałem, że odejdziesz z nim. - Powiedział cicho. Spojrzałam w jego stronę zdziwiona.
- Jestem po jego stronie, w tym konflikcie. - Stwierdziłam. - Mimo to...nie pomyślałam nawet by odejść. - Dodałam. - Martwię się o niego, niesamowicie. Ale poradzi sobie, a za jakiś czas do nas wróci. Ty też byś sobie poradził tylko...- zacięłam się. - Po prostu jedź juz. - Powiedziałam zażenowana. Widziałam jak uśmiecha się delikatnie, mimo to odpalił samochód i pojechaliśmy szukać kolejnej sprawy. Było tu trochę pusto bez Sama, ale wiedziałam, że ta samotność jest mu potrzebna.

AAAA DEIVY FEELS. Sama jaram się tym co piszę, bo <powiem wam sekret> wymyślam to wszystko dosłownie w minucie pisania i AAA

Pokračovat ve čtení

Mohlo by se ti líbit

20.3K 475 21
Książka oparta na fałszywych sms-ach z udziałem Twoim i Shawna. start: 23.06.2018r. Okładka by: @Labellamuerte1
10.1K 469 21
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
13.7K 416 26
Podjęłam się próby napisania reakcji z udziałem Bangtanów. Życzę miłej lektury~
26.3K 1.8K 25
Rose jest licealistką, która po śmierci rodziców przeprowadza się do swojej cioci. Jednak dziewczyna ma dwie tożsamości. Jedna, w której jest zwyczaj...