23.

1.2K 80 14
                                    

W trakcie jazdy, około godziny 6 rano gdy obaj chłopcy spali, udało mi się znaleźć coś interesującego. To znaczy usłyszeć, ponieważ właśnie w radiu mówili o zabójstwie czwartego mężczyzny w mieście. Został rzucony o ścianę, tak, że czaszką wybił dziurę w ścianie, został pozbawiony dłoni i stóp oraz na jego piersi wycięto sztyletem jakiś dziwny symbol. Gdy chłopcy się obudzili, dałam im znać o tym co znalazłam, i oznajmiłam, że jesteśmy już w drodze.
- To Bobby'ego? - Usłyszałam pytanie Sama. Spojrzałam na Deana,który chowa menażkę do kurtki.- Nie wiedziałem ze ją wziąłeś.
- W mojej zrobiła się dziura.
- Większość ludzi na pamiątkę nosi zdjęcie. - Zaznaczył Sam.
- Zamknij się. Oddaje mu cześć. - Odparł. - To terapia, tak jak pogoń za cieniem Ivy.
- Pogoń za cieniem? - Uniosłam się. - W ciągu dwóch tygodni zamordowano czterech gości!
- Koleś z fetyszem dostał amoku. - Wzruszył ramionami.
- Dorosły facet przeleciał przez ścianę, myślę że Iv ma rację.- Powiedział Sam.- Zresztą co innego masz do roboty? Dick jak na razie to ślepy zaułek. Równie dobrze...
- Możemy pracować dalej. - Przerwał mu Dean.
- Dokładnie! - Przytaknęłam.

Było około godziny 22, jednak postanowiliśmy od razu obejrzeć ciała, by były względnie...świeże. Koroner wysunął jedno z nich z lodówki.
- Zawsze macie takie późne godziny pracy? - Spytał, krzywiąc się.
- Godziny pracy są do bani. - Jęknął Dean. - Ale za to świetny pakiet świadczeń. - uśmiechnął się.
- Tak? - Zainteresował się lekarz.
- 10% współpłatnosci na leki. - Ja i Sam spoglądaliśmy lekko zirytowani na tę pogawędkę.
- Serio? Ale tylko na zamienniki?- Zdziwił się lekarz.
- Nie, na markowe tez. - Odparł Dean. Postanowiłam przerwać to...coś.
- Okej, ile ważył facet?
- 85 kg. Rzucono nim o ścianę z taką siłą, że aż ściana się odkształciła. Dłonie i stopy odcięto za życia. Zabójca chciał, by cierpiał. - Wyjaśnił nam koroner.
- Wszystkie ofiary to mężczyźni? Z tym samym znakiem na piersi? - Spytał Sam.
- Tak.
- Na którymś z miejsc zbrodni zostało jakieś DNA? - Zapytałam.
- Na wszystkich. Poprzednia ofiara ugryzła napastnika, i miała kawałek mięsa na zębach.- Ożywiłam się.
- Mamy trafienie? - Spytałam.
- Nie. - Odparł prowadząc nas do komputera. - Próbki odrzucono, markery nie pasowały do niczego co znamy.
- Do nikogo z bazy? - Spytał Dean.
- Nie, w ogóle nie odpowiadały ludzkim.

Wyszliśmy z kostnicy, Sam postanowił zadzwonić do kogoś, ja zrobiłam to samo, zadzwoniłam do Teda, by pomógł nam w tym wszystkim.
-Przyznaje to może być sprawa dla nas.
- Zazwyczaj słowa "nieodpowiadające ludzkiemu" przesądzają wszystko.- Odparł Sam.
- Ted! Hej! - Powiedziałam, gdy mężczyzna się przedstawił.
- Ivy? Co u ciebie?
- Słuchaj, wszystko świetnie, mam tylko sprawę...- zaczęłam.
- Przykro mi, nie mogę ci teraz pomóc. Nie ma mnie w domu, pomagam Trevorowi w Maine. - Wyjaśnił.
- Oh, jasne. Uważaj na siebie. - Skrzywiłam się i rozłączyłam. - Ted nie pomoże, brak dostępu do bazy. - Westchnęłam.
- Okej, nie widziałem nigdy takiego symbolu. - Powiedział Sam. - Chodźmy coś zjeść. Wrócimy do motelu i poszukam czegoś w laptopie.- Ja skinęłam głową, a Dean zatrzymał nas.
- To genialny pomysł! - Powiedział zadowolony. - Mój jest taki. Wy zrobicie po swojemu, a ja pogadam z miejscowymi jako tajniak i zobaczę co znajdziemy. - Odparł.
- Idziesz do baru. - Stwierdziłam.
- Jasne, jeśli tak chcesz to upraszczać. - Skinął głową.
Wtedy też rozstaliśmy się. Poszłam z Samem do jakiejś małej knajpki, obgadaliśmy sprawę i zastanawialiśmy się czy widzieliśmy kiedyś coś podobnego. Doszliśmy do wniosku, że nie, wobec czego wróciliśmy do motelu i całą noc szukaliśmy czegoś co moglibyśmy dopasować do motywu. Nic. Dean nie wrócił do godziny 6, dokładnie wtedy kiedy mieliśmy położyć się spać. Rzucił się na łóżko praktycznie w momencie wejścia do pokoju. Wywróciłam oczami, i zrobiłam podobnie. To samo Sam.

Zebraliśmy się około godziny 10, gdy usłyszeliśmy zgłoszenie morderstwa kilka przecznic stąd, mężczyzna stracił stopy oraz dłonie i tak dalej. Dean był ledwo przytomny.
- Boże, człowieku gdzieś się szlajał? - Spytałam,  patrząc na niego.
- Ja...przesiedziałem całą noc w barze. - Podrapał się po głowie. - Robię się na to za stary. Rozgryźliście symbol?
- Nie, potrzebny będzie ekspert...- Powiedział Sam.
- Jasne, tak się składa, że nasz ekspert jest martwy. - Zdążył powiedzieć, gdy zatrzymał nas policjant, któremu okazaliśmy odznaki.
Weszliśmy na piętro, gdzie zobaczyliśmy ofiarę.
- Piękny wystrój. Wczesny rzeźniczyzm. - Zażartował Dean beznadziejnie. Spojrzałam na niego z litością.
- Panowie, to Charlene Penn. Prowadzi sprawę. - Powiedział nam koroner, przedstawiając blondynkę.
- Z grubsza to samo. Nie ma śladów włamania. - Powiedziała.- Ofiarę rzucono przez pokój i zadano jej cierpienie.
- Ten sam symbol. - Zauważył Sam.
- Przepraszam. - Powiedziała kobieta i odeszła.
- Ten facet przypomina poprzedniego. Koło trzydziestki, przystojny. - Wskazałam.
- Jak pierwsi trzej. Wiodło im się dobrze, brak wrogów.
Dean poszedł za koronerem, a ja i Sam do chłopaka który wpatrywał się w miejsce zbrodni zza taśmy.
- Hej, znałeś ofiarę? - Spytałam.
- Jerry był moim przyjacielem. Chciałem dowiedzieć się jak to się stało.
- Bardzo mi przykro. Zamordowano go w nocy. - Wyjaśnił Sam. - Mieszkasz w pobliżu?
- Tak, dwa mieszkania dalej.
- Znasz może kogoś, kto chciałby skrzywdzić Jerry'ego? - Spytałam.
- Nie, był miłym gościem. No...może jego żona była na niego zła.
- Dlaczego?
- On...kilka nocy temu zrobił mały skok w bok. - Wyjaśnił.
- Jasne, dzięki. - Odparł Sam i odeszliśmy do Deana.
- Kto to był?
- Sąsiad. Żona ofiary, przyłapała go na zdradzie. - Powiedziałam.
- Ale to raczej nie jej robota. - Odparł dziwnym tonem Dean. Zmarszczyłam brwi.
- Dean dobrze się czujesz?- Spytałam.
- Ja? Świetnie. Sam, mógłbyś na chwilę? - Spytał, odchodząc. Zostałam na miejscu, czekając aż wrócą. Patrzyłam jak Sam się wścieka, Dean denerwuje i dzwoni do kogoś przez telefon. Robi zdziwioną minę i odkłada komórkę. Jeszcze chwilę rozmawia z bratem, po czym młodszy z nich podchodzi do mnie, a starszy zostaje w tyle.
- Coś się stało? - Spytałam zmierzając w stronę auta.
- Ja...po prostu potem porozmawiaj z Deanem. - Westchnął.
- Okej. - Powiedziałam zdziwiona.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz