17.

1.5K 75 8
                                    

Na początek, zapomnijcie może o tym co mówiłam na temat broni. Od chwili naszego przyjazdu Bobby próbuje z każdą możliwą bronią jaka istnieje. Dosłownie każdą. Żadna z nich nie robi krzywdy temu skurwielowi, on mówi do nas, wyjawia swoje sekrety zaraz potem dodając, że i tak nas zje więc jest bezpieczny.
- Czy Ty się kiedykolwiek zamkniesz?! - Krzyknęłam nie wytrzymując.
- Oh, jak będę was zabijał...- Westchnął.
- Jak w ogóle nas znalazłeś? - Spytał Sam.
- Byliśmy w główce waszego aniołka. Znamy każde wasze fikcyjne nazwiska. - Zaśmiał się. - A ona...- Wskazał na mnie. - Jest teraz wszędzie tam gdzie wy, nie było ciężko. Ale teraz, to nie ja jestem waszym największym problemem prawda? - Uśmiechnął się do nas szeroko, a widząc nasze zdziwione miny dodał. - Nie oglądaliście dzisiaj wiadomości?
Poszliśmy wszyscy na górę i włączyliśmy telewizję. -" Dotychczas martwi Winchesterowie, okazali się żywi i znów mordują! Teraz jednak ze wspólniczką przedstawiła się ona jako Iveline Mikealson! Mamy nagrania z banku w Jerycho gdzie zaatakowali strzelając do wszystkich obecnych! " - patrzyłam w ekran z rozdziawioną buzią.
- Czemu oni...- Sam zaczął.
- Ta suka zabrała mi ciało! - Krzyknęłam wściekła. - Musimy ich znaleźć! Już! - Powiedziałam do Winchesterów.
- Jak oni w ogóle to zrobili? - Zignorował mnie Dean.
- Włosy! Nie trudno znaleźć je w odpływie w motelu! - Krzyknął potwór z dołu.
- To tak można? - Spytałam.
- Najwyraźniej. - Odparł Bobby.- Musicie się ukryć, na jakiś czas na prawdę zniknąć.
- Słucham? Oni zabijają, w naszych ciałach! - Mówił Dean.
- Dokładnie! To jest sprawa osobista! - Powiedziałam.
- Zgadzam się z nimi. - Potwierdził Sam.
- Jesteście idiotami.- Westchnął Bobby. - Ale dobra, pojedźcie do mojego znajomego Frank Deveroux, jest mi winny z sprawę w Sao Paulo. Jest stuknięty. Ale jest geniuszem. - Powiedział prosto. - Ja w tym czasie popracuje nad paplą.
Zrobiliśmy przystanek, na małej stacji benzynowej by kupić coś do jedzenia i picia.
- Okej, ja pójdę. - Zaoferowałam i wyszłam z auta, Dean w tym czasie tankował.
- Dzień dobry. - Powiedziałam do starszego mężczyzny. - Poproszę batony proteinowe i te wody. - Wskazałam, zobaczyłam w tym momencie wzrok faceta na sobie i jego niezręczne zachowanie.
- Mam...je na magazynie, za chwilę wrócę. - Wytłumaczył. Skinęłam głową i zaczęłam się rozglądać. Zobaczyłam, że za blatem schowany jest telewizor gdzie wyświetlane są wiadomości...w których znajdują się nasze twarze. W pośpiechu wyszłam z budynku i skierowałam się do auta.
- Jedziemy, szybko. Poznał nas. - Posłuchali mnie. Na szczęście przed wyjściem chwyciłam kilka wód oraz jakichś zwykłych batonów, które teraz rzuciłam na siedzenie obok siebie.
- Mamy przesrane wiecie? - Spytałam. - Osiągnęli to co chcieli, najbardziej poszukiwani w Stanach Zjednoczonych.
Oni nie mówiąc słowa, tylko pokręcili głowami.

Podjechaliśmy pod jakąś dużą, opuszczoną i zapuszczoną ruderę. Wysiedliśmy z samochodu niepewnie.
- Jesteście pewni że to tu? - Zapytał Dean.
- Tak napisał Bobby. - Wzruszył ramionami jego brat.
Weszliśmy na werandę, i Dean zapukał w drzwi, lecz nie było żadnego odzewu.
- Frank? - Powiedziałam.
Nikt nie odpowiedział, więc otworzyłam drzwi i weszliśmy do domu.
- Jest tu kto?- Spytał Dean, który szedł pierwszy.
Wydawało nam się, że dom jest pusty jednak nagle rozbłysło światło. Jakiś stary zapuszczony jak dom w którym mieszka, facet celował do nas ze snajperki siedząc w fotelu.
- Proszę, proszę. Pająk złapał jakieś muszki. - Powiedział, wszyscy unieśliśmy ręce do góry, ja jednak uniosłam dodatkowo brew zaskoczona dziwnym tekstem faceta.
- A niech mnie...- Zaczął odchylając się na fotelu robić zdziwioną minę. - szaleni psychopaci. Pokazują was teraz w CNN.
- Nie, nie to nie my. - Powiedział Sam.
- Wiem, chyba, że macie teleporter. - Poprawił pistolet nadal celując do nas. - Macie teleporter?!
- Nie. - Powiedzieliśmy razem. - Nie... proszę pana. - Dodałam.
- Więc moje kondolencje z powodu sobowtórów. A teraz kto was przysłał? - Poprawił pistolet.- NSA? Instytut Matki i Dziecka?!
- Nie, proszę pana. Bobby Singer. - Odezwał się Dean, wtedy facet wstał i zagroził nam snajperem.- Albo nie!
- Powiedział, że możesz nam pomóc, że wisisz mu za Sao Paulo! - Wyjaśnił Sam.
Wtedy facet opuścił broń.
- Facet raz ratuje Ci życie, i jesteś mu dłużny do końca? - Zapytał retorycznie Frank.
- Właściwie, to tak. Dokładnie tak to działa. - Wyjaśniłam podenerwowana.
Przekręcił oczami i zaprowadził nas do innego, pełnego komputerów i innych urządzeń pomieszczenia. Zaczął niszczyć dokumenty Sama i Deana. Moich nie musiał, ponieważ Castiel nie znał ani jednego.
Oglądaliśmy monitory, gdzie były pokazane każde zbrodnie, które "popełniliśmy".
- O tak. - odezwał się Frank. - Wiem, że Bobby siedzi w tych magicznych sprawach. Ale tak na prawdę, rząd od lat klonował ludzi, teraz padło na was. - Wyjaśnił.
Spojrzeliśmy na siebie, a potem na niego jak na wariata.
- Właściwie...- Zaczął Sam.
- Daruj sobie, gość jest na fazie. - Powiedział Dean.
- Byliście bardzo pracowici. Jesteście na drugim miejscu. - Mówił Frank pochodząc do nas. - Najszybszy awans na liście przebojów od czasów Donny Summer. - Oh, po prostu cudownie!
- Więc co powinniśmy zrobić? - Zapytał Sam.
- Kuba jest piękna o tej porze roku. - Zaproponował.
- Nie będziemy się ukrywać. - Powiedziałam. Frank zaśmiał się.
- Ona zawsze jest taka głupia? - Zapytał chłopców.
- Musimy tu zostać i skopać parę tyłków. - Wyjaśnił Dean. - Zniknąć z radarów, ale zostać na pokładzie.
- W takim razie, koniec z rockowymi odniesieniami. Od teraz jesteście Tom i John Smith. Nie używacie kart, tylko gotówka. Telefony zmieniać często i nieregularnie. - Mówił patrząc na nas wszystkich. - O! I nie wchodźcie w obiektywy dwustu milionów kamer do których rząd ma dostęp. - Zauważył.
- Dwustu milionów? - Zapytałam.
- Omijajcie miejsca, które choćby stać na ochronę. - Mówił chodząc. W pewnym momencie wyjął laptopa Sama. - To twój laptop? - Zapytał patrzą na na niego.
- Tak. - Skinął głową.
W pewnym momencie uderzył komputerem o biurko z całą swoją siłą. I uderzał tak dopóki nic z niego nie zostało. Wzdrygaliśmy się a Sam wyglądał na przerażonego.
- Hej! Czemu to zrobiłeś?! - Zapytał, w momencie, w którym Frank wyciągnął do niego rękę z nowym laptopem uśmiechając się szeroko. Sam spojrzał na niego sceptycznie, i wziął komputer przytulając go do piersi.
- Dzięki...chyba.
- Nie ma sprawy. - Powiedział wesoło. - Wisicie mi 5 tysiaków.
- Co?! - Spytaliśmy.
- Okej, zróbmy panom Smith nowe dowody osobiste. - Mówił ciągnąć Deana za kurtkę na jakieś białe tło. Chwilę zajęło mu robienie zdjęć, i robienie dowodów. Włożył je do szkatułki, i dał mi jakąś mapę.
- Zaznaczyłem miasta, gdzie były wszystkie wasze sobowtóry, więc możecie zobaczyć wzór.
- Świetnie, ale to wygląda na...losowe miasta. - Powiedziałam.
- Rada od zawodowca. - Powiedział. - Przypadkowa seria morderstwa i rabunków przez złych bliźniaków nie istnieje. Przyjrzyjcie się temu. - Pokazałam mapę Samowi, lecz on tez pokręcił głową nie widząc wzoru. - Powodzenia. - Powiedział Frank klepiąc Deana po ramieniu.
- Dzięki. - Odparł Sam.
- Za co? Za wysłanie was na pewną śmierć? Wasi dublerzy chcą być w ukrytej kamerze kopiąc pod wami dołki. Ja bym się przyczaił, bo kocham życie, ale skoro wy chcecie być głupi to w porządku. Przynajmniej bądźcie na tyle mądrzy żeby pozbyć się auta.
Spojrzałam na Deana z rozszerzonymi oczami, jak i on na mnie i Sama.
- Że co proszę? - Spytał.
- Wasze sobowtóry używają tego samego modelu. - Wyjaśnił. Widziałam wściekłość i zagubienie Deana na tę wiadomość.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz