15.

1.3K 68 4
                                    

Gdy dojechaliśmy do motelu, w mieście kilka godzin drogi od Spokane, byliśmy zmęczeni na tyle, że bez zbędnych rozmów po prostu położyliśmy się spać.
Następnego dnia, gdy Sam wyszedł do baru niedaleko załatwić nam coś do jedzenia, usiadłam na łóżku Dean'a obok niego.
- Okej Dean, mów. - Spojrzał na mnie zdziwiony. Na widok jego miny wykręciłam oczami. - Od wczoraj, od znalezienia Sama zachowujesz się dziwnie, nie myśl że tego nie zauważyłam. Domyślam się, że chodzi o twojego brata dlatego nie zaczynałam tematu.
- Nic mi nie jest Ivy, wszystko jest w porządku. - Tłumaczył, nie patrząc mi w oczy.
- Tak, jasne, a ja jestem aktorką i otrzymałam Oscara.
- Siemka Winslet. - Puścił mi oczko. Parsknęłam śmiechem.
- Poważnie Dean, co jest? Martwię się o Ciebie, bo bądź co bądź na twojej głowie jest na prawdę sporo. Jeśli będzie trzeba, mogę zachować wszystko dla siebie po prostu..
- Zabiłem Amy. - Wyrzucił z siebie. Ja zastygnęłam w bezruchu, i trwałam tak przez jakiś czas, czując na sobie wzrok mężczyzny. - Iv, odpowiedź coś, proszę. - Złapał moją rękę leżąca na posłaniu i wziął ją w swoje dwie. Nie wyrwałam jej, ale także nie odwzajemniłam uścisku.
- Dean...powiedziałeś mu...nam, że jest okej, że potrafisz...Ona miała dziecko, do cholery! - Wstałam, wyrywając dłoń. - Nauczyła się żyć tak by nie zabijać, to były wyjątki, na dodatek bądź co bądź odciążające społeczeństwo! Jak mogłeś? - Zapytałam zdenerwowana, po moich słowach Dean wstał, i podszedł bliżej mnie.
- Ivy, ona zabiła by znowu może za miesiąc, może za rok albo dziesięć lat, ale to nie zmienia tego że jest zabójcą!  - Mówił, zbliżając się do mnie coraz bardziej. W pewnym momencie złapał mnie za biodra, nie chcąc żebym się oddaliła. - Chciałem tylko uratować ludzi, którzy mogli by wtedy zginąć.
- Nie Dean, Ty po prostu uważałeś że to co mówil Sam to tylko jego wyobrażenia, że to zwykła żądna krwi kreatura, obiecałeś swojemu bratu ze jej nie skrzywdzisz, a i tak zrobiłeś co innego! - Oderwałam jego ręce ode mnie i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.
Korytarzem szedł akurat Sam, z jedzeniem w rękach.
- Co tam...co się stało? - Zaniepokoił się Sam. Pokręciłam głową.
- Nic Sam. - Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie miałam zamiaru mówić Samowi, tego co wyznał mi Dean, mimo, że uważam to za okrutne, nie zmienia faktu, że obiecałam nie mówić nic na ten temat. Poza tym nie chcę skłócić braci. - Po prostu, muszę wyjść. Mogę jedzenie? - Spytałam patrząc w stronę toreb.
- Jasne. - Wyjął jedną, przeznaczoną dla mnie. - Gdzie idziesz?
- Nie wiem, przejść się. Wrócę za jakiś czas. - Wzięłam jedzenie, i minęłam mężczyznę kierując się do wyjścia. Rzeczywiście wyszłam na jakiś czas przejść się po małym miasteczku Challise. Przez ten czas zdążyłam też zjeść, bardzo zdrowe śniadanie. Spojrzałam na zegarek w telefonie i zobaczyłam, że na mieście znajduje się już ponad godzinę i postanowiłam wrócić.
Zamknęłam drzwi od pokoju, i dwie pary oczu znalazły się na mnie.
- Gdzie byłaś? - Wstał od stołu Dean.
- Daj spokój, wróciłam przecież. - przekręciłam oczami, nie zwracając na niego uwagi wzięłam piwo z lodówki.
- Mamy nową sprawę. - powiedział Sam. - Facet został zmiażdzony.
- I co w tym takiego dziwnego? - Spytałam znudzona.
- Na 11 piętrze, a wszystko wskazuje na samochód.
- Oh, to stanowczo wskazuje na nas. - przyznałam. - Ale...- Spojrzałam na Deana krzyżując z nim spojrzenie, zaraz potem znów na Sama. - Jedźcie sami, może znajdę coś tutaj. Jak nie, poszukam czegoś gdzie indziej i po prostu pojadę autobusem czy czymś. - Stwierdziłam.
- Czemu? - Zdziwił się Sam. Westchnęłam.
- Przyda nam się to. Wy będziecie mieli czas dla siebie, ja dla siebie. Jesteśmy nierozłączni od kilku miesięcy.
- Przeszkadza Ci to? - Odezwał się Dean.
- Co? Nie...po prostu, dwa czy trzy dni bez siebie nie zaszkodzą, prawda? - Skinęli głowami nadal nie przekonani. - Po prostu nie ucieknijcie i wroćcie do mnie jak skończycie. - Uśmiechnęłam się.
Pół godziny potem już ich nie było, ja za to wyciągnęłam swój laptop z torby i położyłam go na stoliku.
- Meg? - Zawołałam. Nie musiałam czekać długo na to aż pojawi się przede mną owa brunetka. - Jezu! Nie masz pojęcia jak się za Tobą stęskniłam! To wszystko wtedy i teraz...nie było możliwości ani czasu...- Mówiłam ściskając ją.
- Wiem Ivy, i tak nie mam dużo czasu, konkretnie może jeden dzień. Opowiadaj co się dzieje. - Skinęłam głową i mówiłam. O tym jak Cas okazał się być zły, o jego współpracy z Crowleyem, swoją drogą w tym momencie przerwała mi wyjątkowo wstrząśnięta. O tym, że zrobił z siebie Boga, o tym że wypuścił lewiatany, o których istnieniu zdawała sobie juz sprawę, oraz na końcu wspomniałam o śmierci Casa. To, że ja byłam smutna było oczywiste, bo mimo tego co zrobił bardzo go polubiłam, ale gdy zobaczyłam smutek na twarzy Meg byłam szczerze zdziwiona.
- No co? Był przystojny! I okazało się, że nie taki posłuszny.
Pokręciłam głową.
- To co? Chciałabyś może spróbować zapolować ze mną? Jak kiedyś? - Puściłam jej oczko. Ona skinęła głową.
- Ale jak mówiłam. Nie mam dużo czasu.
- Rozumiem, więc chodź! Musimy coś znaleźć!
Znalazłyśmy w mieście oddalonym o półtorej godziny stąd, gniazdo wampirów. Byłyśmy pewne, że to to ponieważ...błagam żaden zabójca nie zdąży zabić pięciu osób w ciągu godziny, w kompletnie innych końcach miasta. Meg złapała mnie za rękę i po chwili byłyśmy w jakimś drewnianym domku.
- To nie gniazdo, bo właściwie jak na razie nie wiemy gdzie ono jest. To jakaś opuszczona leśniczówka. - Skinęłam głową.
- One atakują jedynie dziewczyny, młode przy burdelach w tym mieście jest ich osiem. Obecnie z powodu ataków pięć jest zamknięte. Mamy dwie szanse na trzy. - Meg zgodziła się ze mną. Byłyśmy przygotowane, moja maczeta, kilka centymetrów krótsza niż większość, schowana była w długim bucie, tak jak i Meg. Byłyśmy ubrane tak, by nie wyróżniać się z tłumu. Najpierw dziewczyna przeniosła mnie niedaleko klubu, w którym miałam czatować ja, potem sama udała się na kolejną imprezę.
Siedzialam przy barze, rozglądając się wokół, szukając podejrzanych facetów. Zauważyłam kilku, ale za każdym razem okazali się oni po prostu napaleńcami. W pewnym momencie zwróciłam uwagę na dziewczynę. Była młoda, na prawdę młoda i nie próbowała udawać starszej. Wydawała się nie wiedzieć co tu robi. Ubrana była w białą, lub ogólnie jasną sukienkę. Miała bardzo ciemne włosy i była na prawdę śliczna. Zobaczyłam, że postanowiła wyjść z baru, jednak po chwili zauważyłam idących za nią dwóch mężczyzn, nie mieli dobrych zamiarów. Zdenerwowałam się i ruszyłam w tamtą stronę. Gdy byłam za rogiem, usłyszałam krzyk, jednak nie był to krzyk dziewczynki. Mimo to wyszłam zza ściany i byłam zszokowana widokiem. Dziewczyna obok, opierała się o ścianę, nie patrząc na akcje dziejącą się przed nią, jednak nie wyglądała na przerażoną, a przed nią dwóch facetów - tych których ja miałam zamiar powstrzymać - atakowały wampiry. Ruszyłam na nich, jednak oni zajęci zabijaniem nie zauważyli mnie, dlatego z pierwszym poszło łatwo i jego głowa leżała na ziemi po na prawdę krótkim czasie. Mężczyzna którego atakował...był już niestety martwy. Drugi wampir, odrzucił żywego jeszcze faceta i skoczył na mnie. Mimo że zrobiłam unik by nie stracić głowy, poczułam mocne uderzenie w brzuch. Zignorowałam to i natarłam na potwora, odepchnął mnie na ścianę, tak że odbiłam się od niej głową i na chwilę zrobiło mi się ciemno. Otworzyłam znów oczy a wampir był coraz bliżej mnie. Wstałam na nogi, przez co on wyglądał na zaskoczonego, obok ocknął się facet, którego gardło było pocharatane, to odwróciło uwagę stwora co dało mi szansę na zabicie go i ją wykorzystałam. Po zabiciu go opadłam na ziemię zmęczona i obolała jednak przypomniałam sobie o dziewczynie. Podeszłam do niej, ponieważ nadal stała tam odwrócona do mnie plecami.
- Kim jesteś? Wydaje mi się, czy wiesz co się tu działo? - Zapytałam.
- Zabiłaś ich. - Wyszeptała przerażona. - Zabiłaś ich! - popchnęła mnie. - Zabiłaś moich braci!
- Co? Ty jesteś jedną z nich? - Zapytałam zszokowana.
- Jeszcze nie. Ale będę.
- Słucham? - Spytałam.
- Zabiłaś ich! - Powtórzyła niesłuchając mnie.
Opuściłam ręce, a wtedy dziewczyna rzuciła się do ucieczki. Widząc, że w jakiś sposób połączona jest z gniazdem postanowiłam nie zatrzymywać jej tylko iść za nią. Przed tym jednak.
- Meg! - Dziewczyna pojawiła się, na prawdę krótką chwilę potem. - Chodź, szybko! - Pobiegłyśmy, za dziewczyną
trzymając się z daleka od niej. W pewnym momencie zatrzymała się przy drodze, gdzie od razu zatrzymał się samochód, ona weszła do niego i odjechali.
- Meg, czy...
- Tak, znam ich numery, więc przeniosę się tam.
- Świetnie!
- Zaczekajmy tylko, około godziny, bo teraz mogłybyśmy po prostu wylądować na drodze. - Skinęłam głową i przeniosłyśmy się do leśniczówki gdzie zaczekałyśmy jakiś czas.
Po upłynięciu godziny, Meg przeniosła nas, w pobliże starego magazynu...lub czegoś podobnego,był on skryty, i na pewno zamieszkały ponieważ gdzie nigdzie świeciło się światło.
- Wiemy ile ich jest? - Szepnęła Meg.
- Właściwie nie mam pojęcia, prawdopodobnie około dziesięcioro i jedna żywa dziewczyna. - Skinęła głową i pociągnęła mnie za sobą. Drzwi magazynu były uchylone, więc te wampiry albo były zbyt pewne siebie albo po prostu głupie. Znalazłyśmy się w długim korytarzu, wyciągnęłam maczetę i to samo zrobiła Meg. Moje serce biło szybko, z powodu strachu i adrenaliny, pierwszy raz od chwili rozstania, żałowałam, że Sama i Deana nie ma ze mną. Mimo tego szłam dalej, zwracając uwagę na każdy najmniejszy hałas, po chwili usłyszałyśmy głos kobiety.
- Raz! Tylko raz nie wykorzystaliśmy Sary do polowania, a wy sprowadziliście nam łowcę na głowę?! Śmiecie winić za śmierć Terry'ego i Dave'a właśnie ją?! Gdybyście nie zabijali jak popadnie i kogo popadnie tydzień temu nic z tego by się nie stało! Przez trzy lata żyliśmy tu nie zwracając na siebie uwagi..
- Bo ona ich sprowadzała! - Syknął jakiś mężczyzna.
- Nie przerywaj mi! Gdybyście uważali...a teraz musimy się wynieść! - Po słowach kobiety spojrzałam na Meg kiwając głową, po chwili wybiegłyśmy z ukrycia atakując wampiry. Widząc ich ilość w pokoju, straciłam nadzieję na wygraną. Było ich dziesięć tak jak mówiłam, i z demonem czy nie...praktycznie niemożliwe jest zabicie ich wszystkich.
- Meg, gdy sytuacja zacznie robić się zła, zmywaj się stąd i wróć za jakiś czas jasne? - Szepnęłam.
- Co? Nie, nie ma mowy...
- Po prostu rób co mówię. - I zdążyłam wypowiedzieć tylko to gdyż cała zgraja wampirów rzuciła się prosto na nas. Jedynym wampirem którym nie atakował, była kobieta w średnim wieku, stała jedynie i przyglądała się temu co się dzieje.
Na starcie, pozbawiłam głów dwóch naprawdę upartych, nie myśląch o konsekwencjach młodzików, Meg udało się jak na razie tylko z jednym, a resztę tylko odpierała. Ja atakowałam dalej, jednakże nie dałam rady zabić żadnego kolejnego potwora, w pewnym momencie zostałam czymś ogłuszona i straciłam przytomność.
Obudziłam się, co było dla mnie zaskoczeniem, przywiązana do jakiejś rury w czymś co wyglądało na sypialnię. Czułam promieniujący ból w nodze.
- Ygh..- syknęłam. Usłyszałam śmiech za sobą. Próbowałam odwrócić głowę lecz nie było na to szans. Po chwili przede mną stanęła ta kobieta.
- Zwichnięta i obita. - Uśmiechnęła się, domyśliłam się, że chodzi jej o moją nogę. - Ty...Zabiłaś czwórkę moich dzieci..- warknęła, łapiąc mnie za brodę jedną ręką. - Nie dość tego, wystraszyłaś Sarę. - Wskazała na dziewczynę skuloną na łóżku, którą dopiero teraz dostrzegłam.
- Czego Ty chcesz od tej dziewczyny, hę? Nie jest wampirem...ale żyje, czym ona jest?! - Warknęłam.
- Jest. Moją. Córką. - Powiedziała powoli każde słowo, coraz bardziej ściskając moją twarz. Widziałam w jej oczach coś, co kiedyś widziałam u siebie.
- Nie, nie jest. Uważasz ją za nią...bo sama kiedyś już straciłaś własną prawda? Miała na imię Sara i straciłaś ją dawno prawda? - Taką nostalgię, u człowieka,widać dopiero po wielu latach. Zobaczyłam także wściekłość w oczach wampirzycy, po usłyszeniu moich słów.
- Nic nie wiesz! - Krzyknęła puszczając mnie, wyszła.
- Sara? - Powiedziałam. - Nie jesteś Sara prawda? - Spytałam zwracając na siebie uwagę dziewczyny, teraz wyglądała równie młodo i ślicznie jak wcześniej, miała kasztanowe włosy i bardzo mi kogoś przypominała, jednak nie potrafiłam określić kogo.
- Jestem Sara. Od zawsze byłam Sara. - Powiedziała płaczliwym głosem.
- Nie chcesz taka być, nie chcesz robić tego co robisz.
- Ja...pomagam. Pomagam moje rodzinie, mojej mamie.
- Dziecko, to nie jest Twoja mama!
- Wychowała mnie! Inni mnie porzucili! Od zawsze była ona..- Widziałam niepewność w jej oczach.- dzisiaj oni wszyscy byli dla mnie tacy okrutni...
- Takie są wampiry, one zawsze... - Znów weszła kobieta.
- Miałaś z nią nie rozmawiać. - Warknęła w stronę dziewczyny, a ona podsunęła się pod ścianę przerażona. - Pozbawiłaś nas jedzenia, wiec zostaniesz naszą przekąską na podróż. - uśmiechnęła się okrutnie. Postawiła dwa wiadra wokół mnie. Postawiła krzesło za mną, oraz rozwiązała moje ręce, to była moja szansa jednak byłam zbyt słaba by się wyrwać. Jedną rękę przywiązała mi do belki, z drugą zrobiła to samo po drugiej stronie, tak że ręce były rozłożone. Po raz kolejny uśmiechnęła się prosto do mnie, a potem nacięła moje nadgarstki i pozwoliła spływać krwi do wiader.
- Przynajmniej na to się przydasz.- Odezwała się.
- Ja...Ty suko. - Warknęłam. Nagle wszystkie trzy usłyszałyśmy jakieś hałasy dobiegające z góry. Zobaczyłam niepokój na twarzy kobiety, która od razu poszła sprawdzić co się dzieje. Nie próbowałam więcej odzywać sie do dziewczyny, jednak zaczęłam rozglądać się po pokoju. Nic niezwykłego, właściwie normalny pokój. Jednak moją uwagę przyciągnęły zdjęcia, domyśliłam się, że każde przedstawiały dziewczynę obok, gdyż była ona w różnym stadium dorastania, i na każdym znajdowała się z wampirzycą. Pierwsze były te najnowsze, i z każdym dalszym zdjęciem, docierało do mnie kim jest ta dziewczyna. Przy ostatnim...w moich oczach pojawiły się łzy.
- O Boże. - Wykrztusiłam, zwracając na siebie uwagę nastolatki.
- Co? - Zaniepokoiła się.
W tej chwili drzwi do pokoju otworzyły się szeroko, i wpadła przez nie wampirzyca.
- Nie, nie przeżyjesz! Musisz zginąć za moje dzieci! - Krzyknęła w moją stronę rozgorączkowana. - A ty...- Powiedziała w stronę dziewczyny. - To twój czas,  dziecko, to teraz zostaniesz tym kim ja jestem.
- Nie, ja nie chcę, już...- jej słowa przerwało uderzenie w twarz.
- Nie możesz zmienić zdania dziecko! To już nie jest Twój wybór. - Powiedziała ukazując swoje zębyci schylając się do dziewczyny. Zobaczyłam jej wzrok na sobie. Poruszyłam ustami w słowa "uciekaj" i upewniłam się, że zrozumiała. Wtedy zaczęłam się szarpać.
- Ej! Masz wybór suko, albo zmienisz ją i zginiesz w trakcie, bo wierz mi uda mi się stąd wydostać przez ten czas, albo zabijesz mnie właśnie teraz.
- Sama się prosisz. - syknęła i zbliżyła się do mnie. Złapała moją szyję w swoje szpony i odchyliła głowę. Poczułam ostry ból, gdy wbiła zęby w moje gardło. Zobaczyłam jednak kątem oka, że nastolatce udało się uciec z pokoju. Robiłam się coraz słabsza, ponieważ z mojej szyi żywiła się wampirzyca, a z rąk ciekła powoli reszta krwi. Gdy byłam bliska omdlenia, zobaczyłam jak do pokoju wbiegają dwie osoby. Zaraz potem wampirzyca została oderwana od mojego gardła, i chwilę po leżała martwa na ziemi.
- Dean? Sam? - Zapytałam słabo.
- Hej Ivy. - Powiedział w pośpiechu Dean, przycisnął jakąś ścierkę do mojej szyi by zmnieszyć upływ krwi, Sam za to odwiązywał moje ręce. Poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce. Po tym po prostu zasnęłam. Znów spieprzyłam własną sprawę, brawo Ivy.

Szczerze mówiąc, tak sobie podoba mi się ten rozdział, ale takie nudnawe też muszą się pojawiać prawda? ;)

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz