20.

1.4K 72 14
                                    

Znaleźliśmy się w Vegas kolejnego dnia, przez pierwszy dzień byliśmy wszyscy razem i po prostu robiliśmy różne głupoty, tak jak przystaje na Vegas, nie czułam się na miejscu, bo było to coroczny czas chłopaków, powiedziałam im to i chciałam zrobić coś sama. Jednak chłopcy powiedzieli mi, że nie ma sensu i, że skoro poluje z nimi juz od ponad pół roku powinnam spędzić z nimi ten weekend.
Drugiego dnia Sam postanowił, że odłączy się od nas na jakiś czas. Tym czasem były trzy dni.
W dniu, w którym postanowił się do nas odezwać byliśmy już od 11 w barze, siedzieliśmy przy stoliku i po prostu rozmawialiśmy.
- Okej Dean, co jest z tobą? - Zapytałam nie wytrzymując w końcu.
- Co ze mną? - Zdziwił się odstawiając piwo.
- Cały czas wyglądasz, jakby ktoś zastrzelił ci szczeniaczka...i nie mów mi, że wszystko z Tobą super.
- Sam, jeszcze jakiś czas temu nastąpił jego wybuch, widziałaś co z nim było. Cały czas czekam, aż znów...eksploduje, a jemu się polepsza.
- Ale, Boże przecież to zajebiście. - Zdziwiłam się.
- Jasne, świetnie, ale to teraz...nagle podczas naszego wyjazdu jedzie sobie na samotną wycieczkę?
- Ale może właśnie tego potrzebuje, może musi zostać sam. - Po moich słowach, do Deana  przyszedł SMS.
- "Twain Avenue 365, załóż garnitur, niech Ivy włoży sukienkę, nieformalną." - Przeczytał na głos Dean. - To Sam, to jakieś trzy przecznice stąd?- Zapytał.
- Sukienka? Co jest... - Zapytałam, wstając.

Posłuchaliśmy go, znów ubrałam czerwoną sukienkę, szpilki i trochę się pomalowałam. Nie mogła to być sprawa FBI. Weszliśmy do...kaplicy.
- Co do cholery? - Spytałam. Dean jedynie pokręcił głową, i otworzył pierwsze drzwi, z pistoletem w ręce. Za nimi stał Sam, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Dean, Ivy. - Zobaczył pistolet i się zmieszał. - To nie będzie potrzebne, chodźcie. - Zaprowadził nas pod ołtarz. Mnie postawił po jednej stronie, Deana po drugiej i zaczął poprawiać jego garnitur.
- Co to jest? - Spytał, gdy włożył mu różowy kwiatek do butonierki.
- Różowy oznacza lojalność.
- Pretekst? Wbijamy się na ślub? - Zapytał zmieszany.
- Polujemy na syrenę? - Spytałam, podchodząc bliżej.
- Nie! Nic z tych rzeczy. - Powiedział, położył ręce na naszych ramionach, uśmiechnął się.
- W skrócie. To trochę nagłe, ale życie jest krótkie, szczególnie nasze. - Zaczął. - Zakochałem się. Żenię się. - Powiedział. Dean zastygł w bez ruchu.
- Co?! - Krzyknęłam. - Żartujesz.- Zaśmiałam się.- Ty...nie żartujesz. - Stwierdziłam widząc jego minę.
- Dean? - Uderzyłam go z łokcia. - Powiedz coś! - Ocknął się, ale nadal nie odrywał wzroku od Sama.
- Przepraszam, co? - W tym momencie, do kaplicy weszła kobieta, ubrana w białą suknię i z welonem na twarzy, przez co nie było jej widać. - Co jest? - Powiedział Dean patrząc to na Sama to na nią. Sam podszedł do niej, uniósł jej welon. O matko, gdzie on ma oczy?
- Becky?! - Zawołał Dean.
- Dean...tak się cieszę, że tu jesteś. - Powiedziała łagodnie. - Ale...ciebie nie znam. - Zmrużyła oczy.
- Tak, kochanie...to nasza przyjaciółka, Ivy.
- Kochanie?
- Kochanie? - Dean zapytał, w tym samym czasie co ja. Potrząsnęłam głową. Uśmiechnęłam się nieszczerze.
- Jasne, miło poznać. - Rzuciłam. Ona skinęła głową.

Po całym tym ślubie, który swoją drogą był...cholernie dziwny, Sam z Becky siedzieli w kaplicy trzymając się za ręce, ja opierałam się o fortepian obok a Dean chodził wokół zdenerwowany.
- Czy ona...czy ona nie powinna spytać mnie o zgodę? - Zapytał, zatrzymując się. Sam parsknął śmiechem.
- Ma Cię prosić o moją rękę?
- Jak do tego doszło? - Spytał Dean, uśmiechając się zdesperowany. Odepchnęłam się od fortepianu.
- Nie! Nie jak do tego doszło! Kim ona do cholery jest! - Krzyknęłam.
- To Becky, fanka książek o naszym życiu. - Wyjaśnił Dean.
- Fanka? Książki? Co do...
- Tak, to długa historia, powiem Ci ją potem. - Stwierdził Dean. - Jak do tego doszło, Sam?
- W skrócie? Spotkaliśmy się, pogadaliśmy. I zakochaliśmy się. I oto jesteśmy. - Powiedział spoglądając na nią. Zaraz zwymiotuję.
-  Jasne, chyba nadążam. To...okej! - Zacinał się. - Ignorując wszystko! Zapomniałeś, ile trwają twoje związki?
- Tak, ale...- Zaczął, ale przerwała mu...jego żona? Cholera.
- Ale jeśli ktoś to wie, to ja! Przeczytałam wszystkie książki! - Powiedziała podekscytowana. - Mam otwarte oczy. - Powiedziała, zwracając się do Sama i patrząc w jego oczy.
- Zaraz się zrzygam. - Powiedział Dean. Miałam ochotę krzyknąć "co nie?!", ale powstrzymałam się.
- To proste! Jeśli spotyka mnie coś dobrego, zdobywam to. - Powiedział Sam.
- Okej, czy sprawdzałeś chociaż...- Odezwałam się.
- Sól, woda święcona...Wszystko.- Przerwała mi Becky.- Widzisz? - Ukazała ramię z raną po nożu.
- Rachunek. - Przyszedł jakiś mężczyzna.
- Ja się tym zajmę. - Powiedziała Becky wstając i idąc do mężczyzny. - Wy sobie pogadajcie. - Dodała, patrząc na mnie ostrzegawczo.
- No serio?! Superfanka? - Wybuchnął wreszcie Dean.
- Nareszcie,myślałam że coś z tobą nie tak! - Podsumowałam.
- Słuchaj Dean, miałem o niej takie same zdanie. - Zaczął Sam. - Ale pomijając te sprawę z książkami...odkryłem ze jest wspaniała, a ja byłem fiutem.
- Co z tobą, Sam?! Wróć! - Mówiłam zdenerwowana.
- A propos książek...- Mówił Dean, po uspokojeniu mnie. -Becky przypadkiem zjawia się na naszym tygodniu w Vegas? Poważnie Sam? - Zapytał.
- Tak. - uśmiechnął się. Boże był taki naiwny...Dean uśmiechnął się nieszczerze.
- Co sugerujesz?
- No nie mam pojęcia, może to, ze wiedziała o tym ze tu będziesz! Że Chuck o tym napisał czy coś...
- Masz paranoję. - Powiedział Sam.
- A ty niby jesteś zakochany?! - Przerwałam.- To były trzy dni! Trzy!
- Wiecie co? - Powiedział wstając. - Becky i ja pojedziemy do jej domu w Delawere. Spróbujcie to ogarnąć, wesprzeć i...zadzwońcie. - Odszedł, wcześniej klepiąc Deana po ramieniu, całując mój policzek, podczas gdy ja nadal byłam otępiała.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz