12.

1.9K 78 2
                                    

Nie mieliśmy pojęcia co robić dalej, dosłownie w głowie każdego z nas była pustka dotycząca "nowego Boga". Dean następnego ranka poszedł naprawiać wóz, bo ten został pogruchotany przez demony, o czym zapomniałam wspomnieć wcześniej. Razem z nim ulotnił się Bobby który czuł się winny, że nie potrafi znaleźć nic na Castiela. Sam leżał nieprzytomny w swoim łóżku od wczoraj, ponieważ podczas jazdy usnął i do teraz się nie obudził. Ja jestem tą która siedzi przy nim oraz czeka aż się ocknie, w międzyczasie zszyłam i zdezynfekowałam mu paskudną ranę od szkła.
Było po 15, kiedy Sam otworzył oczy i przyciągnął rękami po twarzy. Nie zdążyłam go ostrzec, więc w tej samej chwili...
- Ałć! - Syknął i spojrzał na swoją dłoń.
- Tak, nie zdążyłam. Miałeś ogromną ranę na ręce. Znaczy nadal masz ale już się nią zajęłam...- wzięłam głęboki wdech. - No tak, em...chcesz coś zjeść? Jak się czujesz, Sam?
- Jest dobrze Ivy. I w zasadzie...umieram z głodu. - uśmiechnął się do mnie słabo. Wiedziałam, że jeśli chodzi o samopoczucie kłamał, to było widać i jeszcze dziś zamierzałam dowiedzieć się o co chodzi.
- Okej, więc chodźmy na dół, zrobiłam obiad i zostawiłam trochę dla Ciebie.  - powiedziałam wstając.
Sam zjadł cały talerz, oraz poprosił o jeszcze, był na prawdę głodny. Po posiłku wyszedł do chłopaków, a ja poszłam za nim.
- Więc Ivy doczekała się śpiącego królewicza hę? - Odezwał się do mnie niemiło Dean. Zdziwiłam się.
- O co ci chodzi Dean? Czekałam aż się obudzi bo ty poszłes naprawiać jakiś idiotyczny samochód! - Zirytowana odparłam. Usłyszałam tylko jego prychnięcie, zobaczyłam tez zdziwiony wzrok Bobby'ego i Sama.
- I jak Sammy? Dobrze się czujesz? - Łagodniej zwrócił się do brata. Właściwie, cieszę się z tego, bo ja...jestem obca, ma prawo się na mnie złościć, ale nie na brata.
- Yeah...jest dobrze, na prawdę. - Kłamał w żywe oczy, wszyscy to widzieliśmy.
- To dobrze, ciesze się. - Poklepał go po ramieniu Dean i odwrócił się do samochodu. On był ślepy czy udawał?
- Dean? Możemy porozmawiać? - Spytałam łapiąc go za ramię i odciągając od reszty, gdy byliśmy już przy garażach oddaliłam się od niego.
- Czego chcesz? - Spytał.
- Dobrze wiesz, swoją drogą te wredne odzywki tez potem przerobimy. - Pokręciłam głową. - Do rzeczy. Wiesz dobrze, że Sam kłamie? Ze coś jest na prawdę nie tak? Był w piekle ponad sto lat, w klatce z Lucyferem, odzyskał wspomnienia, NIKT nie może po tym czuć się dobrze.
- Jeśli on mówi ze jest dobrze, jest dobrze. Odpuść Ivy. - Powiedział chcąc odejść.
- Nie, wiem ze się boisz, że nie wiesz co robić i kłopoty Sama chcesz odsunąć na bok ale nie możesz tego zrobić! On nie poradzi sobie bez naszej pomocy! Co jeśli będzie coraz gorszej? Jestem tutaj...nie jesteś już tylko Ty, jestem tu by pomóc. - Dokończyłam wypowiedź.
- By pomóc Samowi. Masz rację, więc mu pomóżmy. - Powiedział trochę zirytowany.
- Dean. - Odezwałam się kładąc dłoń na jego policzku. - Tu nie chodzi tylko o Sama, o nas wszystkich. Chce pomóc Tobie oraz twojemu bratu. Widzę jak jest Ci ciężko, chce żeby było lżej, nie pozwolę Ci brać wszystkiego na siebie, dlatego tak troszczę się o Sama. Wiem, że to ty chcesz to robić, ale inne sprawy nie dają Ci spokoju. Teraz...Castiel to sprawa pierwszorzędna, ale nie znaczy wolno nam zapominać o Samie. - Na moje słowa Dean skinął głową, i wziął moją rękę w swoją ciężko oddychając. Moje serce przyspieszyło.
- Dziękuję Iveline, na prawdę. - Spojrzał mi w oczy, a ja się uśmiechnęłam.

                              ***
Siedzieliśmy wszyscy w biurze Bobby'ego oglądając wiadomości.
- Młody, przystojny mężczyzna w trenczu zabija religijnych przywódców, oraz członków sekt? - Zacytowałam.
- Cas robi porządki na świecie. - odezwał się Bobby.
- Co z tym robimy? - Spytałam.
- A co możemy? - Odwrócił się w moją stronę Dean. - Musimy pozwolić mu robić to co robi, nic nie możemy mu zrobić, on nas zabije. Dopóki nie mamy nic na niego, zostaje tak jak jest.
- Co?! Zgłupiałeś? - Wykrzyczał Sam.
- Ty i tak nie mógłbyś pomóc. Obecnie jesteś na chorobowym. - Stwierdziłam.
-Ale...- wystawiłam rękę w jego stronę w geście "stop" - no weź...- wystawił głowę za dłoń.
- Cicho Sam, o Tobie w pracy pogadamy za jakiś tydzień, temat skończony.
- Dean! - Powiedział Sam z nadzieją. Starszy brat jedynie wzruszył ramionami z uśmiechem na ustach.
- Wygrałam!
W momencie w którym wypowiedziałam te słowa, Sam krzyknął głośno, patrząc na swoje ciało jakby coś się z nim działo, byliśmy przerażeni tym co mogło mu się dziać. Dean podbiegł do brata.
- Sam? - Dean poklepał go po policzku. - Sammy! Hey, hey juz dobrze. - Mówił spokojniej ponieważ mężczyzna uspokoił się i oparł o starszego brata.
- Czuję się dobrze tak? - Odpowiedziałam. - Dean, proszę usiądź, zaprowadzę go na górę dobrze? - Winchester zgodził się, nadal trzymając głowę młodszego brata przy sobie.
Złapałam za jego ramię, oraz pomogłam mu wejść na górę.
- Sam...pomożemy Ci, obiecuję tylko teraz...musisz być silny tak? Tak jak zawsze jesteś, oraz mówić nam o tym co się dzieje, nie ważne jaka jest sytuacja, po prostu...mów.
Mężczyzna skinął głową.
- Zostanę tu dopóki nie poczujesz się lepiej.

I'll always have your back. | SPNWhere stories live. Discover now