4.

2.3K 123 39
                                    


Kilka minut po 11 byliśmy pod domem żony ofiary. Sam poznał jej imię, wiecie komputer, internet te sprawy. Wdową była Jane Garret. Zamiast jechać dwoma samochodami pojechaliśmy Impalą Deana, to znaczy pojechaliśmy we trójkę, Meg jak na razie wróciła do motelu, nie potrzebne były nam teraz zwady.

-Chłopaki, wiecie lepiej będzie jeśli to ja będę rozmawiać, kobieta może być w złym stanie, a zgaduję że do wrażliwców nie należycie. - zmierzyłam ich wzrokiem.

-Właściwie...- zaczął Dean ale dostał z łokcia od Sama.

-Po prostu się zamknij.- dokończył Sam, co Dean skomentował chichotem na dźwięk którego sama się uśmiechnęłam. Ruszyliśmy w stronę drzwi, Sam zapukał w nie i otworzyła nam kobieta, tak szczerze nie wyglądała na załamaną.

-Witam jestem agentka Josette O'Connell...-przedstawiłam się pokazując odznakę.- a to moi partnerzy Elliot Finch i Fred Smith. Czy możemy porozmawiać z panią Jane Garret?

-To ja, tak proszę wejść. - powiedziała pewnym głosem spoglądając na Deana i odeszła kręcąc biodrami. Wywróciłam oczyma wkurzona.

-Chyba jednak moja wrażliwość nie będzie konieczna. - szepnęłam w ich stronę na co delikatnie się zaśmiali.

Weszliśmy do środka.

-Podać coś? Kawę? Herbatę? - spytała jak gdyby nigdy nic.

-Nie, dziękujemy.- odezwał się Sam.-Jak się pani domyśla jesteśmy tu w sprawie pani męża.

-Och tak, tak...okropna sprawa. - powiedziała nadal mierząc wzrokiem Deana który wyglądał na skrępowanego. Sama nie wiem nawet czemu mnie to denerwowało, ale nie umiałam się powstrzymać więc...

-Nie wygląda pani na zbyt przejętą.- parsknęłam. Zostałam zmierzona zdziwionym wzrokiem braci. Odchrząknęłam.-Przepraszam, to znaczy...jak wyglądały państwa relacje?

-No cóż, nie układało nam się, kłóciliśmy się. Ale tak właściwie czemu pani o to pyta? - odezwała się z wyższością.

-Wykluczamy wszelkie możliwości.- powiedziałam znacząco. Dean nadal mnie obserwował, a Sam objął pałeczkę.

-Moja partnerka ma na myśli...może inne pytanie. Wie pani może kto ostatni widział się z pani mężem przed jego śmiercią?

-Tak. Nasz sąsiad, Greg Sulled.

-W porządku dziękujemy. - Sam włożył rękę do kieszeni pod pretekstem wyjęcia długopisu, ale miał tam żyletkę. By sprawdzić panią Jane, musieliśmy wziąć skądś krew, gdyby była rugaru jej twarz zmieniła by się. Winchester wyciągnął zranioną rękę.

-Ałć! - przyłożył palec do ust. Poza dziwnym westchnięciem ze strony wdowy od siedmiu boleści nie wydarzyło się nic podejrzanego. Więc to nie ona jest winną.

-Do widzenia, gdyby pani sobie coś przypomniała o to moja wizytówka. - podałam własną, by nie zrobił tego Dean. Nie chciałam tego i już. Wyszliśmy.

-To nie ona. - powiedział Dean przy samochodzie.

-Taa...poza tym że to napalona stara wdowa to...nic innego nie można jej zarzucić. - powiedziałam wywracając oczami.

-Co Ty? Zazdrosna? - powiedział Dean zalotnie. Parsknęłam, chociaż moje ciało zareagowało na to nie tak jakbym chciała.

-Nie! No ale błagam na was obu patrzyła jak pies na kość! Lub jak ja na Dylana O'Briena!

Zaczęli się śmiać. A ja znów prychnęłam.

-Okej, więc teraz idziemy do...Greg'a. - odezwał się Sam.

I'll always have your back. | SPNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz